poniedziałek, 26 września 2011

Morrslieb nad Krakowem

Relacja z Otwartych Mistrzostw Polski i Finału Ligi Ogólnopolskiej; Kraków 2011


Przed Burzą (i po Burzy)

Ekipa wrocławska, dzielnie dotarła do Krakowa już w piątek w nocy, w niemal pełnym i przygotowanym do walki składzie: Deer Dance, Arczi, Nastiuk, Miklas, Przemo (ß Deer Dance Mobile); Diana, Jaszczur, Bonq, Marten (ßJaszczur Mobile), Nechrist, Wiewiór, a także Dami i Darker (ß spóźniające się PKP : ). Na początku więc złożę od nas wszystkich wielkie podziękowania dla Boreasa, który przyjął nas pod swój dach, niczym dobry pasterz trzodę czarnych owieczek. Testowanie tali oraz smaków różnego rodzaju piwa, (Świeże, Żywe, Rześkie!) zakończyło się późną nocą, a w rezultacie krótkim snem przed sobotnim turniejem. Spanie w hamaku rewelacyjne! Potem było jeszcze trochę przygód z kanarami w autobusie (nikt nie ucierpiał: D i w końcu stawiliśmy się na polu bitwy.

Pierwszy szok – ile Luda!! 69 Osób, piękny wynik, największy turniej na świecie czas zacząć. (są aspiracje na 100 za rok?!) Mimo całkiem sporego chaosu, na dość niewielkiej powierzchni szkolnej i zamieszania w pierwszej rundzie, potem szło już jak po maśle. Szacun dla Darkera i reszty ekipy Galakty, za ich starania i organizację! Miłą niespodzianką (a dla mnie też pocieszeniem) okazały się pamiątkowe mini stolice, z ekstra artami z kart. Tak jak już wspominano na forum, niedosyt pozostał wielki, z powodu braku top16, rozumiem kwestie czasowe, ale tak wielki turniej jednak, wygląda o wiele lepiej, gdy po dwóch grach nie odbiera ludziom szansy na cokolwiek więcej.  Będziemy za rok na pewno, liczymy na więcej bitew i utrzymanie poziomu – było mega.

Atmosfera turniejowa świetna, obyło się nawet bez zgrzytów większych, jeśli chodzi o sędziowanie czy coś w tym stylu. Rewelacyjnie było poznać kupę ludzi, tych znanych dotychczas tylko z forum lub rankingu nawet. Między innymi Makabrysio z ekipą, mega pozytywne chłopaki, Virgo – uznanie za wierność inwazji, dobrze się gadało, Amarok i Tadek -> spoko było poznać kogoś ze Wschodu, tak trzymać panowie!  Wiodło się w grach różnie – przeprowadzone rozmowy jednakże -> bezcenne. (Stąd pozdrowienia szczególnie dla Cogito – dobrze, że nas zawołali na tą ostatnią rundę: D i dla Fortepa – człowiek renesansu, świetnie się gadało) Wszystko skończyło się oczywiście na wieczornej integracyjnej imprezie, Twoja Stara (sic!) pokazała klasę, dobra muza, tanie napitki i miła obsługa. Zajęliśmy prawie cały lokal! Trochę szkoda, że Zielona Góra zaginęła w akcji, ale wiadomo, Mistrz musiał świętować hucznie; ) Z tego miejsca, też pozdrowienia dla Moniki i Arka, fajnie, że wpadliście, przy okazji mogłem się z awojdim o deckach wygadać dowoli. (No i wiadomo, talia na następny dzień – mistrzostwo: D Pozdrowienia też dla Stacha, za to, że był i za późniejszą wycieczkę po Krakowie, z pakietem powrotnym gratis! (Stachu, wiesz co jest, na Gdańsk wyruszasz z Wrocławia: )

Drugi dzień, już na zupełnym luzie, przyznam, że znacznie ciekawsze gry, słowem Inwazja w pięknym stylu i przy okazji totalny pogrom Imperium. Skład stolic to 3 Orki, 3 Chaosy, 3 Dwarfy i 7 Imperiów, wszystkie 7 poległy w pierwszej rundzie!! Da radę? Można? Pewnie, że tak.

Powrót do Wrocławia (będę snobem, jeśli powiem, że mimo wszystko do stolicy polskiej Inwazji?), gładko i przyjemnie. Dyskusje powrotne, raczej wielka satysfakcja z wyniku Wrocławia, jako teamu, i ostrzenie apetytu na zbliżający się Gdańsk (oj będzie się działo…)



Wiatry zmian na bitewnym polu

Teraz dokładniej o samym turnieju. Sobotnie Mistrzostwa pokazały nam nieco smutne oblicze gry. Imperium zdominowało rozgrywkę, potwierdzając tym samym, że posiada najlepszą w grze ekonomię, popartą rewelacyjną kontrolą stołu, a do tego odbudowuje się niesamowicie szybko, mając w swoim składzie jednego z dwóch najlepszych finiszerów Inwazji. Co tu dużo mówić, solidne talie, technicznie różniące się kilkoma kartami, do tego piloci z najwyższej półki i mamy 6 z 8 graczy top8. Dlatego też wielkie brawa, dla awojdiego (Dwarfy) i Słońca (Chaos), za przebicie się do finału. Można by jeszcze sporo dyskutować o Imperium w kontekście turnieju, ale nie ma takiej potrzeby, jak dla mnie, trzeba się dostosowywać. Turniej był wielką stawką, nastawiamy się na zwycięstwo, więc wybieramy najlepsze talie. Ale tak naprawdę, to gracz czyni talię czymś więcej. Można było to zauważyć. Możliwe, ze restrykcja Derricksburga jest potrzebna, jednak Niedzielny turniej pokazał, że wcale nie ma tak różowo dla Imperialnych, to raczej kwestia samych graczy, albo bojących się ryzyka, albo niewystarczająco dobrego ogrania z Imperialnymi taliami. Zdziwił natomiast fakt, że Dark Elfy nie powalczyły, myślę, że w pewnym sensie w obawie przed Imperium. Dwarfy urywały sobie punkty nawzajem, remisując (jak stwierdziliśmy z Carnage’m i Cogito, to było po części przyczyną niskich lokat brodatych, ponad to, dobry build na Tunnel Fighterach był kompletnie nieprzygotowany na twardą Verenę). High Elfy nie zaistniały z oczywistych względów (nie wiem czy było więcej niż jedna talia odważnej koleżanki). Orki, dla mnie osobiście, było to również zaskoczenie, nie dały rady przebić się do top’a, z kolei, ogromny faktor losowości przeciwników i wymóg 5 zwycięstw w 6 grach, spowodował, że sporo mocnych talii, nie pograło, trafiając na kiepskie parowanie. Może gdyby top16, turniej potoczyłby się inaczej i nieco bardziej malowniczo.


Chaos. Tak, startowałem Chaosem. Tak, nie poszło mi. Tak, wtopiłem dwie pierwsze gry.  Tak, nadal uważam, że ta talia jest rewelacyjna i trudno zrobić lepszą koncepcję chaosu (nie licząc najnowszego dodatku, bo to wyjdzie w praniu, no i niewielkich poprawek, typu + Gory i Zombi / - Pielgrzymki i Quest). Nie, nie tłumaczę się. Tak, to nie był TEN dzień.

