Desant na Łódź, czyli o tym, jak Imperium Kontratakuje, jak to w Polsce czasem bywa, jak wysokie Elfy lubują się w wojnach domowych, a także o tym, że i tak mroczni bogowie śmieją się ostatni.
Relacja z turnieju; 24-25 Listopad.
Chłodny, jesienny poranek i głód kofeinowy.
Listopad
24. Może i David Lynch obraził się na Łódź. Może i cały zeszły tydzień, Wrocław
nie do końca potrafił się zorganizować w kwestii podróży/noclegu (a co Warszawa
już na ambonie wygłaszała, odnośnie „Super PKP.pl”) . Może, jak zwykle do
Piątku nie wiedziałem czym zagrać, rozdarty bardziej niż zwykle… To jednak.
Tegoż 24-go, siedząc w aucie z Mer, Bonq, Farbą i Sosem, spoglądałem za okno,
gdzie krwawy poranek zalewał horyzont, do złudzenia przypominając dobrze znany
Rift. To będzie dobry turniej; pomyślałem. I był. Choć bilans 3-3, to kolejny
przystanek na drodze klęski w ostatnich większych turniejach, (o czym dalej),
to z obiektywnego punktu widzenia, niczego odmówić Desantowi nie można.
Ale
po kolei. W Domu kultury, którego wnętrza i wyposażenie przeczyły całkowicie
wyglądowi z zewnątrz (no, w końcu nie po okładce…), stawiliśmy się na czas, po
momentami ekscytującej jeździe (czy to pod prąd, czy z powtórką z Kononowicza,
czy z nieśmiertelnym Ice T w głośnikach). Ja sam, smarkający już od dnia
poprzedniego, z zapasam chusteczek i rolka papieru toaletowego w kieszeni
(wiecie ile chusteczki na benzynówce kosztują!!??), czułem flashback z turnieju
w Zabrzu, gdzie z podobnym czerwonym nosem, męczyłem się cały dzień. Ekipa
Łódzka stanęła na wysokości zadania. Miejscówka bez ścisku, organizacja
profeska, a do tego, chyba największy hit turnieju – custom stolice, do wyboru
dla każdego uczestnika. Super pomysł (szczególnie, że osobiście mam taką przypadłość
i udało mi się wywalczyć cały komplet: D – oczywiście, uczciwie, grając do
upadłego na wszystkich trzech formatach turniejowych). Jest jednak rzecz, do
której muszę się przyczepić. BRAK KAWY!!!!! W całym domu kultury i na zewnątrz
ni jak nie mogłem się doszukać, co mocno rzutowało na moim samopoczuciu : (
(Tak, jestem uzależniony). Ok., z poważniejszych rzeczy, populacja sięgnęła 52,
a trzeba zaznaczyć, że Warszawa i Trójmiasto były dość skąpo reprezentowane.
Uważam to za spory sukces, (w czym udział ma również nasza ekipa: Mer, Farba,
Bonq, Sosu, mua, Deer Dance, Jaszczur, Darker, Czarny, Arczi, Nastiuk). Po
wszelkich przywitaniach (dobrze było zobaczyć mnóstwo znajomych twarzy),
wystartowaliśmy z rundą numero uno.
Zwiastujący świt. |
Myślał wilk razy kilka - osmarkało wilka...
Uwaga,
teraz zacznie się ta część, w której miauczę i narzekam, o tym, jak to słabo
wybrałem talię i jak beznadziejnie zagrałem tego dnia overall. A wszystko
zaczęło się kilka dni wcześniej, kiedy to ponury dzień wstawał nad Wrocławiem…
No, dobra, oszczędzę wam tego. Suche fakty:
-
Wtorek 20/11, liga, zagrałem Imperium ADHD, na skakaniu Wernerem, Lincolnami,
wyskakiwaniu z Ambusha i zabawie z wszystkimi trzema legendami w jednej talii
(plus Hidden Operative). Mega fun i wcale nie śmieszne możliwości.
