Relacja i wrażenia z Mistrzostw Europy
Wrocław (27-28/04/2013)
Part I - Na początku była ciemność i zimne płomienie...
Tak, zaczęło się i choć okres oczekiwania, przygotowań; dłużył się, nie dawał spokoju, tak po pierwszym dźwięku rogu, dającym sygnał do szturmu, reszta nieomal śmignęła, jak przewijany na kasecie video film. Potem, dwa dni, podczas których najważniejsze było jedno: wyspać się. Nie tknąłem kart, ani niczego związanego z Inwazją przez kilka dni. Zastanawiałem się również, czy w ogóle jest sens pisać relację, skoro WSZYSCY byli na miejscu. No, tak, zmęczenie materiału można by powiedzieć. Poza faktem, że jednak nie wszystkim udało się zjawić (;) napisanie relacji/wspomnień to rzecz święta. Choć przyznam, że po ostatnich wydarzeniach na forum, strach pisać. Jeszcze wymsknie mi się, że ktoś zagrał jak lama, czy też dał dupy w którejś z gier i na drugi dzień dostanę pozew! Taki los jednak, walczymy o wolność słowa i publikacji, zaryzykuję, więc, nie pierwszy raz zresztą.
Cała historia obejmuje sporo, ponieważ dla mnie (i dla Deer Dance'a pewnie też), turniej ten zaczął się o wiele wcześniej. Nie będę potrafił spojrzeć na wydarzenie czysto, z perspektywy gracza. Po raz pierwszy, przychodzi mi coś ocenić od tej drugiej strony, a do tego, jest to w pewnym sensie też ocena własnej pracy. Cały proces organizacyjny, pochłonął sporo czasu i starań. Dlatego też, od razu muszę powiedzieć dwie rzeczy.
- Z pełną satysfakcją, ale i zrozumieniem, mogę teraz podać rękę Darkerowi, tak dziękując mu za to, że tego typu imprezy organizował, a także wreszcie wiedząc na prawdę, jak to jest być w jego skórze. Szacun.
- I z jeszcze większym respektem, muszę podziękować Michałowi (znanemu jako Deer Dance we Wrocławskim pół światku i nie tylko), za to że zgodził się wziąć na klatę współorganizowanie tego wydarzenia i w 100% zaangażowania sprostał . Sam bym tego w życiu nie ogarnął. DZIĘKI STARY!!!
Nie wolno tez zapominać o wielkim wkładzie, jakim była osoba Juriego i robota przezeń wykonana. Człowiek - klimat, pomoc w organizacji, sprzęt, współprowadzenie, integracja - po prostu renesans. Dzięki Man!
Czarny, tak, tobie również musi się dostać. Kalambury to Hit! Dziękówa za Twoj wkład w imprezę (no i kega!). Oby więcej takich ludzi, pełen pozytyw.
Mer; używam Twoich zdjęć, więc mnie nie pozwij! Dzięki za wsparcie (nawet kiedy przegrywałem, czyli generalnie przez cały czas), no i za strzelanie fotek podczas eventu (Ty wiesz, te najbardziej kompro, nie ujawnione chowamy do teczek z nazwiskami : > Takie małe zabezpieczenie, jak by w przyszłości znów nie udało się Wrocławianom czegoś wygrać ; )
Jeżu wraz z Zosią, dzięki za zdzieranie gardła, przyjmowanie wyników i ogarniecie całego tego bajzlu na mostku kapitańskim, gdzie jak wiemy, parasolka też była potrzebna ; )
Jeśli ktoś się nudzi, radzę wyjść na kawę, bo oto podziękowań ciąg dalszy (i nie, nie będą na końcu, tylko na początku właśnie!)
Angian, mieliśmy cień szansy na zagranie ale dałeś ciała : P Next time, wyrównamy rachunki. Za to wielki rachunek wdzięczności w kierunku Twojej osoby za STOLICE! Fenomenalna robota, wyszyły epicko. Ogrom pracy włożony, doceniamy! (Gambit, człowiek, który zawijał te sreberka, pozdr dla Ciebie!)
Makabrysio, człowieku, nie będę wiele pisał, bo i po co! Po prostu, na następnym evencie stawiam w ramach podziękowań, za Twój wkład...chyba we wszystko niemal, co się na miejscu wydarzyło. Od nagrody dla "przystojnych", karteczki na stolicy, mega pozytywnego podejście, multi integracji na poziomie międzynarodowym po grzeczne zachowanie w instytucji kultury, jaką jest Zamek.
Wspomnieć wypada też o tych, którzy w ten, czy inny sposób wspierali inicjatywę. Zwłaszcza, że większość naszych starań o "sponsoring" odbijała się od ścianki.
- Centrum Kultury Zamek w Leśnicy; tutaj, na ręce Macieja (Maku), dzięki stary, za czas, jaki też poświęciłeś i pomoc w organizacji. Miejscówka epicka!
- Fantasy Flight Games, wcale nie są aż "tak niedostępni", jak by się mogło wydawać. Był oficjalny patronat, były maty (wyczesane!), były kufle. Może to nie "Ameryka", ale WHI to też nie akcje Facebooka ;)
- Galakta; ponieważ ten Assault, traktuję jako pewnego rodzaju turniej zwieńczający, tak, w tą stronę należy się uznanie wkładu wydawcy PL. Ranking, jak by nie mówić, napędza scenę, dodatki wychodzą regularnie (zapytajcie Niemców czy Włochów, jakieś 1,5-2 dodatki w plecy! wiem, bo im zamawiałem, żeby tu kupili). No dobra, Blood Bowl (:D)też był, za to małe stolice Regionalne te same co wszędzie, a szkoda. Można by sobie życzyć więcej, choć realia wszyscy znamy.
Mieliśmy też sponsorów mniej lub bardziej związanych z naszą szlachetną sprawą:
- Przewodniczący Sejmiku Województwa Dolnośląskiego; dziękujemy, dobrze wiedzieć, że inicjatywy jak nasza, też mają szansę na wsparcie z tej strony.
- Trzy Trolle; dzięki chłopaki, za elastyczne podejście do sprawy i ogarnięcie sporej części gier na nagrody, wkład własny (i rabacik; )
- Fabryka Słów, bardzo pozytywni ludzie, którzy dorzucili nam możliwość poznania, jak to na prawdę było z tą Herezją (WH 40K!)
- Wydawnictwo Pentakl, dzięki za nagrody (Racial Wars)!
- Planszak i Dynks z Grunwaldzkiej, dzięki za wsparcie!
Uff, póki, co, to chyba wszyscy, pora, więc skrobnąć coś o samym turnieju, skoro honory organizatorskie spełnione.
Part II - Biadolenie (odc. 75)
O mnie samym króciutko. Czas przygotowań turniejowych pochłonął i wysrał całe plany o jakimkolwiek testingu. Jeszcze parę dni przed, u Farby, parę meczyków pokazało, że Dwarfy po prostu MIAŻDŻĄ. Ale wiadomo, jak się zawsze pod prąd płynie (co prowadzi do utopienia, jak widać na moim przykładzie), to jadąc sobie wesołym autobusem 409, w Sobotę rano, zrobiłem następujące rzeczy:
1. Krzywo spojrzałem na babę, która wepchała się do autobusu, nieomal rzucając Demolkę w drzwi
2. Wyjąłem z plecaka talię, i wrzuciłem do "Toruńskich" Dwarfów, dodatkowego Grudge'a plus 3xDemoltion Man (czyli Gotrek-Stallone). Przy okazji znalazł się trzeci Spite i drugi My Life, trzeci Barak, poleciał Master of Map, jeden Skarbiec, Runa Odporności i Slayers Oath.
3. Done
Mniej więcej w tym momencie, wyjąłem z pudełka talię Chaosu. Mało tego, wywaliłem Marudersów, którzy w kilku grach pokazali, że nadal są postrachem i z Summoningiem rzeźbią gry. Wsadziłem Inkruzje (choć generalnie brał bym je w trzeciej kolejności z dostępnych restrykcji). Dorzuciłem jeszcze parę badziewi i stwierdziłem, że Will of Tzeenth zrobi gry. Na miejscu miałem jeszcze kilka wątpliwości, ale przecież szepty nie mogły klamać...
Musicie mi wybaczyć, ale nie będę szczegółowo rozwodził się nad kolejnymi grami. Pierwszą udało mi się wyrwać od Ziggiego 2-1. Fajne gierki w dobrej atmosferze. Dalej był Gambit, który jak przewidział przed rozpoczęciem tak zrobił. Wygrał kość, więc 2-1 dla jego Wurrzaga. Potem awojdi. Cholera, wstyd, bo nadal mam z tym panem mocno ujemny bilans gier turniejowych. widząc jego performance tego dnia, tak było mi pisane. 1-2, gry raczej bez walki, choć w jednej, miałem małą szansę na przełamanie. Nie dojszło. Następny był Szeryf. tutaj udało się wygrać kostkę. Taaa, 1-2 dla Krasnoludów, super tech chłopaki z tym Troll Slayers, po raz kolejny odniosłem wrażenie, że Dwarfy powinny wygrać ten turniej. Wszelka nadzieja zgasła, choć już po pierwszej grze wiedziałem ,że nic tego dnia nie ugram tą talią. Pablo, dołożył mi 2-1, za to w bardzo fajnej atmosferze i przy ostatnich stolikach (więcej światła i bliżej do kibelka). Paweł Mazur, jak zawsze z zaskakującymi kartami od Dwarfów, tym razem 2-1 dla mnie, za co zrugał mnie Angian, który wyraźnie szedł na dno, tak jak ja i chciał koniecznie zagrać. Nie dałem się skusić (podświadomie może) i wygrałem ostatnią grę z MuSl'em, podziwiając jak niesamowicie komponuje się Baltazar z Assaultową Stolica Imperialną (kompozycja rulez!).
