czwartek, 7 listopada 2013

Mistrzostwa Polski 2013 - Relacja na spóźnionej widokówce.


Inwazja umarła...
... Mistrzostwa były.
... Gracze przyjechali
... Wszyscy chcą jeszcze



Jak ten czas szybko leci. W pewnym sensie, dziwnie się czuję, myśląc, że to już trzecie (a w zasadzie czwarte, licząc pierwsze i nieoficjalne w Pszczynie) Mistrzostwa Polski w Inwazję. Piąty roczek leci, prorocy zagłady zapowiedzieli, co prawda kataklizm, ale objawił się on w bardzo przystępnej formie, jak na wieszczony koniec karcianki. 78 osób stawiło się tym razem i jak wszyscy wiedzą, gdyby dodać paru "żelaznych" zawodników, który z przyczyn wyższych, zjawić się nie mogli, zapewne pękł by wynik z przed roku (81?). Kilku dobrych graczy Inwazyjnych poszło też wygrywać w Netrunnera, ale od razu wyprzedzam jakiś głupie insynuacje, że niby wybrali lepszą grę; kto był w odpowiednim momencie i słyszał prawdę (wypowiedzianą przez Jaszczura) ten wie, jak to na prawdę było ; ) [ Z miejsca też gratulacje dla Selverina, pozamiatał cyberprzestrzeń i jeszcze przesiadł się drugiego dnia na żyrokopter by ugrać podium na Finale Rankingu!]

Spoglądając na to wszystko z dystansem już, stwierdzam, że można by lepiej ulokować w kalendarzu taką imprezę, co zapewne potwierdzi wiele osób. W moim przypadku wyglądało to tak: najpierw urlop, potem bajzel w robocie, brak czasu na cokolwiek i jak zwykle płacz, że nie ma, czym grać. Na wakacjach ligi nie ma, frekwencja jak krew z nosa; jak żyć panie Imperatorze? Jak testować? Nawet opcje noclegu i transportu były wiadome jakieś 4 dni przed wyjazdem. Wariackie papiery - standard. Za to pozytywne zaskoczenie czekało nas, odnośnie podróży samej w sobie, bowiem, ktoś w końcu powiedział głośno, że dwa razy taniej i dwa razy szybciej jedzie się busem do Krk, niźli katorżniczym pociągiem. No to pojechaliśmy. Po ciężkich bojach nocnych związanych oczywiście z testowaniem talii, w Sobotę z samego rańca, dzięki uprzejmości narzeczonej (obecnie już żoneczki;) Jaszczura - Diany, szybko i sprawnie znaleźliśmy się na dworcu. Jak się okazało, nie wszystkim udała się ta operacja tak sprawnie jak nam. Z tego miejsca pozdrawiamy Johnnego M - za rok, zwleczemy cię dzień wcześniej na miejsce odjazdu i przypilnujemy! Reszta ekipy Wrocławskiej, której to przyszło stanąć w szranki, co by tytuł pozostał w stolicy dolnego Śląska, zawinęła się sprawnie w stronę Krakowa w składzie: Ciamosław, Magnus, Zyziu, Paweł, Sosu, Farba, Arczi, Nastiuk, Jaszczur i moja skromna osoba. W samochodzie zeszłorocznego mistrza Deer Dance;a (który to zaliczył transfer do Kowar/Jeleniej jakiś czas temu, jechał też Bonq. Skład, więc nie wąski, tylko wygrywać. Transport okazał się szybki i precyzyjny. Na Komandosów, znaną już miejscówkę też spokojnie doczłapaliśmy. W drzwiach baner Inwazyjny - przedstawienie czas zacząć.


Meta(tron), czyli kto przewidział, czym zagramy i jaka frakcja zasiadła na piedestale.

Bez owijania w bawełnę od razu przechodzimy do akcji. Tak, po rundzie zasadniczej prezentowało się top16 tych mistrzostw.