-
Środa 21/11, składamy u Mer combo orki z małym Rzygiem (niestety bez We’z
Bigga, jak doradzał Bonqu – mea culpa). Imperium dostaje wpierdol aż miło, no
nie ma siły. Jedynie tech z Magiem Loeca, jeśli szybko wypali, daje jakieś
szanse. Ogólnie, Imperium z Orkami ma słaaaaabo (proste, bo gra przede
wszystkim na jednostkach i małej ilości wsparć eko). Wiara w niebieską talię
nieco spadła. Chaos za to, z Orkami – mniam, mniam.
-
Czwartek 22/11, wieczorem u Sosa, pograłem ww talią, z małym techem HE (Mag
Loeca z Rezerw – głównie na Vomita i Bombę + RtG na Comba i jedne Flamesy pod
Volkmara). Było naprawdę dobrze! Świetny matchup z Chaosem. Zagrałem też tego
wieczoru zwyczajowym Chaosem (nieruszanym już od paru tygodni, ale wciąż mocnym
standardem). Wyniki na poziomie 50% wygranych z innym Cha oraz DE (kostka).
-
Piątek 23/11; tu już sam ze sobą walczę, pomiędzy jedną wątpliwością, a drugą,
konsultuję pomysły z Michałem (Deer jak by ktoś nie wiedział;). Wychodzą z tego
dziwne rzeczy. Składam ostatecznie solidne Imperium, z wkładką DWA (Alliance,
Demolka i Hospitable Cave) oraz przekombinowany Chaos, z Kuźnią (nie budynek,
więc na plus), Eksperymentami, Daemon Swordem i Mark of Chaos (w celu zrobienia
na akcji, ekonomii na początku swojej tury, po szybką legendę). Teraz tylko
wybrać.
-
Sobota 24/11; w nocy snią mi się jakieś Spawny (tak, za dużo oglądania i
chłopcom śnią się potem obrazki). Uznaję to za znak, biorę Chaos. Popieram
jeszcze brakiem ogrania Imperium (jeden turniej tylko) i mam gotową śpiewkę. Do
tego, krwawa łuna poranka, zdaje się zwiastować przychylność Czterech (inna
sprawa, że Bonq kwituje to zjawisko:, „Ale przecież każdego ranka tak to
wygląda…”). Po części miałem rację z tą przychylnością, ale nasz kierowca –
Farba, niczego również nie przeczuwał.
Tak
to mniej więcej było, jeszcze przed spisem talii plułem sobie, z Wrocka, moc
Imperialna, trzeba było się przełamać, i albo zagrać tym, co podpowiadało serce,
albo przełamać schemat Chaosu na maksa. Nie mniej, talia, jaką zagrałem, czyli
dość standardowy Chaos, na papierze wyglądała na silną, zdolną wygrać z każdym.
Tak też było, choć nieodłącznym elementem Chaosu jest zmienność, powodująca, że
równie dobrze, można z każdym przegrać. Z ciekawostek, grałem bez UTS i wcale
nie przeszkadzało.
Pierwsza
runda, to mirror, z kolegą Tobolem, wygrany 2-1. Już po tym meczu wiedziałem,
że dokonałem tragicznego wyboru. Wygrany rzut kością dał mi wynik, w innym
wypadku, wszystko mogło potoczyć się odwrotnie.
Od
rundy drugiej, spadło jakieś przekleństwo. Program do parowania masakrował.
Przez bodaj trzy następne rundy, ludzie grali przeważnie ze swoimi ziomkami z
miasta. Ja zagrałem z Mer. Nikt nie lubi wzajemnego zabierania sobie punktów. Z
tego, co rozmawiałem, tak samo jak Wrocław, ucierpiała Łódź. Z orkami, poszło
dość gładko, choć w każdym momencie na krawędzi ostrza. Z jednej strony, Orki
są jedną z łatwiejszych do skontrolowania talii, ale są też najbardziej
wybuchową talią, potrafiąca wygrać z pustego stołu, na co Chaos nie ma żadnej
odpowiedzi.