Repek, pierwsza gra z jego Dark Elfami (coś około amerykańsko – mistrzowskie). Rzut kostką po jego stronie, to chyba przeważyło, bo wynik był 2-1 dla mrocznych, po wyrównanych grach, nieomal na styk. No cóż, bywa.


Amarok, Imperium, prawdę mówiąc sądziłem, że najciężej mi z krasnoludami, a z Imperium mam powyżej 50%. Rzuciłem nawet więcej! Przyznam, Hidden Grove mnie skarcił. Osterknacht mnie skarcił. Wszystko. Gry były trzy, przy stanie 1-1, w decydującej grze poszła Verena, wypaliła do tyłu również, resetując calutki stół. Brak kart na ręce.  Żal z powodu kolejnych 3 kart z top decka: Eksperymenty, Eksperymenty, Unleashing…chlip


Na tym etapie niestety, szanse na top8 spadły do 0,1%. Kolejne rundy, kibicując twardo ekipie z Wrocławia, (która na szczęście nie wzięła ze mnie przykładu i przez cały turniej okupowała pozycje w top10), grałem po kolei z Dark Elfami (mix z Orkami reanimujący duże rzeczy – pozdr dla kolegi z Nowego Sącza(?)), Chaos – mocne gry, obie na krawędzi, zdecydowało moje doświadczenie jednak, Imperium Tadka, tutaj udało mi się wyrwać zwycięstwo 2-1, i po przerwie kolejne Imperium, (gdzie raczej myślami i emocjami byłem już przy reszcie ekipy wałczącej o laury) przegrana 1-2.

Wszystkie gry blisko, sama talia – mega przyjemna, kombinowanie chaosem, ciągłe zagrożenie tak dla mnie jak i dla przeciwnika, doza nieprzewidywalności i szaleństwa. Zabrakło tego czegoś, raczej nie w deck liście i umiejętnościach, może po prostu trochę szczęścia.


Na koniec, największe za to, gratulacje dla Kryhy. !!! Człowieku, to był twój dzień, świetny turniej i rewelacyjna gra (szczególnie w finale – 100% pro). Zielona Góra tygrysem polskiej Inwazji, Słońce; graty za top8 Chaosem. Liczę, że na Lidze Wrocławskiej się widzimy.



Dzień Drugi, po ciężkim nocnym powrocie, zapowiadał się na jeszcze ciekawszy turniej. Tak jak pisałem, zasłużone baty dla Imperium. Destro górą! Z mojej strony wielki szacunek dla Jaszczura, Arcziego i awojdiego. Zrobili top4 (miejsce 1, 3 i 4), grając całkowicie innymi taliami, a dzień wcześniej byli na miejscach 2, 4 i 7!!! To są moi państwo zawodnicy klasy najwyższej.

Nieco zadziwił fakt, że ze ścisłego top16, nie dotarło z różnych powodów aż 8 czy 9 graczy. Szkoda, z drugiej strony, przesunięcia tabeli, dały szanse innym. Szczególnie wspomnę tu Darkera, który przegrał tylko z awojdim zabierając drugą pozycję (ech te 2-gie miejsca: D Niedosyt też pozostał, bo Fortep, z moim zdaniem świetną talią na Karolu Francuzie, odpadł przez rzut kostką właściwie. Wada systemu niestety, niemniej pojedynki grupowe w wykonaniu tego pana oglądałem z wielkim zainteresowaniem.

Pewnie niedługo wszyscy sobie zobaczą jak pięknie wygląda zdjęcie zwycięzców ze stolicami w barwach zieleni (x3) i skrwawionej czerni chaosu (x1 – tutaj nieskromna satysfakcja, moja talia z soboty, w, nieco mniej psychodelicznych niż moje, rękach Jaszczura, odkuła się i zdobyła 3 miejsce: D

Gratulacje dla awojdiego, za zwycięstwo, dla Darkera za 2 miejsce i piękne, dynamiczne gry i „zjadanie Imperium na śniadanie”. Gra finałowa, jak potwierdzi wiele osób, tylko nagrać i sprzedawać na DVD. Przyznam też, lekki smuteczek, że nie mogłem w tym wszystkim w pełni uczestniczyć…


Czas chyba kończyć. Dzięki największe dla Inwazji Wrocław, mam ten zaszczyt, już całe dwa lata niemal, być jej skromnym elementem. Niewątpliwe, te Mistrzostwa to wielki sukces ekipy. Tak trzymać. Wszystkich, których nie wspomniałem i o tym, czego nie powiedziałem, a powinienem, niestety pewnie już się nie uda napisać – trzeba mi wybaczyć; trzy dni na snickersach i piwie robią swoje. 


pozdr All i do zobaczenia na TURNIEJACH!

niedziela, 18 września 2011

Niech żyje bal, albo Turnieje, ach Turnieje!


Tak sobie wczoraj powspominaliśmy u Jaszczura i Diany o turniejach, trochę sentymentalnie, trochę technicznie, ze tak to ujmę. I tak się dziś przy porannej kawie wzruszyłem, że trzeba coś skrobnąć. O turniejach właśnie. Na wielu nie byłem, bo mowa tutaj o takich większych, wyjazdowych najczęściej, ale z drugiej strony na tych ważniejszych dla Inwazji mnie nie zabrakło. Każdy taki turniej, to swojego rodzaju wyprawa, wiadomo, organizacja, panika (albo i nie).  Nastawienie i motywacja. Do tego dochodzą aspekty typu: możliwości imprezowe (jak np. w Pradze, świetne i nie drogie piwko na tamtejszym Żiżkowie), zwiedzanie, integracja (co mimo braku czasu, na coś więcej, bardzo fajnie wyszło w Pszczynie na Regionalsach – na MP liczymy na więcej oczywiście!) Z każdą taką wyprawą wiąże się potem wiele wspomnień, dobrych i złych czasem. Pechowe gry, albo niesamowicie fartowne, albo te, w których wszystko nam szło jak we śnie. Poznani ludzie i dziwne eventy. No i wiadomo – zdjęcia. (mam nadzieję, że moi znajomi nie pozwą mnie do sądu za zamieszczenie tych kilku fotek).


Każdy podchodzi w różny sposób do samego turnieju, pomijając otoczkę imprezowo/kulturalną. Niby wszyscy grają „for fun”, chcą się dobrze bawić, poznać innych graczy itd. Ale nie oszukujmy się. Jak wszędzie, wysoki instynkt łowczy i wzmożona chęć rywalizacji/dominacji jest obecna zawsze. Sprawdzić się z najlepszymi. Dowiedzieć się, na co nas i naszą talię stać. Zaskoczyć przeciwnika zagraniem, stylem gry. Osiągnąć coś. Wygrać. Niech mi nikt nie mówi, że te cele są mu obce, bo po prostu skłamie. Ale, ale to nie jest nic złego, po to mamy karcianki z rycerzami i smokami, żeby samemu się nie napieprzać po głowie kijami, czy nie? Zbiorowa terapia socjalna rządzi! choć ostatnio już śmieliśmy się, że jak ktoś nam wysuwa w 2-3 pierwsze tury 2x Rodrick i 2xOsterknacht kasując wszystko co mamy to aż korci żeby jednak użyć tego argumentu przemocy fizycznej : D  No, starczy tej złej karmy, trzeba wrócić do zdrowej rywalizacji.