Trzeba zaznaczyć dwie sprawy. Po pierwsze, nie dane jest mi grać Chaosem, na dużych turniejach, najwidoczniej Mroczni Bogowie, nie chcą bym ujawniał jakieś hiper przegięte kombinacje w większym gronie. zawsze jak próbuję, to sprowadzają na mnie klęskę (i Zgnilca, bo lekkie choróbsko nie ominęło mnie w czasie weekendu majowego). Powiem więcej, to, że słyszę jakieś szepty przed turniejem, to w ogóle podejrzane, może ktoś macza w tym palce! (wystarczy, że przypomnę sobie "krwawy świt", który ujrzałem w drodze do Łodzi, który uznałem za omen...taaaa)
Druga sprawa, to szczerze powiedziawszy, gdybym drugi raz miał wybierać - nie grał bym wcale. Nie ze względu na wynik. Z uwagi na to, że mam poczucie stracenia części turnieju, jako eventu, przez to, że grałem. Coś w tym jest, że jako organizator, największą przyjemność sprawiało mi kręcenie się po podziemiach, zaglądanie na stoły, rozmowy z ludźmi, spotkania. Deer przyznał mi rację, że ma tak samo. Coś w tym musi być. (z tym większa determinacją wbijam do Bydgoszczy, gdzie w 100% będę gościem i graczem, mającym w dupie wszystko, prócz grania i zapewnienia sobie odpowiedniej porcji cukrów/kofeiny/alkoholu).
Tyle więc o indywiduach, przejdźmy do szerszej perspektywy.
Part III - "Wojna składa się z nieprzewidzianych zdarzeń."
Wystartowaliśmy z instalacją turnieju, na teoretyczne 2h przed startem 1 rundy. Czas grał spora rolę, zwłaszcza, że "docisnęliśmy" 7 rundę. Dzień wcześniej przygotowane stoły i reszta, rano sprzęt i jedziemy z zapisami. Szło, nie powiem, dość sprawnie, w dużej mierze, dzięki przygotowanym listom przedpłat. W celu przyśpieszenia - mieliśmy w programie wpisane wszystkie osoby z przedpłat, żeby im tylko frakcje zmieniać w czasie zapisów - ale ostrzegam, nie zadziałało : ) Szybciej jest wpisywać nowe osoby, bo potem szukanie tych już zapisanych w celu edycji jest upierdliwe i trwa dłużej.
A więc, z lekkim poślizgiem (ale nie karygodnym), biegnącym do nas z góry rzutnikiem i Metatronem (który pokazał, że było warto czekać na niego ; ), ruszyliśmy z pierwszą rundą. 103 osoby! Serio, to robiło wrażenie. kolejny rekord pobity, frekwencja bardzo dopisała i stąd moje DZIĘKI do WSZYSTKICH graczy, który wzięli udział w tej edycji Assaulta. Myślę, że jednak o czymś to świadczy, coś pokazuje i na pewno, nie mówię tu o tematach, które pojawiają się na forum, a raczej o pewnym spojrzeniu na Inwazję, o które niektórzy mnie oskarżają/podejrzewają, myśląc, że jest kompletnie irracjonalne, czy wyssane z palca. Otóż - powiem wam coś ; )
Dobra, rozliczyłem się z opozycją, idziemy dalej. Rundy bowiem leciały i okazało się, że Orki choć mocne, mają kilku przeciwników, którzy wcale się ich nie boją. Miłym dla mnie faktem (ale też zaskoczeniem) była świetna dyspozycja Włochów i kilku Niemców. Trouble i Kami, grając prawdziwie old school Imperium, nastawionym na neutrale i mocną kontrolę, szli jak burza, korzystając, z braku jakiegokolwiek przygotowania na taki styl gry. Warto o tym pomyśleć, kiedy w naszym, największym bez wątpienia środowisku, niekiedy pozostajemy głusi/ślepi, na zupełnie inne koncepcje świata gry. Goście zza miedzy, Crux (4 Urazy w decku, 2x Ancient i 2x Blood!) oraz Graffi(tu z ciekawszych 2x 'Idden Boy), świetnie ogranymi taliami, również, nie ustępowali nam pola. Talie wszystkich czterech, wyśrubowane (żadnych x1 kart, niewiele x2), na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że nasz Polski deckbuilding, mimo wszystko, nieco wyewoluował i coraz chętniej gramy kartami x2 a nawet x1 i raczej w tą stronę jest kreatywniej/ciekawiej, nie mniej, na takim szczeblu, turniejowo, talie gości, były serio na wysokim poziomie.
W międzyczasie, ci którzy kończyli gry, spokojnie mogli sobie chłonąć klimacik miejsca i samej imprezy. Na pewno wybór Zamku, był strzałem w dziesiątkę, pomimo, tu i ówdzie kapiącej wody ze sklepienia (no sorry, ale Warhammer to dark fantasy, w którym dzieje się o wiele więcej przykrych i odrażających, brudnych rzeczy). Zeszłoroczny gulasz za to, nie powtórzył swojego sukcesu, cóż, z przyczyn nie zależnych ode mnie i DD. Za to panowie z Kebaba dali znichę dla karciarzy i też było git.
Im dalej w stronę rozstrzygnięcia zasadniczej, tym większe napięcie i konkurencja po "ciemniejszej stronie podziemi"(Dwa reflektory nie dały rady doświetlić tej części, gdzie grali gracze z top, a przeniesienie tych miejsc w odległą część lochów, nie zdawałaby z logistycznego punktu widzenia. Tutaj mała nauczka na przyszłość). Nie wątpliwie, popularnością cieszyła się "loża" top4, gdzie rozgrywano dwa pierwsze stoliki. Widziałem cześć rewelacyjnego pojedynku Trouble'a i Kubali, zerkałem też na inne stoły i każdy obecny mógł coś z tego turnieju wynieść, nawet chodząc w koło i obserwując grę, na bardzo wysokim poziomie.
Po 7 wyczerpujących podejściach pod Twierdzę, Metatron pokazał, że kilka poprzednich turniejów, nie było przypadkiem w jego wykonaniu. Niecodzienną talią (której strasznie dziwili się Włosi, zaskoczeni mówiąc "Jak u licha tam może funkcjonować ekonomia? Jak starty??), zmiażdżył przeciwników, nie przegrywając ani razu. Pierwsze ostrzeżenie dla zielonych - not so fast... Trouble, z Imperium, wyszedł na drugiej pozycji, a zaraz za nim Germanus, nieugięty wódz Orczych Hord oraz Crux, z Krasnoludzką siłą i odpornością. W top5, tylko 1 Ork, trzeba przyznać, że nikt się tego nie spodziewał. Do top 16 tylko JEDEN Chaos! Wow, a do tego, skromnie 2x HE. (koniec końców, szacun dla odwiecznego gracza Ulthuanu - Adhana, podejrzewam, że parę osób myślało, że to oni mają ostatnie słowo, a tu proszę).
Rozkład stolic (dzięki jak zwykle uprzejmości Tobiaco)
Runda Zasadnicza pokazała wiele. Sam turniej, potoczył się zupełnie innymi torami, niźli można się było spodziewać. 5 Zwycięstw okazało się nie do końca pewnym finałem. To dość zastanawiające, bo liczyłem, że wszystkie "piętnastki" wejdą. Tymczasem, miejsca 17-19, okazały się tymi najbardziej pechowymi, przegrywając w tie breaker'ach. Kolejna, a może najważniejsza ; ) sprawa - "Wrocław od zawsze poddaje się ostatni", ale tego dnia było raczej "..Wypuśćcie Krakena z klatki!". Zero "naszych" w topce, kompletny fail w wyborze talii (pozdr dla mnie, Bonq i Sosa przede wszystkim);fatalne występy takich staruchów jak Sosu, Bonq, mój osobisty, a i Deer nie poszalał lecąc na 80 street. Arczi też przegrał w jednym meczu z samym sobą i klęska ogólna gotowa. Najwyżej Farba (23) i Jaszczur (27). Ale wiecie, u nas w mafii Wrocławskiej, taki wynik to, to samo, co żaden wynik.
Potoczą się głowy...Wzejdzie świt nad Odrą i wypłyną wzdęte ciała topielców...
(no, dobra, a potem rzucimy sobie Nekromancję, "woda śpi, żołnierze żyją" i lecimy dalej z koksem)
Przejdźmy teraz do rzeczy, która jest najważniejsza w kupionym za 45-55zł Hamburgerze Warhammerowym, przynajmniej ze strony obserwatora/orga oraz osób uczestniczących. Mięso.
Top 16 ruszyło i przelano pierwszą krew, po której nie ma już powrotu. Wiśnia, grający konkret turniej, uległ koledze Ostremu (nic tak nie boli, jak wzajemna eliminacja tej samej ekipy). Crux dopadł jedyny Chaos w topce, reprezentowany przez Sawara i stało się jasne, że nie było to dobry dzień dla Mrocznych Bogów. Jeszcze bardziej nieoczekiwanie (choć jak dla kogo można by rzec, kiedy widzimy zawodnika takiego kalibru), Trouble, uległ Awojdiemu, przyznając mi w rozmowie, że przeciwnik grał na bardzo wysokim poziomie i podejmował niesamowicie trafne decyzje. Ta runda przyniosła również klęską naszemu (niech mu Bogowie i internet wieczne stałe łącze dadzą) ulubionemu Adminowi.
W Ćwierćfinale, na pewno, niespodzianką była porażka Cruxa, którego typowałem na półfinały, a który to przegrał po zaciętym pojedynku z Woshem. Znany wszystkim Warszawski gracz, po dość niepozornym 12stym miejscu (przegrał tylko z obydwoma gośćmi zagranicznymi) nie dał się i pokazał, że wygrana z Dwarfami Drumdaara, rundę wcześniej) to nie był przypadek, a raczej potrzeba innej stolicy, by wzruszyć combo HE. Muszę przyznać w ogóle, że byłem zaskoczony również odpadnięciem Drumdaara, bo miał talię, uważaną przeze mnie za najlepszą/z największym potencjałem). W innych pojedynkach, niepokonany Metatron wyeliminował Ostrego, Awojdi zaś Fortepa. Mecz Radanera z Germanusem można określić tylko mianem epickości, a o jego zakończeniu obaj będą śnić jeszcze nie raz, choć tylko jeden z nich uzna to za dobre wspomnienie ; ) Radaner pokazał skilla i cierpliwość, której braknie wielu graczom, na tak wysokim pułapie.