Trzecia
runda. Dwie wygrane. Nie najgorzej. Ciąg dalszy bratobójczej walki. Tym razem
Jaszczur. No cóż, kiedyś musiało to nastąpić. Przegrany rzut kostką obniża
morale. Do tego Imperium to jedna z lepszych opcji na Chaos i ogólnie Destro,
(o czym dopiero niedawno ludzie sobie przypomnieli). A jednak, udaje się
wyciągnąć i wygrać pierwsze starcie! Drugie, to szybka kontrola ze strony
Rodryka. No, cóż, zaczynam w ostatniej. No i wyszło. Kiepski start, częściowa
kontrola, i powoli, powoli, Imperium triumfuje. Mimo tego, że wbrew własnej
teorii wróciłem do Wiosek, (którymi nie grałem jakiś rok chyba), starty bardzo słabe,
przy opcji Rodrick/Osterknacht z przeciwka – praktycznie przegrywające grę.
Czwarta
i znów swój człowiek! No pięknie, zagram sobie w Łodzi mini ligę Wrocławską.
Scenariusz kompletnie bliźniaczy z poprzednią rundą. Rzut w dupę. Pierwsza gra
przełamana. Kolejna wygrana przez DE Bonq. Decydująca – średni start, gdzie obrywam
w pierwszej turze dwoma Hexami i do widzenia. Prócz chodzenia w kółko i
marudzenia, że tak sobie w stopę strzeliłem z wyborem talii, jednocześnie zdaję
sobie sprawę, że kolejne dwie gry musze wygrać, albo do domu.
Piąta
runda. Imperium Sobczasa. Po średnio udanej Verenie, wygrywam pierwszą. Jest
dobrze. Druga przedłuża się, a to nie wróży nic dobrego dla mnie. Fryderyk
zaczyna pukać do moich drzwi. Desperacko bronię się, by przeciwnik zasmakował
przewinięcia. Coraz bardziej wpieniony na siebie i na to, że nie poddałem gry
10 min wcześniej. W końcu, dwie tury od przewinięcia, dociągam karty,
stwierdzam, że nic z tego i poddaję, na 10min przed time limitem. Jak zauważył
Deer, miałem na łapie Spawna, który mógł zatrzymać rannego na 4 Fryderyka,
prawdopodobnie dając mi wygraną. Nerwy, brak skupienia. BRAK KAWY!!!!
Decydująca, słaba ręka, idę, więc szybko do przodu Szczurem i Maruderem. Palę
strefę, mocny nacisk, kosztem dociągu. (czyli podręcznikowy błąd świeżaka,
przeciw Imperium, taktyka do przodu nie sprawdza się NIGDY). Krwawiąc, Sobczas,
powoli stabilizuje sytuację na stole i dociska grę magicznym Fryderykiem. Nawet
bez szans na remis, w te 10 min przegrywam topkę.
Ostatnie
starcie turnieju, na lajcie, gra, co najwyżej o wyrównanie bilansu 2-3. O
dziwo, jedna z przyjemniejszych. Majesty, mirror Chaosowy. W trakcie gry
stwierdzam, że jedynymi pozytywami w mojej talii były dodane Szczury, które to
z Mark of Chaos i świętą Bombą, wygrywają mi mecz 2-1. Pozdr dla Mejesty’ego, z
którym to przyjdzie mi jeszcze zagrać dnia następnego.
Tym
oto sposobem, wylądowawszy na 25 ostatecznie miejscu, zażenowany swoim
wynikiem, poczułem też pewną ulgę. Nie tknę Chaosu do wyjścia nowej legendy.