Rywalizacja, bowiem, ma taką fajną cechę stopniowalności, co niekiedy, źle zinterpretowane ocenia się, jako wrogość lub coś w tym stylu. Wiadomo, jak kibicujemy – to Naszym. Jak we Wrocławiu to „Hej Śląsk”, ale już na ME będzie „Hej Polska Gol”. Tutaj jest podobnie. Co wtorek zmagamy się, knując jak by tu załatwić Jaszczura, jednocześnie nie dostając batów od Darkera, no tak, ale zawsze zostaje jeszcze ktoś inny, na kogo też musimy być gotowi. Potem wracamy sobie do domu, przeglądamy forum, turnieje z innych miast, potem jakiś pościk, że ale to się Warszafka wozi, albo ci z Wrocławia, to się dumą unoszą jak by byli pierwszymi prorokami Biblii. Na turnieju ogólnopolskim wiadomo, prócz indywidualnych wyników, patrzymy na „nasze” miasto. A dalej? Zbliża się Stahleck Invasion, była Praga. Tam już nie ma takich podziałów, tam trzeba dołożyć Niemcom/Czechom/Włochom(tak!) i zdobyć koronę dla Polski. Jest coś fajnego w takiej rywalizacji, jeśli nie przeradza się w dziwne i wypaczone niechęci.


Kiedy mówimy o turniejach, trzeba wspomnieć o wyborze talii, jak już pisał Jaszczur, nie do końca jest to łatwe, a na pewno dla mnie, wręcz bardzo trudne. Niestety, jestem trochę romantycznym graczem i lubię sobie pograć „ambitnymi” kombinacjami jak to mówi Deer Dance. Do tego mam dziwną tendencję do zmian talii, tudzież samej stolicy, na dzień, czy kilka godzin przed turniejem. Ostatnio było tak przed Regionalsami, kiedy po przebudzeniu się, poszedłem po talię, wyrzuciłem z niej „moduł” Dark Elf i wrzuciłem Chaos. Pamiętam, że na dole już trąbiła reszta ekipy, czekając przy samochodzie, a ja jeszcze koszulki zmieniałem.
Trzeba się jednak otrząsnąć i spojrzeć prawdzie w oczy. Talia musi być skuteczna. Trzeba też mieć talię ograną, ja sam bez bicia przyznam się, że jak nie pogram talią tak z 20 gier, co najmniej, to robię błędy jak dziecko, nie wykorzystując wszystkich okazji i możliwości. Poznanie swojej broni to podstawa, do tego poznanie tego, na co nas stać w konfrontacji z każdą stolica i jak nasz styl gry musi się zmieniać w zależności od przeciwnika. Dalej, słabe strony i co tak naprawdę boli nas a z czym sobie radzimy bez większych problemów. Myślę, że warto poświecić kilka chwil na przemyślenie tych rzeczy.

Oczywiście jak da się połączyć swoje uczucia i skuteczność w jednym decku – jest super! Gorzej jak ktoś lubi HE (tak jak ja przykładowo). Chociaż tutaj, ja bym nie przekreślał do końca tej stolicy, gdyby było więcej czasu to, kto wie, czy nie dałoby się przetestować i wypuścić na turniej jakiegoś „czarnego konia” z Księciem Szczupłych na grzbiecie. Na dużym turnieju, gdzie wpada spora ilość graczy, warto popróbować się z najlepszymi, często gramy w dość hermetycznych środowiskach, i dobrze znamy swoje talie/styl gry. Rozgrywka z kimś obcym jest nader cennym doświadczeniem.


Jest jeszcze coś, czego nie da się „nauczyć”. Nerwy. Zdenerwowanie, trema, niepokój, gwarantowany klocek przed rozpoczęciem turnieju lub w trakcie nawet : D To wszystko może prześladować, bo wiadomo, ranga turnieju, czasem spore oczekiwania. Potrafi to bardzo popsuć nam grę, być źródłem popełnienia błędów czy nawet przegranej. Turniejowe nerwy da się opanować jeżdżąc na turnieje. Może to nic odkrywczego, ale tak właśnie jest. Im więcej gier rozegrasz w stresowych sytuacjach, tym bardziej do nich przywykniesz. Ja tam nadal zawsze się trochę denerwuje i zawsze próbuję, jakos odwracać swoją uwagę od tego, ale z każdą kolejną grą, jest lepiej. Człowiek się wkręca i zapomina.

Ok, to takich kilka przemyśleń porannych, czas na jakieś śniadanie, więc litościwie zakończę już te dywagacje. pozdr i do zobaczenia na Turniejach!


niedziela, 11 września 2011

Do trzech razy sztuka, czyli ile mięsa można dostać za trzy surowce.

Cz. 3 enemy Cycle i March of the Damned


Powiedziałem już A, potem B, czas na kolejną część wolnych przemyśleń o jednostkach, które pomimo Malo popularnego i lubianego kosztu, wraz z upływem czasu, stały się tymi, które w dużym stopniu kształtują meta Inwazji.  A zatem, Cykl Wrogów, tudzież Enemy Cycle, przynosił nam świeże karty i rozwiązania. Zgodnie z „obietnicą” miał przywrócić balans, wskrzesić niegrywane krasnoludy, utemperować Skaveny i ogólnie wspomóc biedny Order, który to nie mógł wyrwać się spod orczej i skaveńskiej dominacji. Jak to wyszło, każdy, kto posiada karty i trochę gra – może ocenić.  Ja spróbuję tylko przybliżyć nieco marnej jakości mięso, jakie dostaliśmy w postaci jednostek za 3, oraz napisać o tych kilku, które dokonały pewnego rodzaju rewolucji (a wiadomo, rewolucja, jak każdy inny przewrót, jednym robi dobrze, drugim bardzo źle).

Krasnoludy, co nie jest tajemnicą, już po pierwszych dodatkach cyklu odrodziły się, jako potęga za sprawą Mining Tunnels, co w późniejszym etapie razem z Cannonką, Rangerami, Innowacją i Reclaim the Fallen doprowadziło do pierwszych w grze restrykcji. Jednostki za trzy nie przypasowały jednak długobrodym, Bodyguard of Belegar szału nie robił, z 1 HP wiele nie mógł zdziałać przeciwko szalejącemu Deathmasterowi, warto jednak zauważyć kolejny wzrost siły kar, bowiem za 3+loyal mamy jednostkę 2Power, 1HP plus zdolność (w Core mieliśmy za ten koszt po prostu 2P/1HP – Savage Maruders). Dalej byli jeszcze Piraci Długiego Dronga, wywołujący od zawsze wiele kontrowersji, co do konotacji ich nazwy ze sprawami innej dziedziny. Keyword Slayer, póki co, nie dawał (i nie daje) dobrych bonusów, piraci więc nie zebrali pochlebnych komentarzy, będąc o wiele gorszymi niż Troll Slayersi. Ostatnia, trzecia jednostka to Elita Grombrindala. Wydawca pisma, dla figurkowców, sławny White Dwarf, całkiem nieźle dobrał sobie ową elitę. Pamiętam, że Sebastian/Septirion testował tych chłopaków przez jakiś czas. Potem sprawa przycichła, ale jak wiedzą to tutejsi i wiedzą to dzisiejsi – Elita jest obecnie na topie. Czemu? 2 Młotki i 3 HP za zero? No tak! Zawsze przecież coś się pali…