# | Gracz | Frak. | LG | Punkty | MB | B | W-R-P | +/- |
+----------------------------------------------------------------------------------------------+
| 1 | Paweł 'Metatron' Leszuk | DE | 7 | 21 | 71 | 94 | 7-0-0 | 13/0 |
| 2 | Paweł 'Boreas' Żochowski | CHA | 7 | 18 | 66 | 93 | 6-0-1 | 12/5 |
| 3 | Przemysław 'Przemo' Zub | EMP | 7 | 18 | 64 | 88 | 6-0-1 | 12/6 |
| 4 | Piotr 'Keil' Pędzik | DWA | 7 | 16 | 66 | 96 | 5-1-1 | 11/8 |
| 5 | Krzysztof 'dex' Bober | ORC | 7 | 16 | 64 | 90 | 5-1-1 | 10/5 |
| 6 | Jakub 'Jaszczur' Serafin | LIZ | 7 | 16 | 60 | 84 | 5-1-1 | 12/6 |
| 7 | Patryk 'Alpharius' Peciak | CHA | 7 | 16 | 47 | 64 | 5-1-1 | 12/5 |
| 8 | Stanisław 'Stach' Błaszkiewicz | ORC | 7 | 15 | 71 | 95 | 5-0-2 | 10/4 |
| 9 | Wojciech 'Virgo' Grochowski | ORC | 7 | 15 | 70 | 103 | 5-0-2 | 11/8 |
| 10 | Grzegorz 'Zyziu' Kałczuga | HE | 7 | 15 | 67 | 86 | 5-0-2 | 11/9 |
| 11 | Łukasz 'Rodzyn' Biegun | DE | 7 | 15 | 58 | 79 | 5-0-2 | 11/5 |
| 12 | Hubert 'GilGalad' Żabik | DE | 7 | 15 | 54 | 76 | 5-0-2 | 11/6 |
| 13 | Grzegorz 'Sawar' Bieńkowski | CHA | 7 | 15 | 51 | 75 | 5-0-2 | 10/7 |
| 14 | Tomasz 'Farba' Farbiszewski | CHA | 7 | 15 | 50 | 72 | 5-0-2 | 11/7 |
| 15 | Rafał 'Majesty' Walczak | EMP | 7 | 13 | 68 | 91 | 4-1-2 | 9/6 |
| 16 | Jakub 'Borin' Biegun | DWA | 7 | 13 | 58 | 83 | 4-1-2 | 10/7 |


Sporo się gadało, co pogra, czego będzie dużo, a co w odwrocie. Nie pamiętam, co, kto przewidział i w zasadzie nie chce mi się tego szukać. Dla mnie rozkład był bardzo zacny. DE wiadomo, zamiata turnieje nie od dziś, choć nie powiedziałbym o jakiejś dominacji absolutnej.


Delikatnym zaskoczeniem są aż 4 Chałasy w topce, do tego jak na ogólnie postrzegany prym DE - mało Imperium (nie licząc mnie i Jaszczura z Baltazarem, to tylko Majesty z twardą Vereną zdołał przejść zasadniczą). Najwyraźniej, EMP nei radzi sobie za dobrze z innymi (np Orkiem), a Chaos, co by nie mówić, niezależnie od wszelkich czynników, jest bardzo popularną i uniwersalnie mocną frakcją. Jedna tylko stolica HE - Zyzia, które de facto były w stanie pozamiatać nasze combo. Mroczne Elfy i Orki, powiedzmy standardowo, jak zwykle silne i liczne. Dwa Krasnoludy, z czego jeden to taki must have turniejowy Keila, który zawsze nimi wykręca wyniki. Krótko mówiąc, było wszystko. I niech ktoś mi powie, że nie ma balansu i zajebistego meta w tej grze.


Twin Tailed Brothers,
Czyli o dwóch takich, co zrobili combo.


Wstęp jakoś poszedł, dwa słowa o meta, a zatem lecimy dalej. Czas na krótką, acz burzliwą historię talii, która jak by nie było - zawojowała tegoroczne OMP.

W zwyczajowej gorączce przed turniejowej, łażę w robocie w jedną i drugą; myśląc, czym tu zagrać. Mamy Poniedziałek, za cztery dni turniej a tu dupa. Jest jednak wytyczna. Musi być zaskoczenie. Obaj, co do tego zgadzamy się z Kuba, znanym w podziemnym światku Warhammera - jako Jaszczur. Takie stare pryki Inwazyjne jak my, nie mają już tej przewagi, co kiedyś, poziom graczy strasznie wyrównany, talie budowane z głową, meta naoliwione jak ta lala. Nie ma lekko. Standardowa talia - na topkę ok, ale co dalej? Jaszczur: No, tym razem, po raz pierwszy w historii trzeba pojechać na prosa. Testujemy talię i jak będzie dobra to jedziemy nią obaj. Koniec z finezją, pojedynczymi kartami i resztą romantyczności (jeszcze wtedy nie wiedział jak bardzo się mylił, co do tych pojedynczych kart). Dobra, a zatem jest Poniedziałek, dzwonię raz, drugi, z jakimiś combami z kosmosu (nie wiem, czemu, ale jakoś mnie korciłoby właśnie w erze domniemanej dominacji DE, uprzeć się paradoksalnie na combo). Pierwszy pomysł - z dupy. Drugi - TEŻ NIE. Trzeci - a może, wrócimy do tego co Jaszczur kiedyś w Dwarfach kręciłeś ,Fragmenty, Order i Burying the Grudge, tylko nawiniemy jakieś Gołębie czy coś - hmm, może zadziała. Koniecznie na Imperium, bo Krasnoludy nie mają jak dobierać kart poza Questem. Wtorek - Jaszczur skleja talię (ja jak zwykle nawet na to czasu nie znalazłem), przychodzi, gra - NIE DZIAŁA. znaczy działa, ale za wolno, w dupę z Chaosem, za bardzo wrażliwe ogólnie ze wszystkim. Środa - w robocie. Czwartek - po robocie, myślę sobie; nie, to musi iść inaczej (musi być Dance to Loec!!), choć w desperacji składam między północą a drugą, jakieś cztery talie, w tym chore combo Dwarfy na Enchantresce, które nie mają win condition. Na koniec, jeszcze raz podchodzę do Fragmentów i pakuję talię w niebieskich koszulkach do reszty kart. W Piątek, wieczorem, pierwsze i ostatnie testy. Wyjechało połowę starej talii, wjechały same karty z napisem "olewam psa i korsarza" albo "i tak jestem tańszy od demolki - dajesz". Każda powinna mieć też potencjalny napis "draw a card" w ten czy inny sposób. Rozkładamy decka, Jaszczur widzi ilość Taktyk i o mały włos nie schodzi na zawał. Dwie, trzy gry i znów rozkładamy. City Gates miażdży i wywala Kościoły (!). Kolejnym odkryciem okazuje się Werner. Przez chwilę jest opcja z neutralnym klasztorem, ale Posagi Stalina jednak robią gry. Na wylocie niemal Dyscyplina, ale utrzymuje miejsce w kadrze. Rezerwy się nie mieszczą, bo ileż można. Gramy z DE discardem reki, jako że spodziewamy się w nim największego przeciwnika. Na zmianę. Wychodzi jakieś 7-1 dla Imperium (często 3 tura win). To działa! W międzyczasie wpada Farba z mega kontrolką Chaosu. Okazuje się, że, mimo iż Maan Take You daje radę z LW na supporty, to jednak Demolka jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę (przewaga S.Stalonne - człowieka Demolki, nad jakimś tam bóstwem pogańskim). Osterknacht prawie na wygnaniu, ale zostaje (i dzięki bogu). Dokładamy jeszcze Kometę, rozważamy pana Choinkę, pod Doublinga, ale oczywiście się nie mieści.