Rzekłem. Na pocieszenie, złożyłem z Deer Dance’m, (który też zaliczył mało
chwalebny wynik) złożyliśmy na kolanie talie z Core Setu i Assault (format
Origins). Przynajmniej sobie pogramy, jak już nam podziękowano na turnieju
głównym.
W kupie siła (Beduin, bez skojarzeń!)
Mimo
marnego występu ww dwójki, reszta ekipy pokazała klasę. Mer zabrakło ułamka w
decydującej grze, by wcisnąć się do topki, choć wynik 3-3, po przerwie prawie
pół rocznej w graniu, nie zawstydza. Jaszczur(EMP,5-0-1), na drugim, Farba(CHA,4-1-1)
czwarty, Czarny(HE,4-1-1)szósty, Arczi(EMP,4-0-2)siódmy, Bonq(DE,4-0-2)ósmy,
Nastiuk(CHA,4-0-2)dwunasty, oraz piętnasty Darker(HE,3-2-1). Wszyscy w top16.
Nieoczekiwanie Sosu, poległ z wynikiem 3-3, na 21 miejscu, widać, tak jak u
mnie, tak i u niego, czegoś w talii zabrakło.
Chyba nie złożyliśmy tych talii, jak Bozia przykazała... |
W
tym miejscu, drogi turnieju głównego i moje rozchodzą się. Finałowe gry,
oglądałem z doskoku, grając jednocześnie w Origins. Talia imperium, bez takich
kart, jak Osterknacht, Fryderyk, Dyscyplina!!, Rodrick, Long Winter; za to z
trzema terenami, Wolami, Innowacją, Taalem i Johanessem! Ogólnie grało się
bardzo fajnie, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że Orki mają miażdżącą przewagę
na tym etapie, posiadając odpowiedzi na wszystko i globalne czyszczenia stołu.
Mimo to, udało się zająć drugie miejsce (po przegranej 1-2 z Virgo, czempionem
niestandardowych formatówJ. Sporo zabawy i old
schoolowych zagrań, do tego wyhaczyłem w nagrodę 3 promo-stolice, a więc brakło
tylko dwóch do pełni szczęścia.
Heat of Battle
Na
tych „ważniejszych stolikach, tymczasem, toczyły się epickie bitwy. Stachu, z
bardzo ciekawą talią, rozliczył się z Chaosem Fortepa (a nie mówiłem, że cię
pokara Fortep:P. Wosho, po bezbłędnym przejściu rundy zasadniczej, wyeliminował
Boreasa, który też wymiatał (obaj porno HE, na kosmicznych kombach), przegrywając
tylko ze swoim pogromcą (myślę, że część graczy odetchnęła z ulgą, na wieść, że
przynajmniej jedna z tych talii odpadła). Arczi wygrał z Angianem, do którego mam
żal, że nie zagrał ze mną (oczywiście, nie z własnej winy, a bardziej z mojej,
bo dawałem ciała przegrywając). W tym momencie też, reprezentacja gospodarzy
pożegnała ostatniego ze swojej ekipy. Z topowej drużyny Wrocławia, odpadł
Darker (jak zwykle, fatum, z Jaszczurem, który pokazał PRAWDZIWĄ moc Dezercji, do
tego dobierał perfekcyjne rozdania). Nastiuk przegrał 1-2, choć po części na
własne życzenie i brak agresji pod koniec decydującej gry. Jego pogromca, rzec
można rewelacja turnieju, jeśli chodzi o talie, Jan Mazurkiewicz, grający na
mega mixie DE, z Lordem i Snersami do przewijania plus mnóstwo ukrytych,
zaskakujących zagrań (min: Slave Pen – Liber Mortis – Infiltrator – every turn
you have 2 resources less bitch!).
"Fortep - jestem organizatorem musisz mi to puścić!" |
Na
etapie 1/8 pojawiła się szansa na Wrocławskie top4 w 100%. Stachu pokazał
jednak skilla, wrzucając łyżkę dziegciu do naszej beczki. Pokonał Czarnego 2-0.