Przechadzając się od stołu do stołu, cykając zdjęcia i racząc się ciemnym Primatorem, w międzyczasie rozdałem jeszcze kilka nagród, dla wyjeżdżających wcześniej Niemców (tej liczniejszej ekipy z Drezna) oraz ekipy Częstochowskiej. Fajnie, że nawet jeśli na jeden dzień, to ludzie nie zawiedli i stawili się na Polu Bitwy. tymczasem, rozpoczął się półfinał. Zauważcie, że od tej pory (spoiler), mecze kończyły się już tylko 2-0. Ciekawe, czy to takie zrządzenie odpowiednio dobranych stolic, czy zmęczenie, a może rosnąca pewność siebie graczy, którzy notowali "dwójkę" po swojej stronie? Niekiedy jest tak, że mimo zmęczenia, chaosu, stresu; każda dobrana w rękę karta, leży w niej, jakby była do tego stworzona. Może było i tak, a może inaczej.
Metatron, nie pozostawił wątpliwości, kto powinien znaleźć się w finale Mistrzostw Europy. Odesłał niegdysiejszych braci z powrotem do domu (albo i na dno oceanu), sprawiając wcześniej, że tamtym zupełnie wyczerpały się pomysły, czy jakikolwiek zasób asów w rękawie. Na drugim stoliku, kolejna armia Mrocznych Elfów poczuła krew i choć była to zielona brejowata posoka Orków, to, rozchlapana wszędzie dokoła, wyglądała tak samo ładnie. Awojdi nie znalazł się tu przez przypadek i widać, że Dark Elfy, jako jedne z nielicznych wcale nie bały się tak szalonej ofensywy, jak i cierpliwej Snotlińskiej Inwazji, ani nawet osławionego Króla Juliana.
Wielkie zaskoczenie, podejrzewam, że dla wszystkich, to jak potoczył się turniej. Mieliśmy oto finał Dark Elficki. Zgadnijcie - jak przed rokiem! (Sosu i Arczi, dwoma, w nielicznych, ale istotnych detalach, różniącymi się, mega kontrolnymi taliami). Coś jest na rzeczy, powiem wam, że, najprawdopodobniej, Mroczni łożą grube łapówki na Wrocław, co by takie sytuacje miały miejsce. Pytanie tylko, czemu ja nie dostaję z tego działki!!
W meczu o 3cie miejsce: Wosho 2 - 0 Awojdi. Orkom nie starczyło pary, i zajęły "tylko" czwartą pozycję. Znienawidzone w środowisku combo talie, okazały się skuteczne (choć w pojedynkę), ale nie tak straszne jak je malują. Not a fan of it, oraz zagorzały przeciwnik karty pt "Wiatr" jestem, ale trzeba głośno powiedzieć: Wosho - 3 plac na Assaulcie - rasa HE. Gratulacje!
Przyszedł oto czas, kiedy to wszyscy, grzecznie, niczym do wieczornego seansu Dobranocki o 19:00, zasiedli przed ekranem... Tak. I powiem wam, że gdy stanąłem sobie na podwyższeniu, omiotłem salę wzrokiem, to poczułem coś takiego niesamowicie fajnego. Samotny stolik z finalistami, dalej ekran, na którym rzutnik wyświetla zbliżenie na ich grę. Wszędzie dokoła, w półmroku gotyckiego lochu, zgromadzeni ludzie. Siedząc, stojąc, wspinając się na murki jakieś. Szmer poruszenia, ale też wyczekująca cisza. Jest jakaś zbiorowa uwaga, skupienie, choć może nie do końca wyraźnie wszystko widać. Czuć jednak wagę chwili. Pomyślałem, że to też coś znaczy. Nigdy wcześniej nie było tak, żeby finałowa gra, oglądana była przez całą rzeszę ludzi z turnieju, na dużym ekranie. Każdy ma jakieś typy, każdy komuś kibicuje, a niektórzy pewnie myślą, co by było, gdyby to oni teraz tam siedzieli. Kolejny moment wart zapamiętania. Wszyscy, którzy tu przyjechali, z całej Polski, a nawet z poza niej. W jednym właściwie celu - grać, gadać, być obecnym w czasie święta JEDNEJ gry, którą wszyscy uważamy za niezwyczajną i wszystkim nam jest ona bliska.
I w tym epickim momencie, bardzo późno już, bo pewnie koło 22 (?) jak nie później rozstrzygnęły się losy całego Szturmu na Wrocław, w roku Pańskim 2013. W obu rozegranych starciach, Łodzianin, okazał się lepszy. Mimo ogromnego zmęczenia, wielogodzinnych walk, presji sytuacji, miejsca oraz chwili - to on, popełnił mniej błędów niż Metatron, siedzący na przeciwko. Obie talie, zawiadywały swoimi agentami, szpiegami z pokładu wielkich pływających fortec Druchii. Obie, bazowały na psychologicznym wykończeniu przeciwnika, mniej lub bardziej, szarpiąc jego siły pozycji najmniej oczekiwanych. A mimo to, obie, była tak niesamowicie różne. Obie, okazały się biczem, na rozhulane Orki, które według wszelkich szamańskich przepowiedni, miały zatriumfować. Wielkie dzięki dla was panowie (Radaner i Metatron), za epicki turniej i szacunek, za pomysł, umiejętności oraz skuteczne skontrowanie ogólnie przewidywanego meta. To był wasz dzień, a szczególnie dzień Radanera, który to niniejszym przejmuje berło Mistrza Europy i ustawia potężny challange na następny rok, jak dadzą Mroczni Bogowie, może i we Wrocławiu ponownie.
Talie finalistów (i reszty) spokojnie znajdziecie na forum, więc nie będę się tu rozpisywał. Wspomnieć za to należy się o rozgrywanym równocześnie z finałami Highlanderze. Myślę, że było to dobry pomysł i dzięki ogarnięciu Deer Dance'a, który to wszystko poprowadził, również sukces turniejowy. Udział wzięło 40 osób (!!!), więc kolejny turniej na skalę regionalną. Salomonowym wyrokiem ; ) Keil i Bokalus, przełamali zasadę "może być tylko jeden" i podzielili się pierwszym miejscem. Graliśmy szybkie, pojedyncze rundy, by zagrać z jak największą ilością przeciwników, ale też zmieścić się w czasie przed finałami. Myślę, że był to dobry pomysł i spoko opcja na przyszłość. Ja sam, nie miałem już ochoty na rozgrywki, zwłaszcza, że znacznie bardziej pociągała mnie ogólnie pojęta integracja i obserwowanie gier pucharowych. Top8 Highlandera poniżej.
Part IV - Biesiada Polska & odrobina Archiwum X
Jak też wiadomo, po finałach, było z lekka przydługie rozdanie nagród (choć, chyba nikt nie ma pretensji, że tyle ich było!). Jestem bardzo zadowolony, że udało się zebrać kupę stuffu, mnóstwo małych, a cieszących rzeczy. Zdecydowanie jestem dumny (ponowne dzięki Angian!), z poziomych stolic pamiątkowych, a także z kart "promo", mimo małej wpadki z czarnymi ramkami. Kto był ,ten dostał, kto nie - żałujcie. Myślę też, że krytykowany często i gęsto Regional Kit od FFG, sprawdził się rewelacyjnie. Maty dla top8 po prostu miażdżyły (choć ostatnio widziałem w jinternecie, na aukcjach, że nie wszystkim się podobają:>) Dalej, pamiątkowe mini stolice, spokojnie przebijają te "nasze" o dwie spalone strefy. Kufle na piwo, z logo Inwazji - kolejna super pamiątka, ci co robili wygibasy kalamburowe na scenie, nie na darmo się tam pocili w końcu! Choć nie odbiło się to echem, jako nagroda dla najbardziej szatańskiej/ciekawej talii turnieju, do Ollivera Franke, poszedł Banner (który wisiał w wejściu). Jego combo toolbox na Skarbrandzie, był po prostu esencją tego, co cenię w kreatywnym deckbuildingu. Congratz!
Wspomniałem o Kalamburach Inwazyjnych. Kolejna rewelacyjna sprawa (Czarny, wielkie 5 za pomysł!! + Juri za współprowadzenie). Emocje sięgały zenitu, ludzie się wkręcili, tłumek pod sceną, jak dziewczyny na koncercie Justina B. - szalał. Jak by było więcej haseł, to pewnie by jeszcze grali godzinami (z przykrością oznajmiam, że next time, ban na administratorów dajemy, bo coś za dobrze szło tej profesji). Beczułka borwaru w nagrodę dla Virgo, który dojechał konkrecję, tak wiedzą merytoryczną, jak i cichymi groźbami banów/cenzury, plus wspomniany krasnoludzki kufel. Zaraz za nim, szarpiąc go za koszulkę - Wilku! (też Kufelek) I już wiemy, o dwóch najbardziej "domyślających się" kolesiach naszej sceny. Za to nie zapomnę, jak Wiśnia pokazywał Spida Huntin'. Tam już prawie Indianę Jones'a wykręcał!! Oj, było warto być i zobaczyć to wszystko.
Nie można, nie wspomnieć o specjalnej nagrodzie, ufundowanej przez Makabrysia, dla najprzystojniejszego gracza Inwazji!!! Chyba nikt nie miał wątpliwości, co do zwycięzcy legendy sceny i znanego w innych kręgach (ze względu na młodzieńcze lata i "Dowód" - ten "Dowód") Darkera. Ci, którzy nie przeżyli jeszcze tego katharsis, mieli okazję ujrzeć, a powiadam wam- że jest co. Gratulacje dla Adriana i dzięki dla Makabrysia za cały "szoł".