Niegrane z Imperium, Dwarfami, HE, Orkiem. Nice. Jaszczur stwierdza, że z większością będzie z górki. I komu, jak komu, ale ja mu wierzę. Zatem co, idziemy w kimę : )


Jak radził sobie Baltazar Gąbka (czyli „taka fikcyjna postać z bajki o smoku wawelskim)


Rundy zasadnicze

2-1 Sosu
DE w opcji bardzo kontrolnej, Crona, książka, baby, hexy; choć jak dla mnie słabsze połączenie Wampira i Wiosek rasowych. Pierwsza gra to wygrana, dość pewna, mimo początkowego zachwiania eko. W drugiej, Sosu dobrał dobrze i przyjął poprawną strategię – Shade x2, Baba i mnóstwo kart leci z ręki, min dwie Innowacje w jednym zrzucie. Szybko spadają kolejne cenne komponenty i zostaję skontrolowany do minimum. Poddaję i lecimy z trzecią. Tutaj już o niebo lepszy start u mnie i mimo twardych warunków stawianych przez DE, ustawiam combo po pewne zwycięstwo. Nie było lekko, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią, że ta talia ma z DE po prostu do przodu i tyle.

2-0 Dykta
Zawsze cieszę się, kiedy mogę zagrać z kimś, z kim jeszcze nie miałem okazji. Dykta prowadził Chaos, z tego co widziałem, był atak z boku, był tez UTS. Oczywiście moja uwaga skupiona raczej na Templach i DP. Choć nie miałoby to wpływu na wynik meczu, z przykrością stwierdzam: Dykta, zapominasz niszczyć developki z Templa (2 razy w naszym meczu!). Generalnie połowa graczy w ten czy inny sposób zapomina o Świątyni (najczęściej, gdy jednostki wracają na rękę a nie giną). W pewnym momencie myślę sobie; jak by teraz walnął Will of Tzeenth to kaplica. No, ale nic takiego nie nastąpiło, a zamiast tego, dość pewnym krokiem wyszedłem na 2-0. Myślę, że Dykta zbyt pasywnie/zachowawczo grał i zdecydowanie za późno przechodził do ataku. Inna sprawa, że każdy, kto widział tego dnia nasza talię, przy pierwszym kontakcie był raczej zdezorientowany: ) W każdym razie, przyjemna gra w dżentelmeńskim klimacie. Thx

2-1 Ironman
Kazik z Mieczorem to nie wesoła sprawa. Szybki tempo deck, wiadomo, Tunel, SyG, Kazik, Miecz. Kolega potrafił generować szybki nacisk przy zachowaniu mocnej ekonomii. W 2 z 3 gier, byłem zmuszony do desperackiej obrony. Dance to Loec świetnie ratował spalone strefy, choć w grze, którą przegrałem, popełniłem dość ważny błąd, puszczając jedną strefę. Mimo kłopotów, Gołębie zdołały obsrać Krasnoludzkie parapety i posągi równie szybko, co inne zabytki Starego Świata i wyszło 2-1. Ciekawe i dość wyrównane gry (może nie w sensie interakcji, a raczej, tego, która talia będzie szybsza).