Jaszczur, z wynikiem 2-1 wyeliminował Arcziego, w mirrorze Imperialnym, a Farba
2-0 przeszedł przez DE przewijarkę. Z tego, co myślę, słabością tej talii
(grałem podobnymi buildami z artefaktem, ale z Legendami, na ostatnich ligach
przed Desantem), jest wczesna kontrola ze strony przeciwnika. Chaos Farby
raczej nie wybaczał potknięć w tempie, czy słabiej obstawionych stref, stąd
pewnie wynik. Hitem tej rundy był jednak pojedynek Bonq’a i Wosh’a. Combo He, które
bardzo trudno zneutralizować, praktycznie nie do zatrzymania jak już ruszy vs
DE, z opcją na wszelaką kontrolę + wcisk. Jak sam przyznał Bonq, na fuksie, ale
też w mojej opinii konsekwentnym dręczeniem ręki i stolicy przeciwnika, DE
zmusiły swych wyniosłych braci do przewinięcia. W drugiej grze, Wosho, popełnił
kilka błędów i okazało się, że ofensywa, jego „reperującej kamienie ścieżki”
talii, została zatrzymana. Brawo dla Bonq’a, za ten wynik, brawo też dla Wosha,
za bezlitosne egzekwowanie siły HE.
W
półfinałach, kolejny raz Stach stanął na drodze Wrocławskiej ofensywy i kolejny
raz wyszedł z bitwy zwycięsko. Pokonany 2-0 Jaszczur, (który tym razem nie
dobierał już tak dobrze, jak to ma w zwyczaju), musiał zadowolić się meczem o
trzecie miejsce, w którym to wygrał, z Bonq’iem. Jego właśnie, 2-1 pokonał
Farba i mimo swojego płakania i smutnych min – wbił do finału (niewątpliwie,
ten poranny Ice T i adrenalina na drodze podziałały).
Triumfator |
Wielki finał Desantu, dwóch odwiecznych wrogów. Imperium ludzi i tak kochający je degenerować,
bogowie Chaosu, wspomagani elitą Nieumarłych. W pewnym momencie, wydawało się,
że niebiescy zgniotą, u Farby samotny ptak na stole, u Stacha z pięć kart
więcej. Wracam po chwili, a tu Farba napiera Wampirem, Maruderem plus ze dwa
ptaki! Szok! Szkoda, że nie widziałem, jakiej to pomocy udzielili Mroczni
bogowie. Od tego momentu była już tylko rzeź i niekończące się najazdy
wkurwionych zwierzoludzi, do tego stopnia, że triumfując, Farba zostawił pusty
stół, z dodatkowymi trzema lojalkami chaosu do jego dyspozycji…
Zasłużone podium dla Stacha. |
Brawa
dla Stacha, pokazującego na każdym turnieju, że jest topowym graczem Inwazji.
Ciekawa talia i rewelacyjny wynik. Farbie należą się tym większe gratulacje, za
profesjonalną egzekucję, tego, co przyszykował dla przeciwników. Tym bardziej,
że nie bał się złamać tendencji, wywalił z talii Raiding Camps (prócz jednego),
a postawił na power neutral (Zamki, Szczury, Wampiry, Numberless Graves), oraz
Kapliczkę Nurgla, z której niech się śmieją wszyscy ci, którzy na pierwszej
ręce Chaosu, nie dostali Spawna ani Templa i musieli 1 kasy w dupę wysłać (jak
najbardziej zaliczam się do tej grupy i nie śmiejąc się, przyznaję rację, że
takie starty nad wyraz często miewałem).
Drzemka za kotarą? Czemu nie? |
Tym
optymistycznym dla Wrocławia (1,3,4,7 i 8 miejsca) akcentem, zakończyliśmy
zmagania. Następnego dnia, czekała nas drużynówka, ale przed nią…oczywiście.
Integracja.