Jak by tego było mało, to ekipa z Niemiec; Oliver i Sasha, również wygłosili parę słów podziękowań i w jakże docenionym geście, uraczyli organizatorów potężną kratą wszelakich piw prosto zza zachodniej granicy. Proszę brać przykład z kolegów!!!
Dalsza część biesiady integracyjnej, zleciała mi jakoś tak szybko, albo też, pamieć moja chwyta tylko poszczególne sytuacje. Sporo Primatorów przelałem przez siebie, a starając się być wszędzie, non stop gdzieś kursowałem. Mnóstwo rozmów, dobre pogawędki z Włochami (którzy to spróbowali kilku domowych specjałów od naszej ekipy Młodych Wilków), dyskusje o melanżach w zamkowej szatni , parę stów to na korytarzu, to w kiblu (sic!) i bóg wie gdzie jeszcze. Juri na jako DJ, a potem to już tylu dj'ów ilu chętnych, stare i nowe przeboje, klasyka i profanacja. Fotogate, fenomenalny performance Hemlocka (który na turniej wpadł jak z Rytuału, nie grał, a i tak świetnie się bawił + sprofanował z zombim cały event rozgrywając partyjkę Star Warsów!!!!) Ogólnie szaleństwo, zajebistość i fun. W bardzo już późnych godzinach, niemalże porannych, ostatni bojownicy na kamiennym parkiecie, było Kultowo, nie chwaląc się, ja sam, jako dobry organizator zeszedłem niemal ostatni na spoczynek, w poczuciu spełnionego obowiązku. Ciekawym, jak to wyglądało w szczegółach, powiem jedno - trzeba było być i widzieć/brać udział. Takie rzeczy tylko "live - not on demand" ; )
Part V - "Tylko martwi ujrzeli koniec wojny."
Kochany Platonie; piszę do Ciebie list. Słuchaj, bo my, to na niby tylko i ta wojna, to są karty i w ogóle. O! Coś jaki "idea", żebyś lepiej zrozumiał "if ju noł worajmin".
Co prawda, przed zaśnięciem, zajrzałem jeszcze na salę noclegową, mieszczącą się na wyczerpującym 3 piętrze Zameczku, zrezygnowałem jednak szybko - zbyt dużo orków, chrapiących i wiecie, ekhm... Za to, fotele na korytarzu okazały się rewelacyjną miejscówką! Noc śmignęła i z lekkim "wspomnieniem" dnia wczorajszego, moje ciało podniosło się w kierunku "odświeżalni". Nawet poranna "przechodnia" rozmowa z A.L.A.N.'em, o nadchodzącym turnieju w Bydgoszczy utkwiła mi w pamięci. Heh, wiecie, ile razy, wstajesz, gdzieś tam, po ogromnym turnieju, imprezie, idziesz myć gębę, szczoteczka do zębów w łapie, ręcznik na ramieniu, kapeć w gębie, nogi i głowa ciężkie, a tu w pół drogi, ciach; "Słuchaj, to co, na Czerwiec byśmy to ustawili w Bydgoszczy"!
Z upływającą godziną 9, towarzystwo powoli budziło się do życia, zmierzając to do domu, to na drużynówkę to po jakiekolwiek prowianty regenerujące. Zameczek zadbał, by sala była w miarę ogarnięta i wysprzątana po nocnym "zużyciu" (pozdrawiamy miłą Panią!!). Odryglowałem parę okiennic, potem jeszcze szybki podjazd na chatę po talie (plus omijanie Policji na trasie, Deer Dance, Mistrz Kierownicy Ucieka!) i elegancko wyszliśmy z Drużynówką. Osobiście, jak przystało na dwóch organizatorów, spięliśmy poślady, w końcu trzeba jakaś grę do cholery wygrać! Oczywiście fantazja Fasolek z dnia poprzedniego wdarła się cichcem do głowy i troszkę namieszaliśmy w taliach - mimo to, dzielnie, ugraliśmy nie najgorsze miejsce, wśród 23 uczestniczących drużyn (kolejny rekord). Honor Wrocławia uratowali Arczi i Nastiuk, rozjeżdżając przeciwników. Gratulacje chłopaki! Drugie i trzecie miejsce, zajęli zasłużenie Trouble & Kami oraz Stachu z Dashim. Po rozdaniu nagród drużynowych, powoli nadszedł ten czas pożegnań i temu podobnych rzeczy. No cóż, wszystko co dobre...wiadomo.
Czas więc na małe podsumowanie.
To bardzo ważne, bo wiecie, organizator, zawsze ma pod skórą trochę strachu, że coś nie wypali, coś nie wyjdzie, zostanie jakiś kwas. Wiadomka. Do tego dochodzi tzw Legacy Darkera, który wypromował Assaulta na "best tournament ever", poprzeczka wysoko, pompa Wrocławska, tak na forum (nadmuchana) jak i w sercu (szczera, ale bardziej skromna).
Co nie wyszło, albo mogło pójść lepiej:
- Gulaszzzzzz; niestety nie powtórzył sukcesu z ubiegłego roku. Z przyczyn niezależnych ale zawsze, obsuwka z obiadem na minus
- Kap, kap...No, wiecie, jak to w realiach Warhammera, powinno być zimno, mokro, brudno, ciemno, z grzybem, wilgocią, kośćmi na podłodze... wybraliśmy tym razem tylko "ciemno" i "trochę mokro". Fakt, nie do ominięcia kwestia w tego typu miejscu, przesiąkanie wody z gruntu. Za to w kilku dosłownie miejscach i nie groźnie. Myślę, że nie było to jakieś rażące i nikt nie płakał z tego powodu ; )
- Wyżej wspomniane "ciemno". Tutaj wina po naszej stronie, rzeczywiście, na stolikach topowych, w największej salce było zbyt ciemno. Udało się wysupłać tylko dwa reflektory, które przy próbie wydawały się dawać radę, w praktyce jednak, światła było za mało.
- Wrocław nie obronił Twierdzy. Rzekłem. (a może to dobrze, dla ogólnego ducha gry???)
Albo jestem ślepy krytykę, albo to chyba tyle.
Co się udało:
- Frekwencja, nie zawiodła; pękła magiczna liczba 100! Dzięki wszystkim!!
- Atmosfera, po raz kolejny pokazaliśmy, że Polska Inwazja, to kupa zajebistych ludzi, którzy czasem, na forum po trollują, ale jak co, do czego, zachowują się jak starzy kumple.
- Goście z zagranicy; nikt nie robił problemów (nawet z dodatkiem, choć niektórzy z nich nie mieli jeszcze 5tego u siebie; w przeciwieństwie do rodzimych graczy) Tutaj dzięki dla chłopaków z Włoch; gracze pierwszej klasy, blisko nie mieli, a przyjechali. Mega pozytywnie nastawieni, liczę na was za rok! Dalej, ekipy z Niemiec, również świetna atmosfera gier, Inwazja łączy, dobrze wiedzieć, że nie tylko u nas, są psychole układający karteczki na stołach. Specjalne pozdrowienia z tego miejsca dla Olivera, z którym już na 3cim międzynarodowym turnieju przyszło mi się spotkać. Szkoda, że nie w top8, jak w dwóch ostatnich przypadkach; ) Next time for sure bro.
- Poziom turnieju, chyba nikt nie wątpi, że było Top Rate Ultra Pro ; )
- Miejscówa, mimo oddalenia od centrum, wszystko na miejscu +mega klimat dark fantasy!
- Emocje i zaskakujący Finał
- Eventy poboczne, Highlander na 40 i drużynówka na 46 osób (!)
- Brak rażących obsuw czasowych i nie chwaląc się, dość sprawna organizacja w ujęciu całościowym (+ trochę innowacji turniejowych, rzutnik(jak na OMP), wyświetlanie finału)
- Nagrody, było dużo i różnorodnie + specjale
- Kalambury (nowa forma integracji strzał w 10!) + Biesiada Integracyjna z historią
- Sporo nowych graczy, dla których był to debiut na turnieju tej rangi: Inwazja nie umiera nigdy!
Tak, by to mniej więcej wyglądało. Wiecie, w pewnym momencie, zdziwiło mnie, że tak szybko zleciało. Nieomal śmignęło. Tygodnie przygotowań, telefonów, maili, znienawidzenie własnego dzwonka w komórce. Potem szast/prast i koniec. Aczkolwiek satysfakcjonujący koniec. W drodze do domu, przyszła też ulga. Taki głęboki oddech i uffff... Chyba się udało, co nie?
Do zobaczenia za rok!
Prezentacja Zameczku by Mer
Kap..
kap...kap...
Każda kolejna kropla, opadająca z czarnego jak noc sklepienia, budzi nieśmiałe echo w zimnym i wilgotnym lochu. Z pozoru, nic się nie zmienia. Czas płynie, cisza zastyga, wybijana z letargu kolejnymi uderzeniami przesączającej się powoli wody...
A jednak. Jest jeszcze coś.
Napięcie. Oczekiwanie.
Coś, co nie pozwala stać tutaj i zniknąć, wtopić się w miejsce, dla którego czas, po trochu się zatrzymał. Niedające spokoju przeświadczenie, że już niedługo, może nawet za kilka chwil...
Łup!
Pierwsze, a potem kolejne uderzenie, niczym grom, gdzieś tam u góry, tutaj, jak głuche tąpnięcie. Stopa giganta. Po nim kolejne. Wróg u Bram. A więc zaczęło się...
Gości witał banner, a w tle napis: Tymczasem we Wrocławiu...
Part I - Na początku była ciemność i zimne płomienie...