Nasze kochane Imperium, dzięki Derricksburg Forge znów zaczynało być mega wnerwiające, powalając wszystkich swoją „taniochą”.  Warriors of Ulric to całkiem solidna jednostka, z dobrym traktem – knight. Zdolność całkiem zdrowa, widziałem go wiele razy w skaczących taliach, sam nawet próbowałem go reaktywować w pierwszej talii na legendzie. Pojemność 50 kart jednak wymusiła odpoczynek na wojownikach Ulryka. Wcześniej od nich wyszli Gryphon Legionnaire, jeszcze lepsza jednostka, z super zdolnością. Ci panowie skosili niejednego Pająka czy Shade’a. W porównaniu do Reiksguard Knights, mieliśmy super zdolność wskakiwania do gry na szybkości Akcji, za tylko jedną loyality więcej. Niestety, wszystko, co napisałem do tej pory blednie w tym momencie. Bowiem jednostka za 3, dla Imperium, będąca najlepszą bądź jedną z 3 najlepszych jednostek o koszcie 3 EVER…hmm zgubiłem się. Do dziś nie mogę spać spokojnie przez tego gościa. A imię jego: Rodrick’s Riders. Szczerze, myślałem po rysunku, że kolesie będą kraść Attachmenty, a tu proszę, łupią budynki i resztę, tak, że tylko rudery zostają (czytaj development). Wiele już zostało powiedziane o Rodrikach. W praktycznym sensie jest to jednostka za 3, z młotkiem, aż 3 HP i z dodatkowym efektem Pillage/Demolition (ok., ktoś powie, że dokłada developkę, tak, ale w pierwszych trzech turach równa się to ze zniszczeniem, tylko w wyjątkowych sytuacjach ma to jakieś znaczenie dla przeciwnika). Bardzo mocny efekt, Dwarf Cannon Crew jest podobnie silne, ale nie ingeruje w rozwój przeciwnika, tutaj mamy naprawdę ciężką sprawę. Co sprawiło, że Rodrick jest niemal w każdej talii Order? Wiele czynników, opłaca się go grać nawet za 4, właśnie 1 loyal jest pierwszych grzechem, drugi to nie spójność koncepcji karty, bo albo załatwia attachmenty jak na rysunku, albo niszczy miejsca; albo- albo. Z kosztem 4 był by grywany, z 3 loyality byłby grywalny. Mało osób zdaje sobie sprawę, jak ten pan zmienił sposób grania, podobnie jak Skaveny zmieniły oblicze gry, tak, tutaj się ono zmieniło. Kontrola Supportow stała się tak silna, że ludzie zaczęli grać jednostkami. Imperium miało tu słabość (rozwiązaną niedawno wspaniałomyślnie przez FFG w postaci pewnego rycerza, ale o tym w następnej części), jednak sama presja, strach przed wystawieniem supporta w pierwszej turze zmieniły wiele. Wystarczy jednak o tym, każdy ma swoje zdanie, nauczyliśmy się żyć z Rodrickiem, jedni nim grają, inni przeklinają, więc jest jak Lady Gaga, kochany i nienawidzony. Pax.

Co dalej jednak, Wysokie Elfy właśnie. Wielu ludzi sądziło, że w końcu nadejdzie ich czas widząc Śniącego o Smokach i choć jednostka rzeczywiście jest wyśmienita, nadal nie dawała złociutkim tego, czego potrzebowali, czyli lepszej kontroli przeciwnika, (choć Dreamer uzupełnił lukę w dziedzinie kogoś, kto potrafi pieprznąć przeciwnikowi po strefach, pamiętam jak to było, +3HP, jeszcze Heal i hejaaa za 10!). Lion Chariot of Chrace zdawał się całkowicie dziwaczny, bo musiał się „walnąć” by mieć to co wspominani już Reiksguardzi z Imperium mieli za darmochę. Weird. Do czasu, aż okazało się, że przecież He będą potrafiły odbijać takie bęcki. No ok., z tym, że to za mało, bo od dziś, jednostka za 3, musi wypaść dobrze w porównaniu z Rodrickiem!

Order dostał jeszcze kilka neutrali, Doomsayer of Mor, miałem nawet dwóch (niektórzy nadal nie mogą mi wybaczyć, że pcham czasem po dwie kopie kart do talii zamiast trzech) w krasnoludach. Niestety, zbyt statyczny pan nie wnosił wiele, a brak loyality czasem bardzo boli. Niemniej ciekawa karta, bo magiczny napis „Draw a card” zawsze działa na moją wyobraźnię. No, ale przejdźmy do nowości, oto Lizardmeni! Epic Fail neutralnych ras, co prawda Witch Hunterzy byli Mega Epic Failem, ale trudno ich uznać za rasę. Lizardmeni do dziś nie dają spać po nocach Jaszczurowi, biedny tak został potraktowany przez naszych kochanych wydawców… (I jeszcze ten Kroxigor wyglądający jak maskotka GI Joe) Temple Guard na przykład jakiś koncept posiadał, cóż jednak, kiedy to pieniędzy tyle, a Savage jest do dziś niegrywaną mechaniką (chyba, ze się mylę, chodzą słuchy o tajemniczych Salamandrach siejących postrach…). Spawn of Itzl za to, wybił się ponad przeciętność i razem ze Skinkiem stanowił w wielu taliach bardzo solidny element kontrolny (szczególnie przeciw mocnym wówczas orkowym naporom: Squig, Ugrock Beardburna, Szczur – wszystko to lubiło mieć na sobie rany). Spawn of Itzl, którym osobiście zabijałem Bloodthirstery, Grimgory, Wilhelmy, Serpenty, do dziś jest jedną z moich ulubionych neutralnych jednostek, szczególnie w HE potrafi być panem numer jeden od pozbywania się wrogów.

