wtorek, 17 stycznia 2012

WOŚP, a sprawa Dark Elficka…


Relacja z Turnieju w Zabrzu; 07.01.2012


Wyprawa

A więc właśnie, w naszym nowym roku, już na samym jego początku, wypadła nam mała krucjata turniejowa, co wobec niemożności stawienia się na Regionalsach w Krakowie, miało stanowić niejako przedsmak zmagań na tegorocznych turniejach ogólnopolskich, a przede wszystkim dobrą okazję do sprawdzenia, jak to i czym nasza stara Inwazja stoi. Nie da ukryć się faktu, że Deer Dance Mobile, w składzie rzeczonego kierowcy, mnie samego, nękanego już od dni dwóch Nurglowymi podszeptami, a także Dami, Darkera i Jaszczura (uff), jechał też na nieuniknioną konfrontację ze słynnym ad hanem, którego imię, powoli staje się straszniejsze w wymówieniu niż adhd w stosunku do własnego dziecka. Ma to swoje źródło, w ogólno popularnych tematach formowych, gdzie, przynajmniej dla mnie, pewne rzeczy przestały być już głupio-śmieszna, a stały się irytujące. Akurat w moim przypadku, taka zmiana powoduje tylko szerszy uśmiech na twarzy, choć raczej taki już zażenowany i zmęczony powoli. Mamy wolność słowa jednak, każdy niech sobie plecie jak chce i co chce, dlatego też ja tutaj piszę, wypisuję głupoty różne, z tą jedynie nadzieją, że nie urażam nikogo zbytnio i totalnych debili zmów nie wypisuję (a przynajmniej świadomie). Jakkolwiek odbiegłem od tematu, czas wracać.

Wiadomo, te nieliczne autostrady które istnieją w Polsce, i jeszcze przez krotki czas nie płatne, doprowadziły nas, razem z prehistorycznym GPS’em na miejsce (choć końcowy odcinek, na magicznej estakado-rondo,węzło-auto-labirynto-czymś był dość hardkorowy). Dom Kultury w Zabrzu, obok Lidl na wypasie – myślę będzie dobrze. Przełykanie szło coraz ciężej i jakieś objawy gorączki się pojawiały, ale nic to, jogurcik pitny i jedziemy. Halo, ale zaraz. My tu sobie na 10 przyjeżdżamy, nawet wcześniej, a tu zonk! Zamknięte. No to myślę, se pograłem. Szybko pojawiają się ludzie odpowiedzialni za roztwarcie bram, wkrótce po nich pierwsi gracze. Potem jeszcze trochę czekamy, kolejni. No, przynajmniej się wyspali, no ba! Nie wiem, na ile nasza święta wizyta była nieoczekiwana, no ale fajnie też, ze nikt nas nie wygwizdał. Miejsce gry – spora salka, elegancko, miejsce jest. Jerry, zjawił się wkrótce, wyszło, że trzeba nieco zaczekać, na resztę ekipy. No, jak trzeba to trzeba, im więcej graczy tym lepiej. Więcej paplał nie będę, ludzie pozytyw, organizacyjnie, sprawnie i szybko. Dobra robota chłopaki!


Przyszła ….. i się nie przywita!

Opowiem wam za to małą anegdotę, autentyk z tego turnieju. Siedzimy sobie na ławeczkach, w tej salce, no i wyczekujemy, kiedy ten Adhan przyjdzie, wiadomo, że lipa była by gdyby się nie zjawił. Co poniektórzy z nas mieli okazję go poznać, gdy był u nas gościnnie we Wro, reszta nie miała jednak wątpliwości, kiedy miszcz ceremonii wkroczył zamaszystym krokiem do Sali. Z rozpędu zakrzyczał: „Ooo! Wrocław!” i zabrał się do witania. Ja siedziałem najbardziej z tyłu, taki niepozorny. No to pierwsza witka, z Jaszczurem, tu, z Darkerem, już Deer Dance…ja tu wstaję, szykuję swą prawicę…a tu pach! Adhan na stopie się odwraca i idzie w druga stronę. Biedny przemo, siadłem zgaszony jak świeca o północy, myślę; „No tak, ja to już nawet nie z Wrocławia. Ale kim w sumie ja jestem, plankton nawet nie.” I tak to było, do dziś mi się śni, jakim to pełen nadziei, czekam, jak mały chłopiec na komunijny prezent…a tu chuj!