0-2 Metatron
Przyszła pora na prawdziwy test, który okazał się bardzo ciężkim przeżyciem, w dodatku zakończonym porażką, choć, jak zwykle to bywa „o włos”. Pierwsza gra trwała bardzo długo; co dobierałem potrzebne karty, Metatron bezbłędnie mi je wyrzucał (ponownie straciłem dwie Innowacje w jednym zrzucie). Zegar przewijarki tykał, Arka szkodziła, a nowa poświęcająca się Wiedźma fruwała między discardem, a placem gry jak szalona, ja zaś przyprawiałem własny deck o palpitacje, dociągając jak najwięcej kart, by odpalić układ. W ostatniej turze, mając 2 karty w talii, byłem w stanie zgrać combo Wernerem (ku zaskoczeniu Metatrona, bo 3 Baltazarów leżało już odłogiem). Na Arce leżał jednak jeden żeton (na pokładzie stał Maranith z założonymi rękoma i uśmiechem na ustach), a ja musiał bym zagrać Arcane Powera by zacząć sekwencję, wyciągając potrzebną Innowację. Słowem, jednak karta w talii więcej i dało by radę. W drugiej grze, bardzo szybko dociągnąłem Baltazara, jako ostatni składnik combo, jednak losując z 6 kart, przeciwnik trafił właśnie na niego. Potem scenariusz potoczył się podobnie jak w poprzedniej grze, min z kluczowym Shattered Thought w Preceptora z tokenami (wyrzuciłem Baltazara – moją jedyną kartę w ręku, licząc na Wernera [musiał być gdzieś w talii, może ze 12 kart, dwie sztuki] i odpalenie klocków). Nie doszło. Talia Metatrona po raz kolejny raz, bardzo innowacyjna, bez co niektórych ogranych do bólu kart, za to pełna nowych pomysłów. Śmiałem się, że dość podobna do mojej, posiadając max 1 młotek na jednostkach i w zasadzie bezpłciowa jeśli chodzi o atak. Ot, taki pojedynek alternatywnych strategii gry, tym razem przegrany. Metetron, choć nie znał talii, od razu zlokalizował słabe punkty i zagrał na najwyższym poziomie, czytając grę bezbłędnie. Szacun.

2-1 Majesty
Imperium. Kolejny debiut talii Baltazara, kompletnie nietestowanej przeciwko EMP. W pierwszej grze, dość szybko wyszło na jaw, że czyha na mnie Verena. Ryzykując backfire Long Winterem, Majesty wyjechał z Osądem wcześnie i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył Dance to Loec lecący w mojego obłożonego kartami Questa. W kolejnych pojedynkach Verena nie gościła już wcale. Ciekawą sprawą była natomiast restrykcja, czyli Wola Elektorów, która tym razem mnie zaskoczyła, lecąc w odpowiedzi na potencjalnie kończącą grę Innowację. Cały czas bałem się jak śmierci Infiltracji, choć potem okazało się, że szczęśliwie dla mnie – nie zmieściła się w talii. Majesty obrał bardzo dobry plan gry, czesząc kasę z Raiderów, dociągając dwa razy więcej kart niż ja (jak blisko do przewinięcia momentami było ;), trzepiąc kasę w ilościach niebagatelnych, a tak naprawdę kopiąc się tylko do LW i Woli, by odciąć mi devki w kluczowym momencie. Ja z drugiej strony, bunkrowałem się, zbierałem Tańce i Innowacje. Pierwszą grę, przełamałem, drugą za to przegrałem spalony przez szybkiego Fryderyka i niezłą kontrolę rozwinięć/jednostek. W trzeciej, moja Dyscyplina okazała się bardzo ważna, a jak pokazała ostatnia zagrywka – również anielska cierpliwość. O ile dobrze pamiętam było coś w stylu:

- mój setup na ręce gotowy na combo
- 2 devki w KG
- Majesty zapobiegawczo LW
- W odpowiedzi Innowacja
- W odpowiedzi LW
- W odpowiedzi Innowacja
- W odpowiedzi LW
- W odpowiedzi Innowacja
- Do tego Dance to Loec na koniec


W rezultacie nazbierałem kasy na Fragmenty i dalej już poszło. Gry bardzo mózgożerne, ale satysfakcjonujące.

2-1 Farba
Z wynikiem 4-1, potrzebne było jeszcze jedno zwycięstwo by wejść do topki. Tego samego potrzebował Farba. W tym momencie działać zaczęła jakaś klątwa bratobójstwa. Graliśmy ze sobą na testach w przeddzień turnieju, łatwo nie było, ale z delikatnym wskazaniem na mnie jednak. Gry były mocno epickie, ogólnie talia wychodziła z takich czarnych rozpaczy, że aż się zdziwiłem. Niestety, wygrana któregokolwiek z nas, to i tak ucięcie punktów Wrocławia. Wyszedłem na 2-1 po strasznie ciężkim pojedynku i czułem się naprawdę szczęśliwy, że w ostatniej rundzie, będę mógł zagrać w miarę na luzie i nieco odpocząć. Przed Farbą natomiast stało jasne przesłanie – wygrać ostatnią grę albo dziadzia.


