Był taki moment, podczas ostatniego Bydgoskiego regionalsa. Mała grupka graczy, w tym ja, stojąc, siedząc, gdzieś pomiędzy jedną a druga rundą zasadniczą. Liczyliśmy. Ile to już lat...
Jedni kiwali głowami, inni sięgali w pamięć, wszyscy zapewne odczuwali bardziej lub mniej, pewien rodzaj refleksji, swoista zaduma nad wagą chwili i wszystkich tych co już przeminęły. Każdy kiedyś zaczynał, coś usłyszał, spróbował, jakoś się wkręcił , zagrał, potem już z górki. Każdy przeżył swoje. To naprawdę rewelacyjne uczucie, nawet teraz.
Wrocławska Strefa Zero, potyczki Chaosem i próby odpalenia Journey to the Gate, potem Tawerna i wreszcie liga - pierwsza ever. Następnie Praga, Pszczyna, Kraków, Stahleck, coraz szersze kręgi, coraz grubsze annały Inwazyjne, wkrótce wyprawy po całej Polsce.
5 lat! Tyle mogę zawołać. Choć czasem brzmi i smakuje jak by to było 50. A i tak policzalność to jedynie w ludziach i doświadczeniach, nieprzespanych nocach w pociągach i busach, porażkach, zawodach, triumfach i satysfakcjach, Niedzielach na kacu i zmęczonych powrotach do domu – czasem z matą, a czasem na macie. W zasadzie nikt się tego na samym początku nie spodziewał. A wyszło dobrze. Na prawdę bardzo dobrze.
Teraz, siedzę i układam karty w albumie.
...Na początku leżały w pudełku po Core Secie. Taka masówka, aczkolwiek podzielona frakcjami. Po zrobieniu dwóch talii cały ład w pizdu i jedziemy od nowa. Dlatego też zazwyczaj nie układałem tego już potem, przeklinając za to przy każdorazowym poszukiwaniu jakiejś karty. Z biegiem czasu jednak postanowiłem być pro. Kupiłem segregatory, kartki z kieszonkami i zasiadłem do tworzenia „kolekcji”. Sporo było z tym kłopotów, bo nie mogłem się zdecydować, jakim kluczem układać karty (nerd mode on). Po kosztach, po rodzajach, po edycjach. Ciężka sprawa. Jakoś tam przebrnąłem. Kiedy znów przyszedł czas, na zrobienie nowego decka, powyciągałem połowę kart i z powrotem nastawał chaos, niezależnie na jakiej stolicy działałem. Jakoś nie poczułem zewu kolekcjonera i całego tego kramu, więc, z biegiem dni, karty na powrót zaczęły zalegać w pudełku po Core Secie, tyle, że część randomowo tłukła się też po albumach.
Ale dziś, czas zrobić z tym wszystkim porządek.
Rozkładam, więc talie, co tam, na deckboxie są uwiecznione (przynajmniej dopóki ruscy nie zbombardują internetu). Podzieliłem już frakcjami, teraz każdą z nich, na unity, supporty, taktyki, questy. Legend za wiele nie naprodukowali, więc tu nie ma problemu. Jest za to trochę małych stolic, promówek. Oddzielnie cały stos pamiątkowych stolic z turniejów, może by to kiedyś oprawić w antyramę?
Będę tak pewnie siedział, następne trzy godziny, sortował, wkładał, przekładał. W niektórych przypadkach, oglądał dokładniej ilustracje na kartach – tak, tutaj, zawsze można znaleźć coś, czego się jeszcze nie widziało. Jakiś zagubiony fluff text, uśmiech w zadumie, na widok słynnej crap karty. Żebym się jeszcze na jakiś deck nie napalił i nie zaczął składać. Bo przecież to czas porządków. Czas składania do albumu.
Choć, w zasadzie, kogo to w ogóle obchodzi? Pewnie niewielu, albo nikogo. Po co w ogóle to piszę?
Nie wiem.
Jakkolwiek, układam karty w albumie.
Taki czas. Taki świat.
(A świat potrafi sobie pójść naprzód...)
...Na początku leżały w pudełku po Core Secie. Taka masówka, aczkolwiek podzielona frakcjami. Po zrobieniu dwóch talii cały ład w pizdu i jedziemy od nowa. Dlatego też zazwyczaj nie układałem tego już potem, przeklinając za to przy każdorazowym poszukiwaniu jakiejś karty. Z biegiem czasu jednak postanowiłem być pro. Kupiłem segregatory, kartki z kieszonkami i zasiadłem do tworzenia „kolekcji”. Sporo było z tym kłopotów, bo nie mogłem się zdecydować, jakim kluczem układać karty (nerd mode on). Po kosztach, po rodzajach, po edycjach. Ciężka sprawa. Jakoś tam przebrnąłem. Kiedy znów przyszedł czas, na zrobienie nowego decka, powyciągałem połowę kart i z powrotem nastawał chaos, niezależnie na jakiej stolicy działałem. Jakoś nie poczułem zewu kolekcjonera i całego tego kramu, więc, z biegiem dni, karty na powrót zaczęły zalegać w pudełku po Core Secie, tyle, że część randomowo tłukła się też po albumach.
Ale dziś, czas zrobić z tym wszystkim porządek.
Rozkładam, więc talie, co tam, na deckboxie są uwiecznione (przynajmniej dopóki ruscy nie zbombardują internetu). Podzieliłem już frakcjami, teraz każdą z nich, na unity, supporty, taktyki, questy. Legend za wiele nie naprodukowali, więc tu nie ma problemu. Jest za to trochę małych stolic, promówek. Oddzielnie cały stos pamiątkowych stolic z turniejów, może by to kiedyś oprawić w antyramę?
Będę tak pewnie siedział, następne trzy godziny, sortował, wkładał, przekładał. W niektórych przypadkach, oglądał dokładniej ilustracje na kartach – tak, tutaj, zawsze można znaleźć coś, czego się jeszcze nie widziało. Jakiś zagubiony fluff text, uśmiech w zadumie, na widok słynnej crap karty. Żebym się jeszcze na jakiś deck nie napalił i nie zaczął składać. Bo przecież to czas porządków. Czas składania do albumu.
Choć, w zasadzie, kogo to w ogóle obchodzi? Pewnie niewielu, albo nikogo. Po co w ogóle to piszę?
Nie wiem.
Jakkolwiek, układam karty w albumie.
Taki czas. Taki świat.
(A świat potrafi sobie pójść naprzód...)
Mnie obchodzi :) Pozdro
OdpowiedzUsuń