No
właśnie. Chłopaki, zróbcie jakąś rewoltę, glosujcie lepiej, albo może wywalcie
drużyny piłkarskie z miasta (ale flegm na mnie zaraz poleci). Taki potencjał,
takie historyczne miasto, a nie obrażając nikogo – obskur i beton. Smutek. Zdaję
sobie sprawę, że widzieliśmy pewnie jeden z najgorszych rejonów, ale jednak. Tak,
więc, po odrobinę przydługim spacerze poszukiwawczym (na szczęście w większej
grupie), dotarliśmy do Szafy. Knajpka dostaje duży plus za wieczór z Queen.
Były też frytki, tosty i wszelkie alkohole, których smaku za nic nie czułem, a
uwagi na przeziębienie. No, cóż, piwo jak woda z procentami. Ci, co byli,
wiedzą, o niezręcznych wypadkach, jakie mieli miejsce, głupio jednak, by te
rzeczy rzutowały na ekipie Inwazji z Łodzi. Mimo perturbacji, fajnie było
posiedzieć znów i pogadać o karciance i nie tylko. Wypicie piwa z Angianem nie
wyszło (ja nie czułem smaku, a on prowadził), za to posiedzieliśmy przy barze.
Za to dobrze bawiła się Mer, jak widać, na jej produktywnej sesji foto z
telefonu. Udało się też sporo pogadać z ALANem i Boreasem. Pozdr! Do domu
zawinęliśmy chyba koło 2, nie powiem, po dość sporych zawirowaniach i lekkim „niedowładzie”
logistycznym ; ) Za to Darker, szacun man, mieszkanie VIP (no i te łażenie w
skarpetach po balkonie:D!! A śniadanko ( I KAWAAAAAAA!!!), Jeszcze lepsze.
Dzień bez kaca, to dobry dzień.
Zwycięska...ekhm..drużyna... |
Niedziela
– czyli czas drużynówki. Reaktywacja Corrupt albo Wpierdol. 6 talii. 3 zawodników.
Format znany i lubiany, przednia zabawa. Zagraliśmy zmodyfikowanym Chaosem
(wywaliłem kontrolę, więcej kart na wcisk), EMP i HE z dnia poprzedniego, do
tego wesołe Dwarfy z atrakcyjnym Kazimierzem i rewelacyjnym Spirit Slayerem,
plus Orkowy mega wcisk & moje DE, Malekith i sporo innych wesołych zagrań.
Ekipa Boreasa, podniosła poprzeczkę, wbijając nam remis, poza tym, Corrupt nie
pozostawiał wyboru i siał Wpierdol (szczególnie Bloodthirster, który z top decka
miażdżył w dwóch grach, co najmniej!!). Bardzo przyjemne i interesujące gry, w
końcu pograłem z kimś z poza Wrocławia. Szczególnie w pamięci mam pojedynek DE
vs EMP Majesty. Po stole fruwało wszystko, legendy, artefakty, Fryderyki, walka
łeb w łeb. A na zakończenie, zwycięstwo
i dwie brakujące stolice do kolekcji! No, przynajmniej w Niedzielę był happy
end. (no i Mer się wyspała na parapecie ; )
Ostatni sentyment przed Wieczną Wojną.