Deck Master Hustler

Dobra koniec sentymentów, lecimy z graniem. Talia najpierw. Czym więc grać? Dla mnie było raczej jasne, choć swoje musiałem pomarudzić. Od kilku turniejów we Wro, na głos krzyczę, że czemu to ludzie De nie grają, przecież one teraz rzeź robią, jak imperium nie przyciska, a sam gram jakimiś HE mieszanymi wynalazkami. Mówię więc, lecimy z tym szajsem, trzeba coś ugrać przecie. Talia była już u mnie w pudelku złożona od jakiegoś miesiąca. Dzień przed turniejem przysiadłem, porobiłem zmiany (dobra debata z Arczim – pozdr!) i wymyśliłem, że przetestuję Building Plans. Szybkie halo do Darkera – ok. pożyczy (wiecie, jedynie słuszne i prawdziwe jangielskie karty jak zwykle docierają tak ze 2 tyg później). Lekki dreszczyk emocji jeszcze wieczorem, okazuje się, że Darker zgapa : P też chce planować. I tu wyrasta legenda człowieka bez koszulki, ale w kurtce – poświęcenie Arcziego o nieludzkiej porze w sobotę rano – bezcenne! Koniec końców, przez przypadek sam się oszukałem, nie zabierając zapasowej koszulki i cale szczęście, bo przed turniejem chciałem wepchać jeszcze Take Captive!

DE  Aggro-Control

3 Walking Sacrifice
2 Clan Moulder’s Elite
3 Shades
3 Thief of Essence
2 Mannfred von Carstein
2 Mortella
3 Seasoned Corsair
2 Blood Dragon Knight
1 Wight Lord

1 Malekith

3 Hate
2 Building Plans
2 Chillwind
3 Warpstone Experiments
2 Burn it Down
2 Countermoves
3 Sacrifice to Khaine

3 Offering to Hekarti

3 Warpstone Excavation
3 Contested Village
2 Har Ganeth
3 Slave Pen


Kilka słów o kartach może rzadziej spotykanych i o wyborach. Malekith –wychodzi rzadko, ale jak już, to wygrywa gry. Jako alternatywa, w razie impasu lub luksusu. Countermoves, jako bullet karta na ewentualne RTF czy uciążliwe Fryderyki z dyscypliną, Szczury z Eksperymentami. Chillwind, którym gram zamiennie z Bladewindem, tutaj wybrałem spaczenie, ze względu na obawę przed wyskakującymi dużymi jednostkami, w taliach rokowych i chaosu. Trzecia Elita nie zmieściła się, ale nie była aż tak kluczowa, ważniejsze lojalności i płynność. Wight Lord, jako niespodzianko – ciekawostka, nie powiem, byłem zadowolony. Plany Budowy – i tak i nie, myślałem, że będą odrobinę lepsze, choć zdecydowanie, ta karta jest lepsza, w nieco bogatszym w suporty decku. Warto było zobaczyć to w działaniu. Mortella kosztem Beastlorda – przed turniejem się jeszcze zastanawiałem, teraz już nie mam żadnych wątpliwości, tak panienka robi wszystko by wygrać dla nas grę. Manfred tylko potwierdził klasę i nienaruszalną pozycję w tej talii.


Poświęcimy ich dla…wiadomo, kogo. I będzie dużo krwi. I jeszcze więcej krwi.

Hitowy pojedynek turnieju: Jaszczur vs Adhan (fot.Dami)

Pierwsza runda to przede wszystkim wielki szał. Mecz miesiąca, a może i kwartału. Jaszczur (ze swoim naporowo-niewiadomo-legendowym piratem Imperialnym) kontra Adhan i jego niezniszczalne High Elfy. Normalnie hit od razu na początku. Po ciężkich bojach (i przeprawach z rozkładaniem kart na x-1/fx+3 kupek w określony wzór), Jaszczur przeważył na 2-1. Było ostro. Ja sam, wyjątkowo cichutki na tym turnieju, zagrałem z sympatycznym kolegą Tomaszem, dysponującym talią Chaosu. Dość gładka wygrana, w tym rzucony przez Mortellę UTS pokazały, że Chaos nie ma lekko z Łowcami Niewolników. Gdzieś tam nawet Call mruczał pod ścianą, ale się nie ziścił.