2-0 Stach
Patrząc z perspektywy, lepiej było by przegrać ten mecz. Może wówczas, drzewko ułożyłoby się inaczej. Nie ma, co gdybać, w każdym razie. Stach miał straszliwego pecha, nie dobierając najpierw Wurrzaga po przekopaniu większości talii, a potem Grimgora w odpowiedniej chwili. Sam męczyłem się w tej grze ze sobą, mocno już zmarnowany po poprzednich rundach, kluczyłem i gubiłem się w zagrywkach. Reasumując, zaliczyłem dwie wygrane, wyczekawszy swoje i odpaliwszy gołębi karabin, kiedy Stach nie miał już żadnej odpowiedzi na ręce.


6-0-1 i wejście z trzeciego miejsca do topki (z pierwszego Metatron, drugi Boreas również 6-0-1. Jaszczur wycisnął 5-1-1 (przegrywając tylko z Zyziem [też Wrocław] i jego HE z Questa) i również zagościł w topce. Jednym słowem, sukces Baltazara Gąbki był nie do przeoczenia.


Topka

Farba 2-1
Chwilę po zakończeniu zasadniczej, ruszyliśmy z pucharówką i tutaj BACH! Kolejny raz Wrocław i drugi już raz na tym turnieju – Farba. Jakaś masakra mówię; patrzę dalej w drzewko: CAŁY Wrocław (Jaszczur, Zyzio, Farba i ja) w jednej odnodze drzewa, czyli co rundę będziemy się eliminować nawzajem. Po cichu liczyłem na spotkanie z Jaszczurem w finale, a tu taki zonk. Póki, co, trzeba było wygrać z Farbą, którego katem okazałem się po raz drugi, choć po pierwszej wtopionej grze, myślałem, że to koniec turnieju. Dostawałem albo 2 Inkruzje do drugiej tury, albo 3 Seedsy do trzeciej włącznie. Farba miażdżył i palił, a jednak, w drugiej grze, mimo pomyłki w oszacowaniu kasy, udało mi się podnieść i wygrać niespodziewanie. Trzecia gra, której nie zaczynałem, przyniosła dobry start (dużo tanich kart, wszystkie w Quest). Farba jednak podkręcił tempo wyrzucając Sigvalda. Talia EMP, która nie atakowała wcale, stanęła przed wyborem dnia, a może i całego turnieju. Poświęcając większość kart na ręce, rzuciłem Innowację, po czym wystawiając Baltazara i Inner Circle do BF - zabiłem Sigvalda. Gdyby to nie wypaliło, albo na ręce siedział drugi Sigvald, pewnie bym wtopił. All in Farby jednak nie wyszedł, a dodatkowo pogrążyłem go dwoma Dyscypinami pod rząd, na dwie jego Bomby. Z taką przewagą tempa dozbierałem karty i w końcu zasrałem Gołębiami cały parapet willi przy Chaos street.


Gdzie jest mój Specjal!!

Na ten dzień, starczyło już emocji, ruszyliśmy, zatem na sławetną Reformacką. Szymus dał radę i wyprowadził nas na dobre żarcie, co by była podkładka na resztę wieczoru. W samym lokalu, oczywiście nie zabrakło niczego - i znów; kto nie był niech żałuje. Było Brackie, były rozmowy, można było pogadać nawet z Morphine, który to zrobił i wciąż ulepsza tak zajebisty program turniejowy, ostatnio natomiast; deckbuilder do Inwazji. Pozdrowienia dla tego pana i jeszcze raz wielkie dzięki za Twoją robotę!

 

"Opierpapier" za to na Wilka, z którym się nie napiłem bo szybko uciekli (wiem, wiem, przyszłego vice trzeba było doszkolić ; > Pomimo tego, że Darker chciał mnie i Jaszczura (i nie tylko nas) mocno spić (Metatron twardo dawał radę!) - udało się utrzymać fason. Z nocnych bohaterów to trzeba wymienić Boreasa, który to był na jeszcze innym levelu i za to jak grał na drugi dzień należy mu się respekt. Niestety musiałem zakupić ostatniego Specjala z wystawki, ale zawsze lepszy taki niż Tyskie. Impreza była zacna, choć wyprawa na miasto w poszukiwaniu innej miejscówki okazała się wędrówką izraelitów bez happy endu. Ludzie się gdzieś pobłąkali, jednych wpuszczali do lokalów, innych nie (pozdr ALAN;) wszyscy kończyli zabawę w różnych wersjach. My po odwiedzeniu kilku klubów (Bonq, Szymuss, Jaszczur, Farba i dwie goszczące nas koleżanki Szymusa) w tym nocnego monopolu, zamelinowaliśmy się w końcu na chacie. Tym razem udało mi się nie wspinać nigdzie i spokojnie mogłem się, choć parę godzin przespać przed następną rundą. Jak teraz wspominam, z perspektywy, to wszystko jakoś tak za szybko się odbyło, za krótka ta impreza, jak by nocy nie starczało by z każdym spotkać się, pogadać, a szkoda.