Tak
tez dobiegł końca weekend, zwieńczający też pewną erę w Inwazji. Był to, bowiem,
ostatni duży turniej, przed wejściem na stoły nowego cyklu, pociągającego za
sobą spore zmiany tak w sposobie grania, jak i samym deckbuildingu. Cieszył
rozkład sił, dwie domniemanie najsilniejsze frakcje: HE i CHA, miały po 12
reprezentantów, zaraz za nimi 9 DE i 8 EMP. Orki, które wcale nie są słabsze,
ale wyraźnie przeżywają obecnie kryzys (tak frekwencyjny, jak i innowacyjny)
wybrało 7 graczy. Najmniej (jak niesłusznie), bo 4 graczy grało Krasnalami (tutaj wielki respect; Kubala, rewelacyjny wynik). Nie
ma, co, dawno już tak równego rozkładu nie było. Samo top 8 podzieliły 4
dominujące frakcje. I choć wygrał Chaos, to śmiało można rzecz, że Imperium Kontratakuje,
a HE nie powiedziały ostatniego słowa (plus to, że same siebie eliminują, dając
innym wytchnienie). Dlatego też, nie rozumiem, postulowanych restrykcji dla
Chaosu, który to wcale nie góruje nad resztą. (Chyba, że ktoś wyznaje teorię, wedle,
której wygrywająca na dwóch większych turniejach frakcja, z zasady zasługuje na
restrykcję, – co jest oczywistą głupotą). Turniej, trzeba zaznaczyć, miał bardzo wysoki poziom, mnóstwo różnych buildów w obrębie stolic, co tylko cieszy i dobrze wróży kolejnym tego typu imprezom.
Czas,
zatem na zwyczajowe podziękowania. Łódź, panowie, ekstra turniej, liczę, że za
rok też zapraszacie? Oryginalne stolice pamiątkowe a także trofea - świetny pomysł! Nie małą rewelacją okazały się też "piłeczki" dla zestresowanych oraz... ALBUMY!! (:D włączcie se Tele-As na yt, tam tez albumy rozdają, a Czarny poświadczy, że wyczytał tam nie male cuda!) Wrocławska ekipa –
wiadomo, łupimy i grabimy na wyjeździe, oby tak dalej! Dla całej Inwazji, która
się pojawiła, dzięki, dobrze widzieć, że gra ma się bardzo dobrze, a scena ma
takich graczy jak wy. Właśnie ci ludzie, ten klimat i cała otoczka turniejowa,
sprawia, że warto jeździć i warto grać. (Ziggy nie wywiniesz się z tymi
płytami:>
Teraz ty giniesz Szeryfie... |
Mimo
słabego wyniku indywidualnego, za to z dobrą nauczką na przyszłość, wracając
PKP (pluskwiaków chyba nie było, a na dworcu zjedliśmy nie gorszą niż wszędzie padlinę), rozegraliśmy kilka wybuchowych partyjek
BANG!. Przy okazji, rozsiałem zarazę Nurgla po całym przedziale (trzeba by
tylko skontaktować się z tą dziewczyną co jechała z nami, czy też się nie
zaraziła:D
(p.s. Wzywam co niektórych delikwentów, o uzupełnienie swojej gęby na forum, są zdjęcia, jest w czym wybierać, z biegu tylko wymienię Wosho, Angian, Majesty, Kubala! do tablicy panowie, albo piszę pw do Darkera, a nie chcecie, żeby On wam wybrał, don't ya?)
Hmm,
zatem do zobaczenia w Krakowie, w 2013 już. !!
pozdr
Świetna relacja, jak zawsze. Dobra poszukam tego zdjęcia. I dzięki, te Dwarfy na 60! kartach dawały radę, wczoraj w Gdańsku też wygrały. ;)
OdpowiedzUsuńwszystko piknie Przemo, czyta się jak dobrą książkę akcji tylko gdzie spisy kluczowych talii ja się pytam ;-)
OdpowiedzUsuńCiągle w kolekcji brakuje wypieków Farby, którego nigdzie nie ma (na forum/deckboxie) i Jaszczurexa- w końcu 3 mijsce nie w kij pierdział ;-)
twój wierny czytelnik
Wiśnia
Farba nie bawi się w deckboxa, mniej więcej napisałem na czym polegały zmiany w jego talii. Co do Jaszczura, to go na forum męczcie ; )
UsuńJuz wrzucam :D
UsuńSuper relacja. :) Czekamy w Krakowie z lepszym piwem. :)
OdpowiedzUsuńPozdro
Polecam parapety w Domu Kultury w Łodzi!! - by mer >D
OdpowiedzUsuń