Runda druga, to kolejny hitowy pojedynek z serii Adhan-Wrocław, tym razem Deer Dance nie oparł się swoim Chaosem i został pokonany pogardą wysokich elfów. Ja sam, jak stwierdziłem: lepiej teraz niż później. Zagrałem oczywiście z Darkerem, który tym bardziej pechowo, w pierwszej rundzie musiał walczyć z Dami. Nasze talie posiadały ten sam szkielet, choć znacznie różniły się uzupełnieniem owego. Wygrałem rzut, więc dobrej myśli będąc, rozpocząłem, nawet z dwoma Warpstone’ami. Szybko okazało się, że zostałem skontrolowany niemal błyskawicznie i zaliczyłem wtopę. No cóż. Gracz dobry to nie wstyd. Druga gra była przeciwieństwem pierwszej, tym razem mi udało się skontrolować. Trzecia, przy rozpoczęciu Darkera dawała mu niejaki komfort, w dodatku, miałem podejście totalnie nie kontrolne. Jak to bywa w takich przypadkach, trzeba było rzucić się do gardła i napierać od pierwszej tury, czym się da. Okazało się, ze Szczur i Mannfred zdołali wbrew przeciwnościom przełamać wroga i spalić, (choć kluczowy okazał się mały fortel z Lobberem jako niezbędne paliwo dla Mańka). Zadowolony z wymagającej gry i zwycięstwa – zgłaszam 2-1.

W trzeciej rundzie padło na Jerry’ego. Orkowy napró, nie oszukujmy się przy wyjściu Hekarti – nie wiele może zdziałać, tak też było. Mimo dociągania wiosek i warpstone’ów jak szalony, nie starczyło ani lojalek ani pieniędzy na Rzyga, a jak już były, Shade’y skutecznie wyrzucały je z ręki, ku frustracji Jerry’ego.  Kiedy zaś Quest nie doszedł, zostałem szybko zalany falą brutalnego łatajstwa. Nie mogę też nie przyznać mu sporego pecha, w tych grach, no ale, tak to już jest z niesubordynacją zielonych; ) Ostatecznie 2-1 na moje.

Spotkanie z Krisbitem przebiegło mniej więcej tak. Mirror. Kto zaczyna ten wygrywa. Rzut moimi kostkami dał mi zwycięstwo, choć nie można odmówić ani mi ani Krisbitowi dobrej gry. Założenie, jakie wypisałem wyżej sprawdza się tylko wtedy, kiedy obie talie są równie dobre oraz gracze, nie popełniają rażących błędów.  2-1 dla mnie.

Piąta runda to spotkanie ze znacznie lepiej już złożony Callem, Solara. Przyznam, że w pierwszej grze, drugoturowy Call, wobec braku mojej odpowiedzi, skończył grę w turze trzeciej. Ok., Ale teraz już mówimy stop. Dwie kolejne, to dominacja nikczemnych i biedny Call. 2-1.


Forced March

Top4,od lewej: Krisbit, przemo, Darker, Jaszczur (fot.Dami)