Ha! Wilku to ma chody. Taki fotos!

Nie płacz dEwka,
Czyli rezultat, trochę niedosytu, ale też i sukces.


Nieubłaganie nadszedł następny dzień, a wraz z nim pojedynek z Jaszczurem. Trochę się zastanawiałem, co mogłoby zrobić różnicę, kombinując, że może Osterknacht będzie ważnym elementem strategii. Oczywiście, okazało się to kompletną bzdurą. Przy takiej szybkości talii i takim dociągu, tak słabe stopowanie nie ma najmniejszego sensu. Nasze obie gry były prawie, że takie same. Coś w rodzaju, dobierania kart, wystawiania czegoś, aż w końcu ktoś powie "już". Nuda, zero interakcji. Tak to już jest z tymi taliami. Zupełnie jak za małego, siedząc na nocniku, wyczekiwało się, żeby najpierw było "chlup" a potem: "mamooo już!!!" (Czyżby to była nowa definicja combo talii; "Sranie w nocnik, póki nie chlupnie"??) Oczywiście, przegrałem kostkę. Pierwsza gra - Jaszczur w 3ciej turze składa klocki do kupy (ja w 4 miał bym to samo). W drugiej grze, popełniłem błąd (tu właśnie wyszła zdecydowana przewaga Jaszczura, jako combo gracza - on ufa swojej talii, ja podchodzę zbyt zachowawczo, bo jestem graczem raczej kontrolnym). Nie podłożyłem rozwinięcia, bo każda karta na ręce była kluczowa, wróciłem mu za to jednostkę z Heroica na rękę. W trzeciej turze swojej miałem na ręce całe combo - ale zgadnijcie, brakowało mi jednej developki... Nie dostałem kolejnej szansy, bo Jaszczur odpalił w swojej następnej. Tak zakończył się mój występ na OMP.

Żal - był, jak najbardziej, zawsze można rozważać, komu by doszło, gdybym wyrównał na 1-1. Jeszcze przed ogłoszeniem drzewka topki, rokowałem, że spotkamy się obaj w finale, wówczas przegrana bolała by jeszcze bardziej pewnie, ale z drugiej strony, na podium stanęłaby cała kometa - z dwoma warkoczami i to cieszyłoby jak diabli. A tak, co można powiedzieć? Sporo. Wygrał najlepszy gracz tego turnieju, z, bez wątpienia, najlepszą talią. Misja zakończona sukcesem.

Jaszczur w następnej rundzie zmierzył się Boreasem, którego Chaos - w zasadzie dość prosty i bez żadnych fajerwerków, prowadzony na pro levelu, dojechał do półfinałów, co dla niektórych mogło być nie małym zaskoczeniem. Rundę wcześniej, Boreas wyeliminował Zyzia z jego HE na Sally Forth i magu podrażającym taktyki (Nemezis Jaszczura ja by nie było), w prawdziwym overtime thrillerze (pamiętajcie, jak jest kilka minut do końca i gracie na obrażenia, oddajcie zaczynanie -> +1 atak więcej ; ). Z bardziejszych niespodzianek, Boreas miał Dezercję, ale wbrew obiegowej opinii ta karta wcale nie krzywdziła Baltazara aż tak bardzo. Gry trochę trwały, ale to raczej na zasadzie, że Chaos nie wiele był w stanie zrobić, a Jaszczur kopał się do swojego. I w taki oto sposób, dokopał się do finałów...


Finał

Jaszczur - Gil Galad 

2-0
GilGalad, grający bardzo sprytnie złożonymi DE, na Cronie, Książce i wielu ciekawych niespodziankach (też Dezercja, do tego sprytna Mortella), miał mało czasu na przemyślenie strategii przeciwko combo. Kawałek wczorajszej nocy plus ogólne doświadczenie w WHI, liczone w kilku zaledwie miesiącach(tygodniach?). Imponujące tym bardziej, że w takim stylu awansował do finałów, pokonując w 1/2 Metatrona, który kolejny raz, po bezbłędnej rundzie zasadniczej, odpadł nieoczekiwanie i wciąż czekać musi na swoje trofeum turniejowe. Trzeba zaznaczyć, że w moim mniemaniu, jego talia była w stanie w jakimś stopniu zatrzymać Baltazara, a przynajmniej dotrzymać mu kroku. Sam Metatron miał już doświadczenie w postaci dwóch gier ze mną, dnia poprzedniego. Może, gdyby on awansował, finał był by bardziej emocjonujący. A może i nie. W każdym razie, siedząc sobie zaraz obok Jaszczura i patrząc na jego rękę, mogłem tylko kiwać głową do Wilka, który pełnił podobną rolę sekundanta - dla GilGalada, że już po wszystkim. Z boku mogło to wszystko wyglądać zgoła inaczej, bo Gil, zaczął ostro w pierwszej grze, z Dezercji, zaraz potem wyszła Mortella i wciągnęła na spód Innowacje. Ale i to nie wystarczyło. Jaszczur dozbierał karty i grając w zasadzie swoim discardem, przekopał się, po to, czego potrzebował. Reszta tylko patrzyła jak tłumaczył, co robi - co by dla potomnych było. W drugiej grze, dowódca Mrocznych, zmienił taktykę, a może zmusiło go do tego dojście. Niestety Crona jest paradoksalnie przyjacielem tej talii, a zrzucane przez nią karty, powiększają tylko pulę możliwości Baltazara i spółki. Gra skończyła się podobnie jak pierwsza i mogliśmy już patrzeć z podziwem na zmęczonego, ale z pewnością szczęśliwego Jaszczura.