Tak, zaczęło się i choć okres oczekiwania, przygotowań; dłużył się, nie dawał spokoju, tak po pierwszym dźwięku rogu, dającym sygnał do szturmu, reszta nieomal śmignęła, jak przewijany na kasecie video film. Potem, dwa dni, podczas których najważniejsze było jedno: wyspać się. Nie tknąłem kart, ani niczego związanego z Inwazją przez kilka dni. Zastanawiałem się również, czy w ogóle jest sens pisać relację, skoro WSZYSCY byli na miejscu. No, tak, zmęczenie materiału można by powiedzieć. Poza faktem, że jednak nie wszystkim udało się zjawić (;) napisanie relacji/wspomnień to rzecz święta. Choć przyznam, że po ostatnich wydarzeniach na forum, strach pisać. Jeszcze wymsknie mi się, że ktoś zagrał jak lama, czy też dał dupy w którejś z gier i na drugi dzień dostanę pozew! Taki los jednak, walczymy o wolność słowa i publikacji, zaryzykuję, więc, nie pierwszy raz zresztą.
Cała historia obejmuje sporo, ponieważ dla mnie (i dla Deer Dance'a pewnie też), turniej ten zaczął się o wiele wcześniej. Nie będę potrafił spojrzeć na wydarzenie czysto, z perspektywy gracza. Po raz pierwszy, przychodzi mi coś ocenić od tej drugiej strony, a do tego, jest to w pewnym sensie też ocena własnej pracy. Cały proces organizacyjny, pochłonął sporo czasu i starań. Dlatego też, od razu muszę powiedzieć dwie rzeczy.
- Z pełną satysfakcją, ale i zrozumieniem, mogę teraz podać rękę Darkerowi, tak dziękując mu za to, że tego typu imprezy organizował, a także wreszcie wiedząc na prawdę, jak to jest być w jego skórze. Szacun.
- I z jeszcze większym respektem, muszę podziękować Michałowi (znanemu jako Deer Dance we Wrocławskim pół światku i nie tylko), za to że zgodził się wziąć na klatę współorganizowanie tego wydarzenia i w 100% zaangażowania sprostał . Sam bym tego w życiu nie ogarnął. DZIĘKI STARY!!!
Nic dodać, nic ująć...(fot. Mer)
I wszystko jasne, skargi parafian przyjmujemy na fałszywy adres mailowy (fot Mer)
Czarny, tak, tobie również musi się dostać. Kalambury to Hit! Dziękówa za Twoj wkład w imprezę (no i kega!). Oby więcej takich ludzi, pełen pozytyw.
Nasza urocza Pani Fotograf (tudzież skandalistka - paparazzi)
Mer; używam Twoich zdjęć, więc mnie nie pozwij! Dzięki za wsparcie (nawet kiedy przegrywałem, czyli generalnie przez cały czas), no i za strzelanie fotek podczas eventu (Ty wiesz, te najbardziej kompro, nie ujawnione chowamy do teczek z nazwiskami : > Takie małe zabezpieczenie, jak by w przyszłości znów nie udało się Wrocławianom czegoś wygrać ; )
Podejrzewam, że na integracji nie zabrakło tez deszczowej piosenki..
By the way - ta dziewczyna zna WASZE nazwiska i ksywki (fot. Mer)
Jeżu wraz z Zosią, dzięki za zdzieranie gardła, przyjmowanie wyników i ogarniecie całego tego bajzlu na mostku kapitańskim, gdzie jak wiemy, parasolka też była potrzebna ; )
Jeśli ktoś się nudzi, radzę wyjść na kawę, bo oto podziękowań ciąg dalszy (i nie, nie będą na końcu, tylko na początku właśnie!)
Angian, mieliśmy cień szansy na zagranie ale dałeś ciała : P Next time, wyrównamy rachunki. Za to wielki rachunek wdzięczności w kierunku Twojej osoby za STOLICE! Fenomenalna robota, wyszyły epicko. Ogrom pracy włożony, doceniamy! (Gambit, człowiek, który zawijał te sreberka, pozdr dla Ciebie!)
Makabrysio, człowieku, nie będę wiele pisał, bo i po co! Po prostu, na następnym evencie stawiam w ramach podziękowań, za Twój wkład...chyba we wszystko niemal, co się na miejscu wydarzyło. Od nagrody dla "przystojnych", karteczki na stolicy, mega pozytywnego podejście, multi integracji na poziomie międzynarodowym po grzeczne zachowanie w instytucji kultury, jaką jest Zamek.
Wspomnieć wypada też o tych, którzy w ten, czy inny sposób wspierali inicjatywę. Zwłaszcza, że większość naszych starań o "sponsoring" odbijała się od ścianki.
- Centrum Kultury Zamek w Leśnicy; tutaj, na ręce Macieja (Maku), dzięki stary, za czas, jaki też poświęciłeś i pomoc w organizacji. Miejscówka epicka!
- Fantasy Flight Games, wcale nie są aż "tak niedostępni", jak by się mogło wydawać. Był oficjalny patronat, były maty (wyczesane!), były kufle. Może to nie "Ameryka", ale WHI to też nie akcje Facebooka ;)
- Galakta; ponieważ ten Assault, traktuję jako pewnego rodzaju turniej zwieńczający, tak, w tą stronę należy się uznanie wkładu wydawcy PL. Ranking, jak by nie mówić, napędza scenę, dodatki wychodzą regularnie (zapytajcie Niemców czy Włochów, jakieś 1,5-2 dodatki w plecy! wiem, bo im zamawiałem, żeby tu kupili). No dobra, Blood Bowl (:D)też był, za to małe stolice Regionalne te same co wszędzie, a szkoda. Można by sobie życzyć więcej, choć realia wszyscy znamy.
Mieliśmy też sponsorów mniej lub bardziej związanych z naszą szlachetną sprawą:
- Przewodniczący Sejmiku Województwa Dolnośląskiego; dziękujemy, dobrze wiedzieć, że inicjatywy jak nasza, też mają szansę na wsparcie z tej strony.
- Trzy Trolle; dzięki chłopaki, za elastyczne podejście do sprawy i ogarnięcie sporej części gier na nagrody, wkład własny (i rabacik; )
- Fabryka Słów, bardzo pozytywni ludzie, którzy dorzucili nam możliwość poznania, jak to na prawdę było z tą Herezją (WH 40K!)
- Wydawnictwo Pentakl, dzięki za nagrody (Racial Wars)!
- Planszak i Dynks z Grunwaldzkiej, dzięki za wsparcie!
Uff, póki, co, to chyba wszyscy, pora, więc skrobnąć coś o samym turnieju, skoro honory organizatorskie spełnione.
Part II - Biadolenie (odc. 75)
O mnie samym króciutko. Czas przygotowań turniejowych pochłonął i wysrał całe plany o jakimkolwiek testingu. Jeszcze parę dni przed, u Farby, parę meczyków pokazało, że Dwarfy po prostu MIAŻDŻĄ. Ale wiadomo, jak się zawsze pod prąd płynie (co prowadzi do utopienia, jak widać na moim przykładzie), to jadąc sobie wesołym autobusem 409, w Sobotę rano, zrobiłem następujące rzeczy:
1. Krzywo spojrzałem na babę, która wepchała się do autobusu, nieomal rzucając Demolkę w drzwi
2. Wyjąłem z plecaka talię, i wrzuciłem do "Toruńskich" Dwarfów, dodatkowego Grudge'a plus 3xDemoltion Man (czyli Gotrek-Stallone). Przy okazji znalazł się trzeci Spite i drugi My Life, trzeci Barak, poleciał Master of Map, jeden Skarbiec, Runa Odporności i Slayers Oath.
3. Done
...Młody adept, jechał więc na egzamin, wśród szalejącej burzy. Dorożkarz, raz po raz pokrzykiwał na konie, klnąc soczyście, tak na zwierzęta, jak na pogodę i w ogóle resztę świata. W środku, panowała duchota. Lepkie niemal powietrze, choć jadący do Kolegium młody mag, był sam. Nikt mu nie towarzyszył, co sprzyjało skupieniu. Pierwszy, tak ważny test i egzamin. Wybrał już zestaw czarów, jakie zamierzał zaprezentować. Te, które miały wywalczyć mu respekt i posłuch wśród całej reszty. Kto wie, może nawet i obawę.
Nagle, usłyszał jakiś szept. Rozejrzał się po kabinie, potem spojrzał za okna. Wiatr świszczał, deszcze rzęził, ale to nie było to. Po chwili znów, jakiś głos, szepnął mu niezrozumiałe słowa do lewego ucha. Gwałtownie odskoczył od tej strony, niczym poparzony. Czyżby tracił zmysły? Stres? A może strach?
Nastąpiła chwila absolutnej ciszy, lecz całe zajście przypomniało mu o pewnym wydarzeniu z przeszłości. O czymś, co miało miejsce dawno temu i o czym chciał zawsze zapomnieć. Siedem lat minęło. Prawie. Nie długo minie.
Nie chciał o tym myśleć..
Ale teraz już możesz...
Znów, tym razem z prawej strony doszedł go spokojny, zimny szept. Tym razem uchwycił slowa, lecz nie do końca pojął ich sens.
..Dasz radę, radę
Dorożka zahamowała gwałtownie i woźnica zagwizdał. Był na miejscu!! Ach, tak, nadeszła więc ta chwila. Pośpiesznie wysiadł, lecz oto, zamykając drzwi, usłyszał coś jeszcze...
..Nie minie...
Zmarszczył brwi, kiedy mimowolnie, pojawił się w jego głowie przewrotny i całkiem nieoczekiwany pomysł...
Mniej więcej w tym momencie, wyjąłem z pudełka talię Chaosu. Mało tego, wywaliłem Marudersów, którzy w kilku grach pokazali, że nadal są postrachem i z Summoningiem rzeźbią gry. Wsadziłem Inkruzje (choć generalnie brał bym je w trzeciej kolejności z dostępnych restrykcji). Dorzuciłem jeszcze parę badziewi i stwierdziłem, że Will of Tzeenth zrobi gry. Na miejscu miałem jeszcze kilka wątpliwości, ale przecież szepty nie mogły klamać...
75 miejsce.
(fot. Mer)
Musicie mi wybaczyć, ale nie będę szczegółowo rozwodził się nad kolejnymi grami. Pierwszą udało mi się wyrwać od Ziggiego 2-1. Fajne gierki w dobrej atmosferze. Dalej był Gambit, który jak przewidział przed rozpoczęciem tak zrobił. Wygrał kość, więc 2-1 dla jego Wurrzaga. Potem awojdi. Cholera, wstyd, bo nadal mam z tym panem mocno ujemny bilans gier turniejowych. widząc jego performance tego dnia, tak było mi pisane. 1-2, gry raczej bez walki, choć w jednej, miałem małą szansę na przełamanie. Nie dojszło. Następny był Szeryf. tutaj udało się wygrać kostkę. Taaa, 1-2 dla Krasnoludów, super tech chłopaki z tym Troll Slayers, po raz kolejny odniosłem wrażenie, że Dwarfy powinny wygrać ten turniej. Wszelka nadzieja zgasła, choć już po pierwszej grze wiedziałem ,że nic tego dnia nie ugram tą talią. Pablo, dołożył mi 2-1, za to w bardzo fajnej atmosferze i przy ostatnich stolikach (więcej światła i bliżej do kibelka). Paweł Mazur, jak zawsze z zaskakującymi kartami od Dwarfów, tym razem 2-1 dla mnie, za co zrugał mnie Angian, który wyraźnie szedł na dno, tak jak ja i chciał koniecznie zagrać. Nie dałem się skusić (podświadomie może) i wygrałem ostatnią grę z MuSl'em, podziwiając jak niesamowicie komponuje się Baltazar z Assaultową Stolica Imperialną (kompozycja rulez!).
Trzeba zaznaczyć dwie sprawy. Po pierwsze, nie dane jest mi grać Chaosem, na dużych turniejach, najwidoczniej Mroczni Bogowie, nie chcą bym ujawniał jakieś hiper przegięte kombinacje w większym gronie. zawsze jak próbuję, to sprowadzają na mnie klęskę (i Zgnilca, bo lekkie choróbsko nie ominęło mnie w czasie weekendu majowego). Powiem więcej, to, że słyszę jakieś szepty przed turniejem, to w ogóle podejrzane, może ktoś macza w tym palce! (wystarczy, że przypomnę sobie "krwawy świt", który ujrzałem w drodze do Łodzi, który uznałem za omen...taaaa)
Druga sprawa, to szczerze powiedziawszy, gdybym drugi raz miał wybierać - nie grał bym wcale. Nie ze względu na wynik. Z uwagi na to, że mam poczucie stracenia części turnieju, jako eventu, przez to, że grałem. Coś w tym jest, że jako organizator, największą przyjemność sprawiało mi kręcenie się po podziemiach, zaglądanie na stoły, rozmowy z ludźmi, spotkania. Deer przyznał mi rację, że ma tak samo. Coś w tym musi być. (z tym większa determinacją wbijam do Bydgoszczy, gdzie w 100% będę gościem i graczem, mającym w dupie wszystko, prócz grania i zapewnienia sobie odpowiedniej porcji cukrów/kofeiny/alkoholu).
Tyle więc o indywiduach, przejdźmy do szerszej perspektywy.
Part III - "Wojna składa się z nieprzewidzianych zdarzeń."
Wystartowaliśmy z instalacją turnieju, na teoretyczne 2h przed startem 1 rundy. Czas grał spora rolę, zwłaszcza, że "docisnęliśmy" 7 rundę. Dzień wcześniej przygotowane stoły i reszta, rano sprzęt i jedziemy z zapisami. Szło, nie powiem, dość sprawnie, w dużej mierze, dzięki przygotowanym listom przedpłat. W celu przyśpieszenia - mieliśmy w programie wpisane wszystkie osoby z przedpłat, żeby im tylko frakcje zmieniać w czasie zapisów - ale ostrzegam, nie zadziałało : ) Szybciej jest wpisywać nowe osoby, bo potem szukanie tych już zapisanych w celu edycji jest upierdliwe i trwa dłużej.
(fot. Mer)
A więc, z lekkim poślizgiem (ale nie karygodnym), biegnącym do nas z góry rzutnikiem i Metatronem (który pokazał, że było warto czekać na niego ; ), ruszyliśmy z pierwszą rundą. 103 osoby! Serio, to robiło wrażenie. kolejny rekord pobity, frekwencja bardzo dopisała i stąd moje DZIĘKI do WSZYSTKICH graczy, który wzięli udział w tej edycji Assaulta. Myślę, że jednak o czymś to świadczy, coś pokazuje i na pewno, nie mówię tu o tematach, które pojawiają się na forum, a raczej o pewnym spojrzeniu na Inwazję, o które niektórzy mnie oskarżają/podejrzewają, myśląc, że jest kompletnie irracjonalne, czy wyssane z palca. Otóż - powiem wam coś ; )
Assault on Wrocław 2013 był Epicki i WY musicie z tym żyć.
Dobra, rozliczyłem się z opozycją, idziemy dalej. Rundy bowiem leciały i okazało się, że Orki choć mocne, mają kilku przeciwników, którzy wcale się ich nie boją. Miłym dla mnie faktem (ale też zaskoczeniem) była świetna dyspozycja Włochów i kilku Niemców. Trouble i Kami, grając prawdziwie old school Imperium, nastawionym na neutrale i mocną kontrolę, szli jak burza, korzystając, z braku jakiegokolwiek przygotowania na taki styl gry. Warto o tym pomyśleć, kiedy w naszym, największym bez wątpienia środowisku, niekiedy pozostajemy głusi/ślepi, na zupełnie inne koncepcje świata gry. Goście zza miedzy, Crux (4 Urazy w decku, 2x Ancient i 2x Blood!) oraz Graffi(tu z ciekawszych 2x 'Idden Boy), świetnie ogranymi taliami, również, nie ustępowali nam pola. Talie wszystkich czterech, wyśrubowane (żadnych x1 kart, niewiele x2), na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że nasz Polski deckbuilding, mimo wszystko, nieco wyewoluował i coraz chętniej gramy kartami x2 a nawet x1 i raczej w tą stronę jest kreatywniej/ciekawiej, nie mniej, na takim szczeblu, turniejowo, talie gości, były serio na wysokim poziomie.
(fot. Mer)
W międzyczasie, ci którzy kończyli gry, spokojnie mogli sobie chłonąć klimacik miejsca i samej imprezy. Na pewno wybór Zamku, był strzałem w dziesiątkę, pomimo, tu i ówdzie kapiącej wody ze sklepienia (no sorry, ale Warhammer to dark fantasy, w którym dzieje się o wiele więcej przykrych i odrażających, brudnych rzeczy). Zeszłoroczny gulasz za to, nie powtórzył swojego sukcesu, cóż, z przyczyn nie zależnych ode mnie i DD. Za to panowie z Kebaba dali znichę dla karciarzy i też było git.
Im dalej w stronę rozstrzygnięcia zasadniczej, tym większe napięcie i konkurencja po "ciemniejszej stronie podziemi"(Dwa reflektory nie dały rady doświetlić tej części, gdzie grali gracze z top, a przeniesienie tych miejsc w odległą część lochów, nie zdawałaby z logistycznego punktu widzenia. Tutaj mała nauczka na przyszłość). Nie wątpliwie, popularnością cieszyła się "loża" top4, gdzie rozgrywano dwa pierwsze stoliki. Widziałem cześć rewelacyjnego pojedynku Trouble'a i Kubali, zerkałem też na inne stoły i każdy obecny mógł coś z tego turnieju wynieść, nawet chodząc w koło i obserwując grę, na bardzo wysokim poziomie.
Po 7 wyczerpujących podejściach pod Twierdzę, Metatron pokazał, że kilka poprzednich turniejów, nie było przypadkiem w jego wykonaniu. Niecodzienną talią (której strasznie dziwili się Włosi, zaskoczeni mówiąc "Jak u licha tam może funkcjonować ekonomia? Jak starty??), zmiażdżył przeciwników, nie przegrywając ani razu. Pierwsze ostrzeżenie dla zielonych - not so fast... Trouble, z Imperium, wyszedł na drugiej pozycji, a zaraz za nim Germanus, nieugięty wódz Orczych Hord oraz Crux, z Krasnoludzką siłą i odpornością. W top5, tylko 1 Ork, trzeba przyznać, że nikt się tego nie spodziewał. Do top 16 tylko JEDEN Chaos! Wow, a do tego, skromnie 2x HE. (koniec końców, szacun dla odwiecznego gracza Ulthuanu - Adhana, podejrzewam, że parę osób myślało, że to oni mają ostatnie słowo, a tu proszę).
Rozkład stolic (dzięki jak zwykle uprzejmości Tobiaco)
Ogółem.
Top16
Runda Zasadnicza pokazała wiele. Sam turniej, potoczył się zupełnie innymi torami, niźli można się było spodziewać. 5 Zwycięstw okazało się nie do końca pewnym finałem. To dość zastanawiające, bo liczyłem, że wszystkie "piętnastki" wejdą. Tymczasem, miejsca 17-19, okazały się tymi najbardziej pechowymi, przegrywając w tie breaker'ach. Kolejna, a może najważniejsza ; ) sprawa - "Wrocław od zawsze poddaje się ostatni", ale tego dnia było raczej "..Wypuśćcie Krakena z klatki!". Zero "naszych" w topce, kompletny fail w wyborze talii (pozdr dla mnie, Bonq i Sosa przede wszystkim);fatalne występy takich staruchów jak Sosu, Bonq, mój osobisty, a i Deer nie poszalał lecąc na 80 street. Arczi też przegrał w jednym meczu z samym sobą i klęska ogólna gotowa. Najwyżej Farba (23) i Jaszczur (27). Ale wiecie, u nas w mafii Wrocławskiej, taki wynik to, to samo, co żaden wynik.
Potoczą się głowy...Wzejdzie świt nad Odrą i wypłyną wzdęte ciała topielców...
(no, dobra, a potem rzucimy sobie Nekromancję, "woda śpi, żołnierze żyją" i lecimy dalej z koksem)
No co? Jesteśmy starzy, łupie nas w krzyżu. Nie ma wygrywania!
(fot. Mer)
Przejdźmy teraz do rzeczy, która jest najważniejsza w kupionym za 45-55zł Hamburgerze Warhammerowym, przynajmniej ze strony obserwatora/orga oraz osób uczestniczących. Mięso.
Top16 po zasadniczej
Top 16 ruszyło i przelano pierwszą krew, po której nie ma już powrotu. Wiśnia, grający konkret turniej, uległ koledze Ostremu (nic tak nie boli, jak wzajemna eliminacja tej samej ekipy). Crux dopadł jedyny Chaos w topce, reprezentowany przez Sawara i stało się jasne, że nie było to dobry dzień dla Mrocznych Bogów. Jeszcze bardziej nieoczekiwanie (choć jak dla kogo można by rzec, kiedy widzimy zawodnika takiego kalibru), Trouble, uległ Awojdiemu, przyznając mi w rozmowie, że przeciwnik grał na bardzo wysokim poziomie i podejmował niesamowicie trafne decyzje. Ta runda przyniosła również klęską naszemu (niech mu Bogowie i internet wieczne stałe łącze dadzą) ulubionemu Adminowi.
(fot. Mer)
W Ćwierćfinale, na pewno, niespodzianką była porażka Cruxa, którego typowałem na półfinały, a który to przegrał po zaciętym pojedynku z Woshem. Znany wszystkim Warszawski gracz, po dość niepozornym 12stym miejscu (przegrał tylko z obydwoma gośćmi zagranicznymi) nie dał się i pokazał, że wygrana z Dwarfami Drumdaara, rundę wcześniej) to nie był przypadek, a raczej potrzeba innej stolicy, by wzruszyć combo HE. Muszę przyznać w ogóle, że byłem zaskoczony również odpadnięciem Drumdaara, bo miał talię, uważaną przeze mnie za najlepszą/z największym potencjałem). W innych pojedynkach, niepokonany Metatron wyeliminował Ostrego, Awojdi zaś Fortepa. Mecz Radanera z Germanusem można określić tylko mianem epickości, a o jego zakończeniu obaj będą śnić jeszcze nie raz, choć tylko jeden z nich uzna to za dobre wspomnienie ; ) Radaner pokazał skilla i cierpliwość, której braknie wielu graczom, na tak wysokim pułapie.
(fot. Mer)
Przechadzając się od stołu do stołu, cykając zdjęcia i racząc się ciemnym Primatorem, w międzyczasie rozdałem jeszcze kilka nagród, dla wyjeżdżających wcześniej Niemców (tej liczniejszej ekipy z Drezna) oraz ekipy Częstochowskiej. Fajnie, że nawet jeśli na jeden dzień, to ludzie nie zawiedli i stawili się na Polu Bitwy. tymczasem, rozpoczął się półfinał. Zauważcie, że od tej pory (spoiler), mecze kończyły się już tylko 2-0. Ciekawe, czy to takie zrządzenie odpowiednio dobranych stolic, czy zmęczenie, a może rosnąca pewność siebie graczy, którzy notowali "dwójkę" po swojej stronie? Niekiedy jest tak, że mimo zmęczenia, chaosu, stresu; każda dobrana w rękę karta, leży w niej, jakby była do tego stworzona. Może było i tak, a może inaczej.
(fot. Mer)
Metatron, nie pozostawił wątpliwości, kto powinien znaleźć się w finale Mistrzostw Europy. Odesłał niegdysiejszych braci z powrotem do domu (albo i na dno oceanu), sprawiając wcześniej, że tamtym zupełnie wyczerpały się pomysły, czy jakikolwiek zasób asów w rękawie. Na drugim stoliku, kolejna armia Mrocznych Elfów poczuła krew i choć była to zielona brejowata posoka Orków, to, rozchlapana wszędzie dokoła, wyglądała tak samo ładnie. Awojdi nie znalazł się tu przez przypadek i widać, że Dark Elfy, jako jedne z nielicznych wcale nie bały się tak szalonej ofensywy, jak i cierpliwej Snotlińskiej Inwazji, ani nawet osławionego Króla Juliana.
Wielkie zaskoczenie, podejrzewam, że dla wszystkich, to jak potoczył się turniej. Mieliśmy oto finał Dark Elficki. Zgadnijcie - jak przed rokiem! (Sosu i Arczi, dwoma, w nielicznych, ale istotnych detalach, różniącymi się, mega kontrolnymi taliami). Coś jest na rzeczy, powiem wam, że, najprawdopodobniej, Mroczni łożą grube łapówki na Wrocław, co by takie sytuacje miały miejsce. Pytanie tylko, czemu ja nie dostaję z tego działki!!
W meczu o 3cie miejsce: Wosho 2 - 0 Awojdi. Orkom nie starczyło pary, i zajęły "tylko" czwartą pozycję. Znienawidzone w środowisku combo talie, okazały się skuteczne (choć w pojedynkę), ale nie tak straszne jak je malują. Not a fan of it, oraz zagorzały przeciwnik karty pt "Wiatr" jestem, ale trzeba głośno powiedzieć: Wosho - 3 plac na Assaulcie - rasa HE. Gratulacje!
(fot. Mer)
(fot. Mer)
Mistrz Europy 2013 - Piotr "Radaner" Szewczyk
(fot. Mer)
I w tym epickim momencie, bardzo późno już, bo pewnie koło 22 (?) jak nie później rozstrzygnęły się losy całego Szturmu na Wrocław, w roku Pańskim 2013. W obu rozegranych starciach, Łodzianin, okazał się lepszy. Mimo ogromnego zmęczenia, wielogodzinnych walk, presji sytuacji, miejsca oraz chwili - to on, popełnił mniej błędów niż Metatron, siedzący na przeciwko. Obie talie, zawiadywały swoimi agentami, szpiegami z pokładu wielkich pływających fortec Druchii. Obie, bazowały na psychologicznym wykończeniu przeciwnika, mniej lub bardziej, szarpiąc jego siły pozycji najmniej oczekiwanych. A mimo to, obie, była tak niesamowicie różne. Obie, okazały się biczem, na rozhulane Orki, które według wszelkich szamańskich przepowiedni, miały zatriumfować. Wielkie dzięki dla was panowie (Radaner i Metatron), za epicki turniej i szacunek, za pomysł, umiejętności oraz skuteczne skontrowanie ogólnie przewidywanego meta. To był wasz dzień, a szczególnie dzień Radanera, który to niniejszym przejmuje berło Mistrza Europy i ustawia potężny challange na następny rok, jak dadzą Mroczni Bogowie, może i we Wrocławiu ponownie.
Part IV - Biesiada Polska & odrobina Archiwum X
Triumfujący Admin - Virgo (fot. Mer)
Jak też wiadomo, po finałach, było z lekka przydługie rozdanie nagród (choć, chyba nikt nie ma pretensji, że tyle ich było!). Jestem bardzo zadowolony, że udało się zebrać kupę stuffu, mnóstwo małych, a cieszących rzeczy. Zdecydowanie jestem dumny (ponowne dzięki Angian!), z poziomych stolic pamiątkowych, a także z kart "promo", mimo małej wpadki z czarnymi ramkami. Kto był ,ten dostał, kto nie - żałujcie. Myślę też, że krytykowany często i gęsto Regional Kit od FFG, sprawdził się rewelacyjnie. Maty dla top8 po prostu miażdżyły (choć ostatnio widziałem w jinternecie, na aukcjach, że nie wszystkim się podobają:>) Dalej, pamiątkowe mini stolice, spokojnie przebijają te "nasze" o dwie spalone strefy. Kufle na piwo, z logo Inwazji - kolejna super pamiątka, ci co robili wygibasy kalamburowe na scenie, nie na darmo się tam pocili w końcu! Choć nie odbiło się to echem, jako nagroda dla najbardziej szatańskiej/ciekawej talii turnieju, do Ollivera Franke, poszedł Banner (który wisiał w wejściu). Jego combo toolbox na Skarbrandzie, był po prostu esencją tego, co cenię w kreatywnym deckbuildingu. Congratz!
Wiśnia, ukryty talent sceniczny.(fot. Mer)
Wspomniałem o Kalamburach Inwazyjnych. Kolejna rewelacyjna sprawa (Czarny, wielkie 5 za pomysł!! + Juri za współprowadzenie). Emocje sięgały zenitu, ludzie się wkręcili, tłumek pod sceną, jak dziewczyny na koncercie Justina B. - szalał. Jak by było więcej haseł, to pewnie by jeszcze grali godzinami (z przykrością oznajmiam, że next time, ban na administratorów dajemy, bo coś za dobrze szło tej profesji). Beczułka borwaru w nagrodę dla Virgo, który dojechał konkrecję, tak wiedzą merytoryczną, jak i cichymi groźbami banów/cenzury, plus wspomniany krasnoludzki kufel. Zaraz za nim, szarpiąc go za koszulkę - Wilku! (też Kufelek) I już wiemy, o dwóch najbardziej "domyślających się" kolesiach naszej sceny. Za to nie zapomnę, jak Wiśnia pokazywał Spida Huntin'. Tam już prawie Indianę Jones'a wykręcał!! Oj, było warto być i zobaczyć to wszystko.
Wybrany przez was - Mister Najpiękniejszy!! (fot. Mer)
Nie można, nie wspomnieć o specjalnej nagrodzie, ufundowanej przez Makabrysia, dla najprzystojniejszego gracza Inwazji!!! Chyba nikt nie miał wątpliwości, co do zwycięzcy legendy sceny i znanego w innych kręgach (ze względu na młodzieńcze lata i "Dowód" - ten "Dowód") Darkera. Ci, którzy nie przeżyli jeszcze tego katharsis, mieli okazję ujrzeć, a powiadam wam- że jest co. Gratulacje dla Adriana i dzięki dla Makabrysia za cały "szoł".
W końcu ktoś docenił i dał jakieś nagrody rzeczowe dla organizatorów!! (fot. Mer)
Jak by tego było mało, to ekipa z Niemiec; Oliver i Sasha, również wygłosili parę słów podziękowań i w jakże docenionym geście, uraczyli organizatorów potężną kratą wszelakich piw prosto zza zachodniej granicy. Proszę brać przykład z kolegów!!!
Dalsza część biesiady integracyjnej, zleciała mi jakoś tak szybko, albo też, pamieć moja chwyta tylko poszczególne sytuacje. Sporo Primatorów przelałem przez siebie, a starając się być wszędzie, non stop gdzieś kursowałem. Mnóstwo rozmów, dobre pogawędki z Włochami (którzy to spróbowali kilku domowych specjałów od naszej ekipy Młodych Wilków), dyskusje o melanżach w zamkowej szatni , parę stów to na korytarzu, to w kiblu (sic!) i bóg wie gdzie jeszcze. Juri na jako DJ, a potem to już tylu dj'ów ilu chętnych, stare i nowe przeboje, klasyka i profanacja. Fotogate, fenomenalny performance Hemlocka (który na turniej wpadł jak z Rytuału, nie grał, a i tak świetnie się bawił + sprofanował z zombim cały event rozgrywając partyjkę Star Warsów!!!!) Ogólnie szaleństwo, zajebistość i fun. W bardzo już późnych godzinach, niemalże porannych, ostatni bojownicy na kamiennym parkiecie, było Kultowo, nie chwaląc się, ja sam, jako dobry organizator zeszedłem niemal ostatni na spoczynek, w poczuciu spełnionego obowiązku. Ciekawym, jak to wyglądało w szczegółach, powiem jedno - trzeba było być i widzieć/brać udział. Takie rzeczy tylko "live - not on demand" ; )
Part V - "Tylko martwi ujrzeli koniec wojny."
Kochany Platonie; piszę do Ciebie list. Słuchaj, bo my, to na niby tylko i ta wojna, to są karty i w ogóle. O! Coś jaki "idea", żebyś lepiej zrozumiał "if ju noł worajmin".
The Land of the Dead - Zapowiedź nowego dodatku do Inwazji...
Co prawda, przed zaśnięciem, zajrzałem jeszcze na salę noclegową, mieszczącą się na wyczerpującym 3 piętrze Zameczku, zrezygnowałem jednak szybko - zbyt dużo orków, chrapiących i wiecie, ekhm... Za to, fotele na korytarzu okazały się rewelacyjną miejscówką! Noc śmignęła i z lekkim "wspomnieniem" dnia wczorajszego, moje ciało podniosło się w kierunku "odświeżalni". Nawet poranna "przechodnia" rozmowa z A.L.A.N.'em, o nadchodzącym turnieju w Bydgoszczy utkwiła mi w pamięci. Heh, wiecie, ile razy, wstajesz, gdzieś tam, po ogromnym turnieju, imprezie, idziesz myć gębę, szczoteczka do zębów w łapie, ręcznik na ramieniu, kapeć w gębie, nogi i głowa ciężkie, a tu w pół drogi, ciach; "Słuchaj, to co, na Czerwiec byśmy to ustawili w Bydgoszczy"!
Z upływającą godziną 9, towarzystwo powoli budziło się do życia, zmierzając to do domu, to na drużynówkę to po jakiekolwiek prowianty regenerujące. Zameczek zadbał, by sala była w miarę ogarnięta i wysprzątana po nocnym "zużyciu" (pozdrawiamy miłą Panią!!). Odryglowałem parę okiennic, potem jeszcze szybki podjazd na chatę po talie (plus omijanie Policji na trasie, Deer Dance, Mistrz Kierownicy Ucieka!) i elegancko wyszliśmy z Drużynówką. Osobiście, jak przystało na dwóch organizatorów, spięliśmy poślady, w końcu trzeba jakaś grę do cholery wygrać! Oczywiście fantazja Fasolek z dnia poprzedniego wdarła się cichcem do głowy i troszkę namieszaliśmy w taliach - mimo to, dzielnie, ugraliśmy nie najgorsze miejsce, wśród 23 uczestniczących drużyn (kolejny rekord). Honor Wrocławia uratowali Arczi i Nastiuk, rozjeżdżając przeciwników. Gratulacje chłopaki! Drugie i trzecie miejsce, zajęli zasłużenie Trouble & Kami oraz Stachu z Dashim. Po rozdaniu nagród drużynowych, powoli nadszedł ten czas pożegnań i temu podobnych rzeczy. No cóż, wszystko co dobre...wiadomo.
Czas więc na małe podsumowanie.
To bardzo ważne, bo wiecie, organizator, zawsze ma pod skórą trochę strachu, że coś nie wypali, coś nie wyjdzie, zostanie jakiś kwas. Wiadomka. Do tego dochodzi tzw Legacy Darkera, który wypromował Assaulta na "best tournament ever", poprzeczka wysoko, pompa Wrocławska, tak na forum (nadmuchana) jak i w sercu (szczera, ale bardziej skromna).
Co nie wyszło, albo mogło pójść lepiej:
- Gulaszzzzzz; niestety nie powtórzył sukcesu z ubiegłego roku. Z przyczyn niezależnych ale zawsze, obsuwka z obiadem na minus
- Kap, kap...No, wiecie, jak to w realiach Warhammera, powinno być zimno, mokro, brudno, ciemno, z grzybem, wilgocią, kośćmi na podłodze... wybraliśmy tym razem tylko "ciemno" i "trochę mokro". Fakt, nie do ominięcia kwestia w tego typu miejscu, przesiąkanie wody z gruntu. Za to w kilku dosłownie miejscach i nie groźnie. Myślę, że nie było to jakieś rażące i nikt nie płakał z tego powodu ; )
- Wyżej wspomniane "ciemno". Tutaj wina po naszej stronie, rzeczywiście, na stolikach topowych, w największej salce było zbyt ciemno. Udało się wysupłać tylko dwa reflektory, które przy próbie wydawały się dawać radę, w praktyce jednak, światła było za mało.
- Wrocław nie obronił Twierdzy. Rzekłem. (a może to dobrze, dla ogólnego ducha gry???)
Albo jestem ślepy krytykę, albo to chyba tyle.
Co się udało:
- Frekwencja, nie zawiodła; pękła magiczna liczba 100! Dzięki wszystkim!!
- Atmosfera, po raz kolejny pokazaliśmy, że Polska Inwazja, to kupa zajebistych ludzi, którzy czasem, na forum po trollują, ale jak co, do czego, zachowują się jak starzy kumple.
- Goście z zagranicy; nikt nie robił problemów (nawet z dodatkiem, choć niektórzy z nich nie mieli jeszcze 5tego u siebie; w przeciwieństwie do rodzimych graczy) Tutaj dzięki dla chłopaków z Włoch; gracze pierwszej klasy, blisko nie mieli, a przyjechali. Mega pozytywnie nastawieni, liczę na was za rok! Dalej, ekipy z Niemiec, również świetna atmosfera gier, Inwazja łączy, dobrze wiedzieć, że nie tylko u nas, są psychole układający karteczki na stołach. Specjalne pozdrowienia z tego miejsca dla Olivera, z którym już na 3cim międzynarodowym turnieju przyszło mi się spotkać. Szkoda, że nie w top8, jak w dwóch ostatnich przypadkach; ) Next time for sure bro.
- Poziom turnieju, chyba nikt nie wątpi, że było Top Rate Ultra Pro ; )
- Miejscówa, mimo oddalenia od centrum, wszystko na miejscu +mega klimat dark fantasy!
- Emocje i zaskakujący Finał
- Eventy poboczne, Highlander na 40 i drużynówka na 46 osób (!)
- Brak rażących obsuw czasowych i nie chwaląc się, dość sprawna organizacja w ujęciu całościowym (+ trochę innowacji turniejowych, rzutnik(jak na OMP), wyświetlanie finału)
- Nagrody, było dużo i różnorodnie + specjale
- Kalambury (nowa forma integracji strzał w 10!) + Biesiada Integracyjna z historią
- Sporo nowych graczy, dla których był to debiut na turnieju tej rangi: Inwazja nie umiera nigdy!
Tak, by to mniej więcej wyglądało. Wiecie, w pewnym momencie, zdziwiło mnie, że tak szybko zleciało. Nieomal śmignęło. Tygodnie przygotowań, telefonów, maili, znienawidzenie własnego dzwonka w komórce. Potem szast/prast i koniec. Aczkolwiek satysfakcjonujący koniec. W drodze do domu, przyszła też ulga. Taki głęboki oddech i uffff... Chyba się udało, co nie?
Do zobaczenia za rok!
Bonusowo, mini galeria "gąb" (słowo się rzekło, niektóre mogą polecieć jako avatary na forum!), a jeśli ktoś chce więcej, zapraszam w ten link, fotki z turnieju autorstwa Mer. (tak jak i wszystkie poniżej)
Tak to mniej więcej było "dzień przed"
...I male pozdrowienia dla Star Warsów : D
Ten team zniósł by wszelką konkurencję w drużynówce (KKK - kebab, kola i któreś tam piwo)
Póki nie zaczęło lać, na zewnątrz było rześko i przyjemnie, tutaj gracze z Niemiec.
Niby jest dobrze, ale to jeszcze nie to!
I wszystko jasne jak było na Assaulcie!
Słynna już koszulka i nie mniej słynny model.
Ekipa z Drezna - czekamy na zaproszenie na turniej!
Legendarna już "trzecia ręka Radanera"
Vice Mistrz...
..a tutaj tłumaczę, czemu "ten datek" nie wystarczył na pierwsze miejsce; Łódź dała więcej mówię...
I na koniec, jeszcze uścisk dłoni z gośćmi.