Tak, więc po wstępniaku, całkiem spokojnie i dość nieoczekiwanie przyznam, z pierwszego miejsca wszedłem do top16. Nie jestem do końca pewien, ale to chyba Germanus, grający Orkami był moim przeciwnikiem w 1/8. Mecze niestety były bez historii, jako, że DE totalnie zdominowały zielonoskórych. Ćwierćfinał za to, przyniósł do mojego stolika Jaszczura (a tak naprawdę to go w sumie tam zaprosiłem, trzeba przyznać, że już wtedy trawiła mnie gorączka i byłem mało komunikatywny, omijając nawet darmową pizzę!). Jaszczurowi wiodło się różnie w tym turnieju, grę wcześniej po raz drugi spotkał się z Adhanem – swoim nemezis, i tam również po ciężkich bojach, wygrał 2-1. Wiedziałem, że nie mogę lekceważyć jego talii, zwłaszcza kierowanej przez tak sprytnego gracza. W taki jednak sposób (lekceważąc) przegrałem grę numer dwa, co doprowadziło do remisu, po mojej pierwszej wygranej, gdzie udało się skontrolować dociąg i pozbyć kościołów. trzecia gra upłynęła pod znakiem mojej dominacji, jednak wciąż czymś się bronił ,coś kombinował i brakowało tej „kropki nad i”. Malekith okazał się konkretną kropą i po jego wyjściu, gra skończyła się w turę później. Zwycięstwo z niewygodnym przeciwnikiem Imperialnym – jak najbardziej warte zapamiętania. Tak się zaraz złożyło, że Krisbit zrewanżował się Darkerowi za porażkę w rundzie zasadniczej, tym samym wszedł do finału, jako druga osoba. A więc powtórka mirror. Nie lubię takich gier, bo zbyt dużo w nich losowości, począwszy od rzutu, po takie sprawy, komu szybciej Quest/Szczur/Wampir. No, ale tak już jest. Decydując się na mocny build, trzeba brać pod uwagę mirrory. Tym razem przeciwnik zrewanżował się wyższym wynikiem na kostce, co po części zasądziło wynik finału. Tak też się stało jakieś 20-30 minut później. 1-2, Zasłużona wygrana Krisbita. Ja sam – bardzo zadowolony z wyniku, zwłaszcza, że nie miałem do siebie raczej żadnych zarzutów, dojścia we wszystkich grach były solidne, a talia chodziła jak dobrze naoliwiona maszyna. Zaś finał – no cóż, taka gra.


Spoils of War

Reasumując, myślę, że turniej można zaliczyć do bardzo udanych, zarówno organizacyjnie (dobre miejsce, free catering, przyjazna atmosfera) jak i wynikowo: za moim drugim, na podium stanął Darker (3 plac) oraz Jaszczur (4 plac). Ja sam, po powrocie wylądowałem już na ostrej gorączce, co dalej przeszło w słynną chorobę Zgnilca i inne powikłania, z których wygrzebałem się mniej więcej z wczoraj na dzisiaj dopiero). Jeśli chodzi o nagrody, to również szacuneczek, bardzo fajne gry, w tym moja upatrzona, którą udało mi się wygrać, czyli Blood Bowl (pierwsze testy już były, gra się świetnie!). Nawet Adhan (bardzo wysokie, bodajże 6 miejsce) dostał swoich Osadników. Mało tego, wszyscy uczestnicy otrzymali pamiątkowe koszulki z logo Inwazji na przedzie i wpisem, WOŚP’a z tyłu. Respekcik i za takie perełki. Hmm no i co by tu dalej – do zobaczenia za rok mam nadzieję! (No chyba, że mnie nie wpuszczą, że ja nie z Wrocławia Jestem…: (

Cała (prawie) ekipa turniejowa. (fot.Dami)


pozdr

2 komentarze:

  1. świetna relacja, szkoda, że Gdańsk miał tak daleko bo z przyjemnością byśmy z Wami zagrali. szacunek za powrót DE i zdanie: "I tak to było, do dziś mi się śni, jakim to pełen nadziei, czekam, jak mały chłopiec na komunijny prezent…a tu chuj!" - TEO

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako, że i ja się wypowiedzieć mogę, a wręcz mi nawet wypada, cóż rzec mogę: Blood Bowl wymiata ;) Relacja, a jakże udana - tak dobrze się czytało, że z rozpędu zaczęłam czytać post niżej - tylko treść mi jakoś dalej nie pasowała. Gratuluję wszystkim wygranym - tym bardziej i tym mniej. Zgnilizną Nurgla opiekowałam się troskliwie, także mam nadzieje przemo teraz pisać będzie bardziej regularnie - mer

    OdpowiedzUsuń