Kuba - w końcu, klątwa topki przełamana. 

Mistrz jest Twój! Został tylko jeden "acziwment".

(no wiecie, Mistrzem Europy był, Ligę zdobył, teraz mistrz Polski; brakuje jeszcze tego ostatniego tytułu, z zapomnianego, małego, turnieju w USA, wiecie którego ; )

Dla ścisłości jeszcze, ostateczne top8 tego turnieju.



Hidden Multiplayer, przyczajony Ranking.

No, tak. Po emocjach finału, łzach szczęścia, wywiadach itd, został jeszcze turniej pocieszenia, czyli Finał Rankingu. Generalnie nie byłem nastawiony pozytywnie do tego turnieju (przed samymi OMP). W zeszłym roku, była to taka musztarda po obiedzie, ze słabymi nagrodami i lobbowałem w to miejsce duży turniej Kataklizmu, ale nawet Kataklizm rozegrany pomiędzy finalistów Rankingu właśnie (4 teamy po 4). Na miejscu okazało się jednak, że Galakta elegancko, nie zepchnęła Rankingu na dalszy plan i wlepiła bardzo okazałe nagrody (pięć stów w towarze za pierwszy plac). To dobry krok, by ten turniej miał w sobie żyłkę rywalizacji nie tylko o dyplom (to coś jak w pokerze, jak nie grasz na prawdziwe - choć by 5 zł, to w zasadzie ciągle all in'ujesz, bo czemu nie?). Jaszczur, w zupełności miał już dość móżdżenia, zabrał, więc HE na Tru Mage'u, całkiem sprytną, powiedzmy pół-combo talię. Metatron podobnie He, ale zupełnie inną - mnóstwo czarowania, smoki, legendy, prawie jak w baśniach Andersena, albo i lepiej. Obaj też spotkali się w pierwszej bodajże, lub drugiej rundzie i tutaj, nowy mistrz, musiał uznać wyższość Metatrona (który to poległ z przyszłym finalistą - Stachem). Tak ja mówiłem, Jaszczur miał już dość Baltazara. Ja w zasadzie i tak i nie. Miałem zagrać multiatakiem Szymussa, ale jakoś się zakręciło, i nie wziąłem talii. Prawda jest też taka, ze gdzieś w środku, chciałem, by Baltazar zgarnął wszystko, co się da. Od tak, po prostu, dla zasady. Bo mógł.

1/16
Taka wada pisania pół roku po fakcie : ( Muszę przeprosić, ale nie pamiętam, z kim konkretnie zagrałem pierwszy mecz. Były to DE, jak zauważyłem, już przygotowane na spotkanie combo imperium (słowem, meta turniejowe też ewoluuje z dnia na dzień). Czujny Druchii, supporty przewijające za discard (czyli dwie karty uwalające combo jeśli są na stole), plus cała masa nienawiści, zrzucania ręki itp. Nie było lekko, jednak Baltazar na swoim małym kucyku przejechał przez błoto na 2-1 (?).

1/8
Jak by było mało, Radaner wyszedł w rundzie kolejnej, oczywiście z DE, oczywiście z wrednymi kartami. Podejścia były jednak solidne i w zasadzie trudniejsze było dla mnie poskładanie comba, tłumaczenie, grzebanie w talii (maksimum zmęczenia, spuchnięta głowa), niźli samo wyzwanie rzucone przez Me i jego talię. W żmudnym procesie układania stosów, wszystko się ostatecznie udało i przeszedłem dalej.

1/4
Selverin miał bardzo ciekawe Dwarfy, kompletny napór, ze aż boli. Przyznam, z taką talią nie ma wakacji. Co prawda nie przeszkadza, ale też zajmuje się skutecznym zabijaniem ciebie. Chyba na 2-1 wyszło, tak ja, jak i mój przeciwnik popełniliśmy po kilka kluczowych błędów. Było na prawdę gorąco, ale finalnie - Stach w finale już czekał.