Przechodzimy teraz do przeciwległego okopu. Zniszczenie, otrzymało w owym rzucie, kilka jednostek za trzy, z czego naprawdę niewiele dało się wykorzystać ( nie licząc jednego pana, stanowiącego nieco gorszą, ale jednak, przeciwwagę Rodricka). Zieloni zostali obdarzeni nieciekawym goblinem, silnym, ale tylko w licznym towarzystwie, tym samym stając się niemal bezużyteczną kartą. Followers of Skarsnik, mogliby być fajną kartą, zresztą sam art jest całkiem udany. Gdyby kosztowali 2 a nie 3! Drugi rarytas to Giant Spider, mięcho 2P/4HP za 3 kasy, wydaje się świetne, Battlefield only nie przeszkadza, ha, jest tylko jeden minus, w atakowanej strefie musi być unit przeciwnika…eee. No właśnie, raczej tak sobie. Chaos, kulejący od długiego czasu, a właściwie od czasów Core Seta, został obdarzony wysypem jednostek za 3. Szkoda tylko, że nie tego akurat potrzebował, no, ale cóż, niezbadane są wyroki Mrocznych. Vicious Marauder, fajny art., słaby unit; Disgraced Champion, jeszcze fajniejszy art., słaby unit (1HP za 3 kasy??? i zdolność odpalana na destroy a nie leave play/sacrifice??). Dalej; Herald of Change, jeszcze lepszy art. niż dwa poprzednie, ale, ale, proszę nie wychylać się przed szereg. Unit 3/1/3 dostający 2HP przy obronie? Czyli wtedy, kiedy raczej zginie, albo zginie jak już skończy się obrona, bo HP mu znikną. Zlitowaliby się i dali Toughnessa na czas obrony. No cóż, chaos dostał aż czterech panów za trzy, ostatni nieco podratował sytuację. Zwany przeze mnie „Hitlerowcem” vel „Nazistą”; Scheming Cultist, naprawdę potrafił robić siekę jak z CKM’a. Generalnie zabijał go tylko Kościół oraz rzadko grywane Toughness. Bardzo dobra jednostka, do której do dziś żywię wielki sentyment, a nawet nadzieję, że kiedyś będzie miał okazję poznęcać się na turniejach jeszcze raz…

Wspomnę jeszcze o neutralach, zostawiając DE na koniec, otóż, w okresie o którym mowa, gracze dostali do swoich rąk Undead’ów. Co prawda do gry nadawał się tylko Wight Lord (stanowiący jeden z niewielu wyjątków jednostek droższych niż 3 i jednocześnie na tyle dobrych by nimi grać wystawiając z ręki), ale obowiązek nakazuje wspomnieć o Spirit Host (lekka pomyłka, choć koncept karty zacny bardzo) oraz Drowned Zombie (swoją drogą ciekawe jak zombi może utonąć?). Ta jednostka, posiadająca zdolność wracania z grobu prezentuje się całkiem dobrze i wróżę jej przyszłość, kiedy powstaną solidne talie na umarlakach. Generalnie otrzymujemy 2 młotki do ataku za 3 kasy, co jest niezłym dealem, można też zmienić cudzą developkę by ją zamordować, także koncepty są. Przez krotki okres używałem ich nawet w naporze chaosowym, jako lekarstwo na wredne unit hate ze strony Dark Elfów i Orków. Nie powiem, raz czy dwa, utopce wygrały grę, w wielu pomogły.

No tak, jeszcze jeden szczur uchował się na koniec. Jezzail Team, nasza mistrzyni polski, dla znajomych Krecik, wcieliła ich do swojej skaveńskiej armii; co prawda teraz istnieją lepsze odpowiedniki szczurów (bo o koszcie 2), to Jezzaile całkiem nieźle wspierały szczurzą armię stojąc z tyłu. Można ich porównać do Globadierów, tamci byli do battlefield, ci z tłu, tamci robili krzywdę atakującym lub broniącym, ci tym, co stali na polu bitwy. Delikatne różnice, ja jednak wybrałbym rzucających zielonymi kulkami, za bardziej ofensywne skłonności.

Mroczne elfy zostawiłem na koniec. Mowa będzie o dwóch jednostkach, a tak naprawdę o jednej tylko, bo pierwsza; Druchii Noble, nie wymaga obszernej wzmianki. Temat zabierania młotków innym, a dodawania sobie może i wygląda ciekawie, ale nie w takiej postaci. Za to naszą gwiazdą pozostaje Seasoned Corsair. Wspominałem już o nim, w kontekście jego „braci”, z Assault of Ulthuan. Nasi wydawcy poprawili się i zrobili z budzących strach korsarzy, budzące grozę maszyny do zabijania. Ta jednostka, „siadająca” na Hekarti stała się kamieniem milowym dla wszystkich talii DE (nawet Skaveny w późniejszym okresie -> patrz Jaszczur na Assault on Wrocław 2011). Tak silny element kontrolny, praktycznie nie do skontrowania zmienił oblicze gry i całego meta. Gość za 3, 1P/3HP, dający -2 na wejściu. Naprawdę solidne, zwłaszcza, że większość jednostek, jakimi się grało miała nie więcej niż właśnie 2HP (co dopiero dzisiaj powoli, powoli zmienia się, bo ludzie przeskakują na jednostki z 3 lub więcej HP). Korsarz był jednak zbalansowany, miał 2 loyality, co w pewnych sytuacjach ograniczało jego użycie (szczególnie w Chaosie i Orkach), w przeciwieństwie do Rodricka, który wyskakuje w pierwszej turze od tak, kosi przeciwnikowi jedną ze średnio dwóch kart jakie posiada i do tego załatwia każdy support, bez ograniczeń…  Nadal twierdzę, że wielki sukces Imperium, jest w dużej mierze spowodowany niezamierzoną przysługą, jaką wyświadczyły im Dark Elfy. To z powodu Korsarza i Questa, napory/rushe czyli wszystko co małe i groźne straciły ikrę. Możliwość trafienia na DE podczas turnieju, co oznaczało w większości przypadków 0-2, spowodowała spadek popularności takich talii, za co piękne buzi należało się od Vereny i spółki, bo właśnie takich agresywnych talii Imperium boi się najbardziej. Jest to dobry przykład, na to, jak poszczególne karty wpływając na konstruowanie talii, wpływają pośrednio na całe meta turniejowe, niekoniecznie nawet w odniesieniu do własnej frakcji.

Podsumowując, Cykl Wrogów nie przyniósł nam jakichś wielkich zmian w kategorii wagowej „trójek”, wystarczyły jednak tylko dwie jednostki (Korsarz i Rodrick), aby potrząsnąć całym światkiem karcianki, co odczuwamy do dziś i czego następstwem są takie karty jak Mountain Guard, Inner Circle, czy ogólne wspieranie jednostek o wyższym HP, choć na Rodricka nadal nie ma bata). Kozacy tego odcinka to raczej oczywista sprawa, choć co do trzeciego miałem problem, rozum mówił Dreamer, serce- Faszysta, podszepty Slaan Priestów – Spawn.  Cóż, mierząc potencjał ogólny, chyba jednak Dreamer…



pozdr i do nastepnego 

czwartek, 8 września 2011

Wyniosła Alternatywa Wysokich Elfów




Jakiś czas temu, sporo grałem High Elfami, trochę z sympatii, drugie trochę z chęci eksperymentowania na różne sposoby, jeszcze kolejne trochę, dlatego, że jestem wariatem, jak to podsumował któregoś razu Arczi. Co mi tam, myślę sobie, skoro warto było grać, to warto też coś napisać. A temat jest nie wąski jak wiemy. Wysokie elfy od początku swojego istnienia grasują w dolnych rejonach meta turniejowego, zaliczając czasem jakiś niespodziewany wzlot, przez większość zaliczany jednak do grona tych fartownych. Dużo w tym racji, niestety złociutka stolica, posiadając wiele kart z wielkim potencjałem, nie może przebić się przez wszechogarniającą kontrolę. Sama, bowiem, posiada najsłabszą kontrolę stołu ze wszystkich frakcji, jednocześnie posiadając kilka najsilniejszych kart kontrolnych w grze!  Ktoś powie, że to sprzeczne, ale jednak tak właśnie jest…

Dobrze będzie zacząć od małego przeglądu kart, jakie mamy w arsenale; każda frakcja może zrobić taki zestaw, mniej więcej pogrupowany na karty wygrywające grę (win condition), suporty (ekonomia), tanie unity (wszechstronność), drogie i potencjalnie niegrywane karty, taktyki (czyli to co robi różnicę, ale zapycha rękę: ). Co więc u szlachciców da się wygrzebać? Na obecną chwilę, można to zrobić (wygrać grę) na kilka sposobów, będę się jednak trzymał pewnej zasady. Przyjmuję, że dana frakcja jest dobra i grywalna, kiedy radzi sobie samodzielnie (czytaj da się z niej sklecić porządny deck mono, bez innych frakcji, z neutralami owszem, ale nie na zasadzie deck „na skavenach” itp). A więc, pytając ponownie, co mogą ugrać HE? Na myśl przyjdzie na pewno mocno bijący, Dreamer po tuningu ( tak i tak), jest też Master of the Earth i pokrewny z nim Indirect na raty (będący bardzo frustrującą wersją wygranej, zarówno dla nas jak i dla przeciwnika). Można też spróbować kontrolnie plus chroniony Smok. Pochwalę się, że grałem na każdy z tych sposobów, często używałem jednak przereklamowanej zagrywki Milicja/Return to Glory (nie mówię o combie- tylko te dwie karty, jako kombinacja uber defensywna). Od razu też powiem, że bez powyższej kombinacji jest naprawdę ciężko Elfom wybronić stolicę, czy nawet swoje jednostki. Wszechogarniający unit control (orki, dark elfy) miażdży większość unitów. O ile przed Vomitem się bronimy na luzie, to Hekatri/Sacrifice to Khaine/Lobber i Wampir robią nam wietnam pierwsza klasa.

Dobra, dobra, chaos się robi, a miało być o Wysokich Elfach. Tak ramowo spróbuję, obgadać kilka koncepcji gry/talii, jakie miałem przyjemność prowadzić/widzieć/prorokować. Najpierw mały niezbędnik harcerza z Ulthuanu, czyli jakie karty prawie zawsze bierzemy do plecaka.

- Restrict; wybór niestety jest dość oczywisty, Excavation musi być, żeby nie dostać zadyszki przy Imperium czy Krasnoludach. Czasem może kusić Innowacja pod jakieś Mastery, Smoki itd., ale nie oszukujmy się, nie będziemy chcieli cisnąć developek w kingdom i potem modlić się o innowację. HE muszą grać na tanich kartach i ciągnąć ich tony. Przeszkadza nieco z Returnem/Milicją, ale planujemy tak by szedł w jedną strefę, zależnie od pierwszej/drugiej tury.

- Support baza: Village, Tiranoc we wszystkim gdzie strzelamy indirect, Citadel of Dusk (mega dobry support, jeden z najlepszych za 2 kasy, pod warunkiem, że za tyle go wystawimy) teraz dojdą jeszcze Baraki układające karty i to pomoże bardzo taliom, które nie potrzebowały Tiranoc’a (a jakie to? :D) Generalnie rzecz biorąc to i tak 12-15 supportów, bardzo dobra kombinacja jak dla mnie.

- Taktyki..ach tyle dobroci. Musi być w moim mniemaniu: Szarża Srebrnych Hełmów, Drain Magic (pewnie x2) i Disdain (x2). Do tego fajnie jest mieć Asuryan Cleansing i koniecznie Long Winter (chroni nasz suport przed Burn it Down). W niektórych taliach niezbędny będzie Shield. Dobra opcja to mieć w pogotowiu Flames of Phoenix.

- Jednostki; tutaj He wyglądają całkiem ciekawie, bo mają masę jednostek za 2, z 2HP i sensownymi zdolnościami, to wciąż gorsza ekipa niż Imperialna, ale lepsza wbrew pozorom niż u kilku innych frakcji. White Lion jak dla mnie zawsze powinien być, broni pająki i szybkiego Shade’a, odbija Spite, do tego z indirectem strzela po jednostkach. Musi być też Envoy, przez wzgląd na Cytadelę, a poza tym to jednostka za 1 z młotkiem! Dalsza ekipa zależy już naprawdę od sensu talii. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że w agresywniejszych wersjach zawsze powinien być Scion of Everqueen.

- Attachment. Tak! He muszą używać pewnego attachmentu! Oczywiście mowa o Judgement of Loec. Must have.


Mały przegląd konceptów:

HE dużo jednostek, In-redirect
Taką talią w różnych, przeróżnych wariantach grałem sporo czasu. Co jest fajne? Generalnie wygrywamy wszystko z Orkami, w ogóle HE z orkami radzą sobie dziarsko. Ciężko z imperium, bo nie możemy skontrolować im prawie nic, Vereny możemy się nie bać, bo mamy cancell, ale Fryderyka anulować się już nie da niestety. Z DE też bardzo, bardzo źle, bo Quest z Korsarzem zabija nam prawie wszystko w talii, do tego Wampir to druga śmierć dla naszej talii. Ogólnie bez szybkich Loecow jest słabo, ale jak przeżyjemy to Milicja z Returnem potrafią zdziałać cuda. Chaos da się obejść, chyba, że pchnie to, co inni, czyli szczury 2/5 i Wampiry na pole bitwy. Krasnoludy to tak pół na pół, jednak, na Serpenta dalej ciężko odpowiedź znaleźć i znów nie możemy w ogóle im suportowej dominacji ukrócić. Hmm, więc nie ciekawie, prawda? Ale za to, bardzo przyjemnie gra się taką talią, dużo kombinowania i ciekawych zagrywek. Z obcych kart używałem zawsze Milicji, z neutrali przewijały się różne opcje, głownie po to by jakoś się uwolnić od jednostek przeciwnika, które strasznie mnie karciły; Zealot hunter, Spawn of Itzl, Spearmen+Pielgrzymka, bywała nawet Driada jako opcja defensywna. Spawn był chyba najlepszy, przy szybkim dojściu True Mage i White Lion’a robił siekę. Acha, no dobra, nie powiedziałem jak ta talia chodziła. A więc starała się kontrolować unity wbrew pozorom (Spawn, White Lion+indirect, Loec, Bladelord), truć małymi atakami z indirectem (Sea Guard Capitan, True Mage), dokańczać Bladelordem. Defensywa to głownie Milicja z Questa, (który wracał też Loremasterów i Sea Guardów), do tego Tiranoc, Dyscyplina lub Tarcza. Szarża kończyła często gry. Na globale Disdain lub Drain. Wieczny ból, to brak kontroli supportów, nawet Burn it Down niemieszczący się, jak był to nie pomagał. Jeszcze większy ból – jedna z najlepszych taktyk HE ,ich jedyny reset stołu czyli Flames of the Phoenix – karci nas tak samo jak przeciwnika, bo sensowna talia HE musi grać na dużej ilości unitów, a Flames bez wsparcia Innowacji kasuje w obie strony : (  Na koniec powiem, że czasem wrzucałem Harbour i potrafił robić dziwne rzeczy, póki jednak jedyny develop control to Long Winter, Harbour będzie raczej jak stocznia w Gdyni niż San Francisco…

HE indirect bardziej taktyczny
Tym nie grałem muszę przyznać, napatrzyłem się troszkę, na różne koncepcje. Zdaje się, że gramy bardziej na suporcie, Warshipy, jeszcze więcej supportów, może, Surprise Assault. Jednak ta talia potrzebuje koniecznie wsparcia albo od Imperium (Rodrick, City Gates, Kometa/ wracanie Taktyk na rękę) albo Krasnoludów (boost developek, anulowania do obrony, Demolka). Przy okazji tego wątku, wspomnę, że spokojnie omijamy cancel na nasze inda, dzięki temu panu. Master of the Earth deck też prawdopodobnie chce go mieć.

HE Unit Indirect
Ta talia, dawno temu, jak indirect stawał się grywalny potrafiła bardzo ostro naciskać. Jechała Sea Guardem, Asuryan Spearhostem i Smokiem z Tiranocami. Potrafiła robić takie ciśnienie, jeszcze z Szarżą, Dreamerem z bonusem do HP. Pamiętny nagrany z Darkerem mecz HE vs Skaveny pokazał, że tylko Deathmaster ratował wówczas skórę. Na dziś jednak zbyt drogi build.

HE niedziałający Korhil
Pamiętam jak po pojawieniu się Korhila i jego przybocznego pieska, niektórzy mocno się ślinili do tego blondasa. No i co teraz? Ano nic. Fail. Zdolność jest całkiem ok., ale nie oszukujmy się, Korhil jest za 4, musi jeszcze zaatakować, a potem dalej loteria, a jeśli nawet się uda to i tak za zwyczaj +1 młotek wypadnie i tyle. Koniec. No cóż, może kiedyś.

HE niedziałająca Kometa
Kometa Casandory to karta z perspektywami, jednak podobnie jak z Korhilem, po wczesnych „achach” i „ochach” nie wydarzyło się zbyt wiele. Różnica jest taka, że wydarzyć się kiedyś może. Morze. Pozostaje nam czekać, aż wyjdzie jakaś/jakieś karty do HE, kosztujące tonę pieniędzy (8-10 powiedzmy), a które prócz wyjścia pod kometę coś dla nas będą znaczyły (niby tam zapowiedzieli zdaje się, więc może być ciekawie). Teclis też mógłby coś poczarować w końcu, jednak zrobili go takim cherlakiem, że o mało sam się nie przewraca. A więc jak to z kometami bywa, trzeba poczekać na warkocz.

HE Mistrz Ziemi
Tutaj mamy już więcej podstaw, Master jest bardzo dobra kartą, zwłaszcza, że możemy go poprzedzić Flamesami. Jak pisałem przy ogólnych indirectach, potrzebujemy jednak wsparcia Niebieskich lub Brązowych, ciężko samemu zrobić przewagę Masterem, bo nim nazbieramy tyle developek to nas przejedzie jakiś Pump Wagon czy inne badziewie. Można by upatrywać wspólnych interesów z Wood Elfami, tą elfią częścią oczywiście (a nie drzewiastą). Nie mniej jednak, lepszym użytkownikiem tej karty jest póki co stolica Brodatych, posiadająca to, czego nie mają He: global removal nie bolący nas(Spite), support removal(Demolka, jeszcze nowa Runa), solidną obronę(My life, Kadrin, Stand your Ground).

HE „może kiedyś” Teclis
Nie wiem, czy wypowiadałem się publicznie na temat „najpotężniejszego maga”, jaki się uchował. To ten koleś, co Kolegia Magii założył? Hmm no cacy, Thyrus łyka go zanim sam się podpali, a Fryderyk to nawet nie zauważa jak po nim przebiega. Sorry, ale jak na Teclisa to dla mnie słabo. Co z tego, że teoretycznie rzuca Epic Spelle za darmo?? Jak Epic Spelle są bardzo średnio – słabowite, Moravel tylko nieco lepszy, ale to też karta gdzieś na przyszłość, nie na teraz. A żeby rzucić coś tańszego, to bez Teclisa to sobie machnę. Legenda nawet nie przeżywa pierwszej tury, bo jak mam 5 to na nic nie starczy więcej, a jak mam 7-8 resa, to raczej myślę jak wygrać grę, a nie jak dać sobie zabić Teclisa.  Póki nie wymyślą, jak bronić legend za darmo, czy za 1-2 kasy, ale skutecznie, to sobie odpuszczam.

HE „jeszcze nie teraz” Smoki
Smoki, to ciekawa sprawa, mało osób, bowiem zdaje sobie sprawę jak silną jednostką jest Descendant. Powiedziałbym, że po Fryderyku i Serpencie to trzeci koleś w grze mający na blachach wybite „Zabij mnie albo Zgiń – Liczę do trzech” (no dobra, Serpent ma to wytatuowane na czole i liczy do dwóch tylko). Niestety kosztuje aż 6 (choć w HE to w drugiej turze może wypaść od tak). Co jednak dalej, mamy smoka za 7, całkiem przyjemna zdolność, jednak nie do typowych HE (coś jak Flames, fajne ale nas też boli). Wyszedł jeszcze Smok Leśny, ale to już inna bajka. Co jednak łączy tych panów, ano suport za 4. Za 4? Nie, no nie grywalny przecież! Racja, dlatego Dragon's Lair „jeszcze nie teraz”. Koncept jest bardzo zacny i jak by dało się takie coś ochronić to…jeszcze nie teraz.

HE Lelansi „kręci lody”
To taka starsza wersja combo „wygrałem”, miałem osobiście przyjemność dostać je na twarz grając z Jaszczurem, ale to przez to, że sam walnąłem byka, „nie wygrywając wygranego” turę wcześniej. Lelansi targa w tą i z powrotem Loremastera, który wsparty dwoma Tiranocami wali po 4 na oponenta, a w nas tylko 2 bo dwa sam wciąga i wraca na rękę. Jak rzucimy wcześniej Gifty, to pozostałe 2 obrażenia zamieniamy na kasę i za to wystawiamy Loremastera.  I koniec. Za dużo kart jednak, zwłaszcza jak Tiranoc spadnie, ale zawsze docenić trzeba takie koncepcje.

HE Spell wpierdol (takie nowe)
A to taka niespodzianka. Ostatnio, jak wpadł mi w łapy Battlepack (nie, nie najnowszy i nie ten starszy, choć ja mam inną chronologię, bo po angjelsku kupuję i całe Życie w plecy… ach ten plan Marshalla, żeby do dziś tak echem…) Zgubiłem wątek.
Jeszcze raz. Spell. Złożyłem taką fajną talię i bardzo spodobało mi się to, co potrafi zrobić. Gdybym nie pałował teraz Chaosu, raczej testował bym ligowo tę właśnie talię (ale jak wiadomo MPki się zbliżają, wujek Jaszczur opierdziela mnie średnio raz w tygodniu więc musze sumiennie ćwiczyć sensowne talie : D ). Znów ten wątek.
„Gigantycznej koncentracji potrzebuję…” Ok., pan Kazimierz śpiewa, a ja piszę. Nowy mag wyciągający spelle, Dreamer, Scion, White Lion, Envoy. Warpstone, Cytadela, Wioska. Shield, Charge, Laska, Wakening, Long Winter, Drain Magic, Gift of Life, Scroll, Cleansing, Loec. Tak by to w telegramie mogło wyglądać i uwierzcie mi, pojechałem kontrolne Dark Elfy w 4 tury. Hula na 3 kasy, trzeba tylko jak dziki dociągać karty i robić wjazdy na wrażliwe strefy. Acha i modlić się o Loeca jak wyjdzie Wampir lub Czarny Rodrick. Nie grałem tym wiele, ale potencjał jest spory, przynajmniej w ocenie Przema. No.


Z ostatniej chwili, z nowo otwartego Battlepacka: Fiery Down, wypadły trzy nowe karty!
Fury of Aenarion – ze smokami fajne, ale nikt nie gra na smokach, nie boostuje ekonomii, kosztuje 2 i 3 loyality. Beeee Em, znaczy Chaaaaaargeee!!!
Hawkeye Archer – czemu za 2 : ( a nie za 1 : D No dobra, bez przegięć, ale 1HP dobrze nie wróży, jak by miał 2 życia to może jeszcze. Niby zdejmuje jedyneczki, ale ma 2 loyalki, więc na początek tylko z Envoy może wejść, a wystawienie 2 jednostek bez supporta, w pierwszej turze źle się zazwyczaj kończy.
Barracks of Chrace – no, w końcu, miodzio jak na mój gust. Support za 2, jeden loyal. Ludzie nie doceniają jeszcze tej cechy HE do kształtowania sobie top decka. Developki prawie zawsze kładziemy, a ta zdolność daje nam fajny efekt za darmo. Przy kilku kopiach jest jeszcze lepszy. Jak by meta było zdrowsze (czytaj wolniejsze) to pewnie Dwarfy pod Tunele by to sobie wzięły. Co by nie mówić, ja bym zawsze brał, decyzje o tym, co się przydać może, a co nie trenują skilla…tak tak.


Przyszedł czas kończyć. Się rozpisałem o tych snobach, ale jak by ktoś miał pomysły na inne koncepcje solo HE, śmiało, będziemy próbować. Mówiłem już, że ze Skinkami nadal ciężko to trybi? (Ale nie sprawdzałem z salamandrą). A mówiłem, że Chaos i High Elfy to moje dwie ulubione frakcje? I, że przydałoby się w końcu coś nimi wygrać?


pozdr i do następnego przeczytania!

niedziela, 4 września 2011

Dazed and Confused czy raczej Tormented and Corrupted?


Po małej przerwie, spowodowanej odcięciem źródełka internetowego, powracam ku chwale Mrocznych Bogów. Ave


Kairos Tkacz Losu, jak wiadomo niektórym, poznał zarówno przyszłość jak i przeszłość. Przeprowadzona z nim ostatnio pogawędka skłoniła mnie do napisania kilku słów o perspektywach Chaosu w najbliższych miesiącach. Nie jest nowością, bowiem, ze pierwszy Battlepack nowego cyklu, którego możemy wypatrywać w okolicach Mistrzostw Polski, będzie poświęcony w dużej mierze potęgom Chaosu. FFF zdradziło nam, że dotychczas nie do końca skuteczna korupcja jednostek, zyska nowe znaczenie. 




Nowy bohater Chaosu ma szanse by stać się pierwszym Everchosen graczy stawiających na stolicę mrocznych potęg. Przyjrzyjmy się mu; Khorvak Grimbreath, ma najwyraźniej nie tylko nieprzyjemny oddech, ale i pomysł na grę. Jego zdolność pozwala atakować nam z dowolnej strefy o ile tylko jednostki są skręcone korupcją. Nie trzeba szukać daleko, mamy zapowiedziane ku temu Screamery, (których zdolność Feared swoją drogą może być bardzo przydatna, powiedzmy tylko Karak Kadrin, Fryderyk, Counterstrike, wszelkie zdolności „leaves play”). Khorvak do tego jest naprawdę solidny, koszt 3, 3HP, fakt loyality, ale czy to aż taki problem? Savage Forsaken staje się potężnym Spite-odpornym kolesiem jadąc na oddechu bohatera chaosu. Idźmy jednak dalej, tropem zbawiciela Khorvaka. Co daje nam taka zdolność? Ano, jedną z bardziej fajniejszych koncepcji: granie na dwie strefy, zamiast trzech. W tym wypadku jest to najlepsza z opcji, czyli granie w bocznych strefach, co wzmacnia ekonomię, lepiej zabezpiecza developmentami. Stara prawda, mówi, że karty, które robią więcej niż jedną rzecz i są przy tym tanie – wygrywają gry. Co jeszcze? Żegnajcie dylematy w stylu: musze wrzucać Warpstone’y tylko do jednej strefy, żeby móc bronić w razie czego. Teraz Excavation nam tylko pomoże. Daemonsword, staje się mega mocnym suportem zdolnym kończyć gry, dociągającym karty jak dziki. Spawn z tym mieczorem będzie wyglądał jak trochę mniejszy i bardziej pokręcony Hi-Men.  Do tego można dodać Seductive Delusion, stające się już miodzio kartą, Braying Gora, który stanowiąc już małą fabrykę pieniędzy, będzie jeszcze bił po gębie i dociągał karty! Den of Iniquity przestanie być ryzykownym zagraniem. Ale największe szczęście zostawiłem na koniec. Blood Summoning. Khorvak za 1 w pierwszej, a za darmo w drugiej turze? Granie bez battlefield? Deamonsword w Queście atakujący? Bloodthirster wypadający za 4-5 kasy i mówiący NIE polityce anulowania agresji??  


Nadejdzie naprawdę mroczny czas, i tylko jak zwykle Vomit będzie siał postrach pośród potęg Chaosu, które od zawsze preferują Unit-style, posiadając odrobinę za mało silne suporty… Zaraz, ktoś wspominał o suportach? Proszę bardzo. Krwawiąca Ścianka, na szczęście unikalna, daje nam to, co lubimy najbardziej: coś fajnego za darmo. Skręcanie własnych jednostek by coś dostać, wystawianie ich na boki, do tego ciesząca się i zabijająca ścianka i atak ze stref bocznych. Wygląda pięknie i malowniczo, a raczej mrocznie i krwawo. Pytanie tylko, czy to wystarczy? Strategia, bowiem jest bardzo fajna, wskrzesza kilka martwych kart i najprawdopodobniej będzie potrzebowała wskrzeszenia na Khorvaka, jednak jak każdy plan oparty na jednostkach, będzie musiała mieć coś w stylu „wersji zapasowej” w razie konsekwentnej kontroli jednostek u przeciwnika.  Hmmm…


I w tym momencie Mroczni Bogowie wznoszą toast pucharami pełnymi krwi (lub cieczy ropnej-Nurgle/płynnych narkotyków-Slaneesh czy esencji magicznej-wójek Tzeenth). Ich śmiech niesie się daleko, poprzez kraje Starego Świata, kiedy przybijają pieczątkę na małej karteczce, z niewinnym napisem: Unleashing the Spell