Finał
Ze Stachem już sobie zagraliśmy dzień wcześniej. Obaj te same talie. Ja w strachu przed Grimgorem, on ogólnie w strachu, ale też niepatyczkujący się z zamiataniem stołu. Gry były bardzo długie, głownie ze względu na moje powolne tury. Głowę miałem już raczej do wymiany, po dwóch dniach grania ta talią. Ciągle się myliłem, źle liczyłem, plątałem. Darker dźgał mnie już z tyłu, a ja męczyłem się jak mało, kiedy. Ze dwa razy mogłem wygrać, ale słabo kminiłem sytuację. Baltazar ma jednak wielką zaletę: nie wygrasz w tej? wygrasz w następnej. Żmudnie więc, ku rozpaczy Stacha który dwoił się i troił, w przerwach przeklinając niedochodzącego to Grimgora, to Wurrzaga - przepchałem Gołębi desant i zmęczyłem 2-1. Nigdy więcej. : )

No, dobra, ale udało się wygrać!



Baltazar westchnął, pogłaskał kucyka. Odłożył swoją różdżkę. Sięgnął dłonią do twarzy, by obetrzeć pot z czoła, już się zbliżał, palce musnęły o maskę, już ja prawie zdejmował... (wszyscy wstrzymali oddech)



Nope. Not this time.

A miesiąc później zbanowali mu talię...


Jakoś równolegle do Rankingu odbywał się Multiplayer, jeszcze bez FAQ i na ustalanych ręcznie zasadach. Poniżej wyniki, niestety wielu szczegółów nie znam, poza tym, że ALAN pozamiatał Swordmasterami, którzy to niby z dwuręcznymi mieczami, ale z Tarczą (Saphery) oraz Żelaźnie zdyscyplinowani, pokazali, na co ich stać. W ścisłej topce króluje Order, widać Destro wzbudzało zbyt wiele agresji. Arczi dzielnie walczył chaosem, czyli Wrocław ma reprezentację w topce - jest dobrze. Multi ma świetlaną przyszłość i na pewno przyjdzie nam jeszcze usłyszeń o tym formacie (no i rzecz jasna zagrać). Gratz ALAN!

Wyniki Multi



OMP po raz Trzeci – Galakta pokazuje klasę!

Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz. Tak jest myli państwo, Wrocław zgarnął puchary, więc trip zakończony sukcesem. Turniej udany, organizacja dopięta, czegóż więcej chcieć. A, no właśnie! Można by się przyczepić do nagród...

Nope. Not this time.


Z tego miejsca, słowa uznania, dla władz Galakty. W tym roku, nikt nie mógł narzekać na nagrody, Utrzymany wyjazd do USA, potężne nagrody w postaci bonów, dla topki, + gadżety i inne pierdoły. Serio, pozytywne zaskoczenie na tak świetnym turnieju. Kolejny raz, Darker, jako szef turnieju (i główny lobbysta Blood Bowla w Europie Wschodniej), elegancko poprowadził sprawę, bez zgrzytów i wtop (no, dobra, stary, to drzewko z całym Wrocławiem w jednej odnodze, to, wiesz...kasa była za nieco inny układ : >

Ok, styka tego cukierkowania, raz jeszcze Gratulacje dla pro - Jaszczura i powodzenia w MadeinUSA! Dzięki wszystkim, za przybycie, granie, gadanie, chlanie, ogólnie, za siedzenie w Starym Świecie i ciągłą ochotę na potyczki karciane. Nie trzeba mówić, jaką sceną jesteśmy - scena mówi sama za siebie (a ostatnio nawet Wilk - ze sceny; )

I, żeby już nie przedłużać tekstu (pisanego ponad miesiąc), powiem jedno:

Widzimy się na OMP 2014.



p.s. A oczywiście wcześniej z 10 razy na Regionalsach.


p.s.2 zwyczajowo mini galeria, zdjęcia już nie pamiętam czyje, więc się odwalcie: )
(no dobra, a tak serio, to zanim mnie pozwiecie autorzy zdjęć, napiszcie w komentarzu, że to wasze - redakcja podpisze wówczas;)


Mistrz Europy przysypia, gra wyraźnie na poziomie casual.

Pojedynek, który pokazał światu, że czasem nie warto być pierwszym!

Teraz już wiem, jak to jest;siedzieć na dupie, przeciwnik gra, a ty nic nie możesz zrobić, tylko patrzeć...

Powtórka z historii? A jakże! może nie ten numer stolika, ale dawni mistrzowie żyją.

Nie powiem, że ta Dezercja zaskoczyła. Ale czy zaszkodziła...?

Dla wszystkich fanów i hejterów Inwazji! Od lewej:
- Brzuch (Grom?)
- Dwóch znienawidzonych władców forum
- Przesłanie dla tych co im nie pasi

Selverin odbiera kijowa matę Netrunnera. Szacun - nasz człowiek pozamiatał turniej gry obok.

Wosho też grał w "to drugie"

Sędziowie czekają na piękny finał.

I po finale : )

jakiś random...

Na pocieszenie - NIE TRZEBA TEGO WPISYWAĆ NA RANKING!!!




I na koniec. Przestroga. 
Tak kończą ci, którzy wybierają inne gry zamiast Inwazji!!.
no wrak człowieka, przyznajcie.
(dodam, że zaraz po tym, Selverin odzyskał true self i został adminem na Winvasion.pl)


1 komentarz: