Wróżenie z martwego szczura, walka & honor oraz totalny Kataklizm - Inwazja ma się świetnie!
Przygotowania
Widać, stało się to już standardem, że przed dużym turniejem, przygotowań prawie brak. W ostatnie dni przed wyjazdem, pograłem sam ze sobą, zdążyłem raz odwiedzić Sosa, raz wpadł Farba - tym bardziej cenne wnioski wyciągnięte z tychże epizodów, jak i rozmów telefonicznych, których jak zwykle - przed Regio - było nie mało. Spodziewaliśmy się (nic odkrywczego) moc Skavenów oraz Dwarfów. Szczury, z każdym mają wysoki współczynnik wygranych + DE, jako ich naturalny wróg raczej w odwrocie (nie są wcale tacy słabi, jednak efekt psychologiczny po forumowych płaczach pozostaje w świadomości graczy). Dwarfy, jak wiadomo nie od dziś, miażdżą, ale u nas, raczej nikt nie chciał nimi grać, a więc Szczury. Te z kolei, w mojej skromnej opinii, powinny się rozbić o dobrze złożone Kraśki no i jak to w naporze, w pewnym momencie gra zamienić się może w loterię, a tego nie lubimy. Pozostawał jeszcze Wurrzag, ale tylko Sosu go rozważał przez chwilkę. Anty talie na Skaveny (Chaos i DE), radziły sobie powiedzmy 50/50, przy czym chaos wypadał o wiele lepiej w ogólnym rozrachunku z całą resztą stolic. Podkręcony w aggro build Farby (z Maruderami) okazał się bardzo mocny. Jako, że ja sobie obiecałem: nigdy więcej Chaosu na duże turnieje - musiałem zwrócić się w drugą stronę. Bardzo chciałem zagrać WE, które radziły sobie z większością talii, jednak po notorycznym wąchaniu runa leśnego po wbiciu mnie w grunt przez Chaos, stwierdziłem, że to wymagałoby jeszcze wielu zmian i testów by stać się turniejowo grywalnym buildem (dodatkowo, z Dwarfami w zasadzie też była poruta). Orkami też mam własnego bana (nuda od jakichś 2 czy 3 lat jeśli chodzi o tą rasę), Spojrzałem więc na HE i EMP.
Wątek Imperium zaczął Jaszczur, wspominając o nowym Plutonie. Talia z niesamowicie stabilną ekonomią, mnóstwo taniochy + extra draw sprawia, że z Chaosem i DE jest bardzo dobrze, kilka techów i okazało się, że Skaveny nie straszne również. Na HE i DWA lekarstwem miał być trzecio-turowy Karol. Wada: Orki zamiatają talię pod stół.
Z kolei HE, którymi po testowałem okazały się wciągać Orki z łatwością, Chaos dosłownie płakał, z Orderem było powiedzmy całkiem ok, im więcej Flamesów w talii tym lepiej. Wada: strach, przed Skavenami, bo talia słabiutko radziła sobie z naporem. Skaveny były realnym problemem, na który było w zasadzie jedno rozwiązanie, modlić się o strzałki i szybkiego wina w 3-4 turze, żeby je wyprzedzić.
Obie powyższe talie zabrałem ze sobą rano, co okazało się totalnym błędem, jako, że dzień wcześniej obiecałem sobie, że zagram HE i nie zmienię decyzji...
Co prawda Andrzejki daleko za nami, ale wielu pokusiło się
o powróżenie Szczurom tego i owego. To kolejny powód,
by takie zabawy pozostawić wróżkom z sms;ów ; )
Witamy w Hexie
Do Krakowa to ja mogę, co miesiąc jeździć na turnieje. Wygodny bus, 3h autostradą i do tego tanio. Zjawiliśmy się, wraz z Jaszczurem, delikatnie po 9, na dworcu w KRK, skąd do Hexa, okazało się, że jest 10 minut piechotą. Super. Nie zauważywszy rozjechanego szczura na ulicy prowadzącej do miejscówki, dotarliśmy na miejsce, przy czym, wejściowa brama z podwórzem włącznie robiła dość mroczne wrażenie...ale zaraz potem, zza "płotu" ukazały się - uwaga - skrzynie po nabojach, czy jakichś innych rakietach i broni chemicznej, a potem było już tylko lepiej. mimo "surowego" stanu, pachnący drewnem lokal miał wszystko, czego było trzeba. Dobre oświetlenie, wystarczającą ilość miejsca na stole, atmosferę i ludzi do grania. Dementuję plotki, jakoby miało być zimno. Nie wypowiadam się na temat plotek - jakobym był ostatnią osobą korzystającą z kibla przed jego awarią.
W każdym razie, jak dla mnie, Hex super miejscówka, po przywitaniu, usadowieniu się, pozostał już tylko ostateczny wybór talii i jedziemy z koksem.
Przemo, nie bierz tych High Elfów, one są z dupy!
Wybór Talii
Co tu dużo mówić; okazawszy brak charakteru, przychyliłem się do podszeptów Jaszczura i wpisałem Imperium. W zasadzie nigdy nie grałem talią na Karolu, a mój brak doświadczenia wypłynął już w pierwszej grze, o czym poniżej. Był również obecny przy samym składaniu decka. Spis poniżej:
3x Milicja
3x Pantery
3x Pluton
3x Rodrik
3x Osterknacht
2x Ludwik
2x Wilhelm
3x Dyscyplina
1x Dezercja
3x Doubling the Guard
2x Infiltracja
1x Called Back
3x Recruiting for War
2x Hidden Operative
3x Karl Franz
3x Taxa
3x Posąg
2x Zoo
3x Kościół
2x Temple of Verena
Uwagi:
-
Rodrik + Wilhelm jako opcja kontrolna; dlatego przy braku Fryderyka, trzeba było uzupełnić jakoś firepower
- Wobec powyższego, do talii wszedł
Ludwik. Salomon co prawda ma więcej z przodu, ale w mid i late game (gdzie grając Imperium zdecydowanie się znajdziemy) robi się tylko słabszy. Za to nasz brodaty sztandarowy, współgra z Willym (non-Hero, co zaskoczyło kilka osób), do tego jest zajebistą machiną defensywną (tak! Experience Toughness!), zwłaszcza na szczury (co nie bagatelne, dobrze też gra z Chaosem)
- brak
Rezerw, jednak uznaję za błąd; chcąc utrzymać minimum taktyk, zrezygnowałem z nich, ale po fakcie, spokojnie wyrzucił bym
Infiltracje (nie pograły za wiele), a wrzucił za to Rezerwy.
- techowa
Dezercja, crap turnieju
- zapomniałem na śmierć o
Recon in Force, co kosztowało mnie zapewne sporo. Przy takim potencjale dociągu kart w talii, to oczywiste, że grozi mi przewijka (zwłaszcza w chorym świecie, gdzie Orki posiadają My life'a...). No, wtedy nie było oczywiste (patrz pkt dotyczący braku doświadczenia). W rezultacie, w niemal każdej grze, w pewnym momencie przymusowo się stopowałem z dociągiem kart/wystawieniem legendy itp, co nie powinno mieć miejsca at all.
- mimo wszystko, z perspektywy, poszedłbym chyba na
Fryderyku w tej talii, może z
Chamonem, żeby być po prostu szybszym. Śmierć finezji, Vivat Imperator!
Ile radości wyniosłem z turnieju głównego.
Takiej osobistej? Niestety niewiele. Gry ciągnęły się niemożliwie, częsta impotencja ofensywna dołowała, dość uciążliwe parowanie. Na pierwszy ogień - Germanus z Orkami (czyli najgorszy i w zasadzie jedyny niekorzystny matchup). W pierwszej grze, po uzyskaniu na prawdę sporej kontroli - bach! Przewijam się jak noob, dostając na ryj 3x Śledzie. W drugiej, wygrana, w trzeciej time limit. Dalej było nie lepiej, bo kolejny remis z Farbą (pierwsza gra trwała w nieskończoność, może ze 30 minut, z czego ja zagrałem może z 7 i serio się wkurwiłem, co rzadko mi się zdarza. W dodatku w drugiej grze, wyremisował to na styk, co do obrażenia, choć jak był bym zawodowym sędzią, to by poleciały jakieś bany z turnieju pewnie. Ale oczywiście, ja mam zawsze "dobry charakter", no nie?. A zatem, dwa remisy (gdzie, z Chaosem miałem mieć wina niby) i raczej narastająca frustracja (i serio, to raczej sam na siebie i na talię byłem wnerwiony, bo turniej trwał w najlepsze, na jak najbardziej pozytywnym flow). Dostałem raz mecz ze Szczurami (pozdr Susa:) i przyznam, było gorąco (nie tylko od kominka), bo gryzonie robią mega ciśnienie. Dodatkowo totalnie zaskoczony, że Szczurzy Quest działa i to bardzo dobrze + nawet Abominacje i w ogóle całkiem inny build niż my tu we Wrocku złożyliśmy (czyli Innowacja, max szczurów, minimum kosztów, zupełnie inne użycie "zerówek", żadnego pierdzenia only wcisk). To pokazuje, że Szczury można rozegrać na kilka sposobów (Wilku, Raskoks i Virgo mieli jeszcze inne "szczepy" i każdy różnił się całkiem sporo). Wracając do gier, wyszło 2-1 na moje, Ludwik zrobił robotę, kontrola Kingdoma bez Innowacji w odwodzie nieco dławi ta talię, ale jak mówiłem, gry ciekawe, z których wbrew ogólnej tendencji wyciągnąłem sporo frajdy. W ostatnich 4 rundach było już tylko gorzej, Ork Stacha (auto przegrana w zasadzie, choć w pierwszej grze fart niesamowity, 2 karty w talii, dobiera przedostatnią (Siekiera) i przebija się przez 12 obrony... Potem już sam Order; Dashi z Imperium (fajnie się gra, przeciwnik wymagający), build na Verenie (!), zdecydowanie mocniejszy, jeśli chodzi o mirrory; udało się stawić czoła jakoś, po czym dostałem Dwarfy Kubali. Ile ten człowiek ma kart w talii! Nie wiem jakim cudem, ale udało się wygrać przed czasem (znaczy wiem, po prostu dociągając po 8 czy więcej kart nie dokopał się do My Life'a). Na koniec - kolejne Dwarfy, już mniej śmieszne i mecz z Borinem. Przy stanie 1:1, trzecia dość wyrównana, lecz czas na limicie. Uwaga - teraz meritum turnieju dnia pierwszego - skaczemy w czasie o 1 dzień w przód; scenka:
Stoimy w kolejce w jadłodajni przy targowisku, ja szukam portfela po plecaku, podchodzę do chłopaków w kolejce, pytam czy kupują, bo bym zupę gulaszową zamówił; Borin rzuca: spoko, wbijaj przede mnie, na co Rodzyn strzela:
- No, co, znowu go wpuszczasz?
(mgiełka i wracamy do Soboty, ostatniej rundy swiss)
1. Tak wyjebałem Wilka z topki, wchodząc z dupy, przy nierozstrzygniętej w zasadzie grze w ostatniej rundzie.
2. Tak, uważa
łem dotychczas, że gracze zawsze mają prawo decydować o sobie i swojej grze, w tym sensie, że remisując, co nie daje im już nic na danym turnieju, lepiej jest rzucić kostką, by, choć jeden z nich pograł dalej. W końcu jest to w ich interesie. Oczywiście, ktoś inny na tym ucierpi, no, ale z drugiej strony, wiadomo, na turnieju nie gramy po to, by ktoś inny wygrywał, a wręcz odwrotnie.
3. Trzecie i najważniejsze w zasadzie. Czułem (i nadal czuję) się z tym chujowo. Nigdy dotąd, nie zdarzały mi się takie sytuacje; albo byłem na tyle dobry by wjechać do topki, albo na tyle cienki, by popatrzeć jak grają lepsi. Nigdy nie musiałem ciułać punktów, kalkulować w ostatniej rundzie. Gorsze jest jeszcze to, że dalsza gra nie dała mi już żadnej satysfakcji, bo swoją talię skreśliłem gdzieś pomiędzy 4 a 5 rundą, a główny poszkodowany, czyli Wilk, ostro trenowałby w Krakowie coś ugrać, i to wcale nietuzinkową talią.
Słowem wstyd i konserwa - trzeba to jasno powiedzieć.
W ćwierćfinale szybko ustawił mnie (ponownie) Stach, tym razem bez niedomówień i tak skończyła się ta smutna historia. I w zasadzie, tutaj też zaczęła się "ta fajna" część turnieju. Z niemałym kacem moralnym zasiadłem do stolika, tuż obok toczących się półfinałów...
Rozstrzygnięcie Turnieju (finały, nagrody)
Oddajmy jeszcze wygranym, co im się należy. Virgo, po "wygranej pod szczęśliwą gwiazd...Chiteringiem znaczy" z Sosem (który w zasadniczej był numero uno swoim bezlitosnym Chaosem), zasiadł do lustereczka, by ujrzeć tam Raskoksa. Dwie Skaveńskie talie różniły się niemało, a same gry, wbrew temu co niektórzy mogli by pomyśleć, trwały strasznie długo. Do tego stopnia, że trzeci gra stanęła na limicie czasowym! Virgo, wiedząc, że może już tylko dociągnąć w "twardego" remisu (ta sama ilość spalonych stref i obrażeń na strefach) wyszedł all in w ofensywę. I w tym momencie (to jakiś pech Krakowa z tymi półfinałami!) Raskoks wpadł w pułapkę Polyboga. Mało tego, że ludzie często zapominają, że działa on na wszystkich graczy, to jeszcze, po jego zejściu potrafi się utrzymać jakaś dziwna blokada, przeświadczenie, że nadal nie możemy rzucać "zakazanych kart". Raskoks więc, siedząc na 1 kasy i trzymając Sztylety w ręku, stwierdził, że ok, wjazd wchodzi, pali strefę i remis.
BANG!
I co teraz? Według zasad, musi tu decydować rzut kostką. Powiedziałem chłopakom, że jeśli obaj się zgodzą, mogą dograć ten mecz, żeby nie rzucać, a rozegrać to jak należy, ale ta opcja nie była na rękę Virgo, który włożył wszystko, co miał w ten remisujący atak i w następnej by pewnie przegrał.
Alea iacta est.
Białystok w finale!
A tymczasem na drugi stole, Drumndar zmagał się z powszechnie lubianym i akceptowanym Wurrzagiem. Z tego, co mówił "jak zwykle" pocisnął jakiegoś babola (tak, tak, ta Demolka trzymana na Scrapa, by go zniszczyć dopiero jak już zrobi kasę, dociągnie karty...hmm) i Krasnale Drumdaara musiały kolejny raz obejść się smakiem, jeden stół od finału.
Stachu, jeśli to ta słynna ręka finałowa, to masz wpierdol,
bo ja tu widzę drugo-turowego szamana z Bodyguardem.
Grande Finale.
W zasadzie, całe półfinały i finał spędziłem przy stoliku prawdziwie finałowym - czyli tym z wódką, piwem, sokiem Michnika i całą resztą napojów wyskokowych. Gry Stacha i Virgo potoczyły się jak potoczyły. Mogę jedynie powiedzieć - na prawdę lubię Heroic Taska i na prawdę znam ten ból. Stachowi, przez cały turniej, brakiem mulligana zdawał sienie przeszkadzać w ogóle. Mroczni bogowie potrafią się jednak zaśmiać w najmniej oczekiwanym momencie. W trzeciej, decydującej grze, którą Stach zaczynał - zagrał tylko devkę. Taki life.
At last, the Emperor reached his goal...
yet nobody expected, his shadow to be that
influencing...
Gratulacje stary, dla ciebie jak i dla wszystkich z top 4, pokazaliście klasę.
Wojtek - szacunek, za szczury bez Proroka(!), za to, że nie Orkami, no i wiesz - dawaj namiary na wróżkę (nie ta od martwego szczura na ulicy, ale na ta od dobrych top decków ; )
Klasyfikacja końcowa.
Meta post Krakowskie.
-
Szczury są dobre i to jest zdrowe dla całego meta, na prawdę zdrowe
- jeszcze o gryzoniach, bo pokazały jakieś 3-4 grywalne buildy, totalny pozytyw
- pozostałe Neutrale (w warunkach testowych stwierdzone) odstają turniejowo, jednak, Undead wcale nie jest tak daleko (ET z restrykta by pomógł), a WE i LIZ cierpią głównie przez kontrolny Chaos i Orka; bo z moich obserwacji i gier wynika, że radzą sobie całkiem dobrze, jeśli do 3 tury mają w stole coś więcej niż 1 młotek i developkę (czyli - hard control not fun at all - dobrze, że Skaven bije to ścierwo)
- prócz Arcziego (który był bliski topki), żaden z "doświadczonych" graczy nie wybrał DE (hard counter na Skaveny), więc nie wiele można powiedzieć. Z rozmów między-środowiskowych wynika, że to raczej efekt "płaczu" spowodował ta niepopularność, zaś sama frakcja ma się całkiem mocno i dobrze, jeśli chodzi o potencjał turniejowy.
-
HE, no właśnie, nie będę już sobie pluł, ale co by było gdyby ( gdybym wybrał Elthariona...), Josef żonglował żetonami i szło mu całkiem nieźle. Poza tym, HE nigdy nie są poza stawką potencjalnie, to w zasadzie kwestia, że są chyba mniej popularne, a i trudniejsze do ogrania w mojej opinii.
-
Orki miażdżą (nie imba, choć mają "niezdrowe" karty/kombinacje),
Dwarfy miażdżą,
Chaos miażdży, ale wszystkie te frakcje mają swoje słabostki i kiepskie wyniki z przynajmniej jedną inna stolicą.
-
Imperium raczej nie w odwrocie, mimo wszystko brak jakiejś świeżości, możliwe, że to kwestia podejścia z całkiem innej strony do nich, ale ja długi czas raczej po nich nie sięgnę (bad memories).
- Ogólnie meta; jak najbardziej super, co często wypaczać może po prostu dobór talie przez najlepszych graczy, a samo FAQ 3.0 jak najbardziej na plus (np. gdyby nie Warpstone, Skaven miał by jedne build, a połowa kart z ich talii w KRK leżała by w klaserze nadal...)
Chłopaki z Krakowa, przygotowali zacne nagrody, każdy coś tam sobie dostał, niezależnie od miejsca, plus mnóstwo pierdołek, tokenów ze Skinkiem, miksturek (dzięki wielkie, że mogłem na szybko zmienić, bo wcześniej wybrałem te chujowe zielone i mnie obśmiewali kolegi!!!). Maty - na wypasie! Pucharki, gry, no słowem gitarka. No, dobra, posmęcę na bony Galaktyczne, bo ofertę mają - nie oszukujmy się - mierną (nawet, jeśli już miał bym się tylko do gier z FFG ograniczać, to sporej ilości produktów, tych ENG - nie ma, a z fajnych koszulek tylko te chujowe ze Star Warsa - common!)
In-te-gra-cja
A więc, w czasie meczów finałowych, zacna grupka zebrała się przy jednym ze stolików i zaczęła się "prawdziwa" treść turniejowa. Zakrapiane cytrynówką ( Mirinda czempion wieczoru, z polecenia koleżanki Wilka, kswya Skłodowska Curie, co wie o chemii wszystko!) dyskusje o Inwazji, innych karciankach, psioczenia na te czy inne karty, rozmowy o świecie Warhammera, a nawet Romantyzmie Europejskim i starych niemieckich obrazach (sic!). Słowem, było mega zajebiście, super spotkanie z ekstra ludźmi. W czasie imprezy w Hexie (a pomyśleć, co by się tam działo i do kiedy, jak by alkohol był na miejscu w lokalu..huhu), miały też miejsce pierwsze obrady okrągłego...to znaczy prostokątnego stołu FAQ Team, który stawił siew 100% składzie z krwi i kości. Obrady (mimo kilku zakłóceń, przez paparazzi Raskoksa i ogólnie-pojętego Snotlinga - Michnika), odbyły się za zamkniętymi drzwiami. Dobrze było pogadać i wyjaśnić to, co było do wyjaśnienia. Objęty klauzulą tajności, oczywiście nie mogę zdradzić które i ile kart idzie na restrykcję, a które na bana - sorry ; ) (poza tym, muszę już testować te "nowe" decki, żeby wyprzedzić innych członków Teamu i wygrać kolejnego Regionalsa co nie?). Ok, a tak na poważnie, po burzliwych dyskusjach nad losem naszej kochanej gry, niczym ostatni bogowie, zeszliśmy na padół imprezy by dalej cieszyć się przednim towarzystwem i...tak! Legenda powstaje, po 4 młotki w każdej strefie + bułka, keczup, musztarda - Kiełbaska z Nyski po prostu wygrywa wszystko!!! (wiadomo, nawet prawo 3, a dla niektórych 5 sekund spokojnie działa i na ten przysmak!).
Tajne zdjęcie z obrad "fak u teamu"
After-Hex
Z Hexa wyruszyliśmy jakoś po 2 w miasto. Trip niesamowity, atrakcje jak w dobrym filmie o Vegas + niezapomniany Ricardo...
Nie byłeś - żałuj i stawiaj browary, to może ktoś ci na żywo opowie. Epickość kolejnej imprezy, w zasadzie zero strat w ludziach (przynajmniej nie do dnia następnego:D Trochę można zobaczyć na zdjęciach Raskoksa, tak na smaka, żeby żałować. Powrót taksą po akcji "poszukiwany, poszukiwana" (Raskoks), bezpiecznie docieramy sporą ekipą do Warowni Drumdaara, gdzie szybko Jaszczur zaczął chrapać :) inni pierdzieć, ale w zasadzie who gives a fuck? Hmm, no dobra, nasza dobrodziejka, żonka Drumdaara, normalnie podziwiam, że całą ta hałastrę pijacką przyjęłaś pod dach, szacun! Poranek (zwlokłem się jako ostatni, totalnie nie zdatny do niczego), kolejny suprajs, Alicja każdemu serwuje śniadanie, herbatka, kawka - Normalnie szok, złota dziewczyna. Ja skorzystałem z lekko przestudzonej, sypanej kawy, po której przemieniłem się ze skacowanego Dreamera na ostatnim damagee'u w co najmniej Fryderyka z jedną dyscypliną na ręku.
Tak, więc mniej, lub bardziej żywi, ruszyliśmy z powrotem do Hexa na zmagania Kataklizmowe.
Kataklizm - genialny format!!!
Od razu melduję, Szymus (aka "Idziemy do Jezz rocka??!") i Boreas (vel "najebałem się już w półfinałach") nie dotarliście mendy na Multiplayera, mogliście chociaż Undeadami przyjść by odzwierciedlić waszą kondycję : >
17 osób stawiło się, w większości skacowanych, ale zdeterminowanych. Jaszczur i Ziggy pauzowali, ale na miejscu, wspierając mentalnie resztę. Szacun. Drumdaar sklecił sprytny Excelowy plik i mogliśmy elegancko startować.
Na Kataklizm, zabrałem Dwarfy, w zasadzie są stworzone do obrony, a to, czego im potrzeba, to odrobina wczesnej odwagi/agresji. Razem do kupy robi się mega pancernik Kataklizmowy, którym, jak trochę po rumunić (znaczy, starać się wytłumaczyć innym, jak mogliby użyć swoich kart) da się ugrać sporo. Nieco gnębiony jeszcze sytuacją "wczorajszą", postanowiłem zagrać full honorowo i wbiłem do talii 3x Honouring the Ancestors (czyli przyszły minimum restrykt dla Dwarfów w Kataklizmie:D. Talia poniżej, w zasadzie nic nadzwyczajnego, ale kilka ciekawych sztuczek posiadała. Do tego bardziej liczył się sposób gry, który w tym formacie musi wyjść daleko poza standard wyuczony z singla.
2x Hammersmith
1x Spirit Slayer
2x Doom Seeker
3x Iron Defenders
3x Slayers of Karak Kadrin
3x Kanonka
3x Zhufbar Engineer
2x Tunelarze
2x Tan
2x Don Kichot (Duregan)
3x Kazik
3x Honouring the Ancestors
3x Stand
2x Lure them Out
2x Reclaiming the Fallen (!)
3x Karak Mine
3x Tunele
3x Baraki
3x Tomb
2x Blood Vengeance
Uwagi co do talii:
- Wyrzuciłem Demolki, taktyki do minimum i tylko takie dające przewagę w BF. W zasadzie plan nie zakładał żadnego pierdzenia kontrolnego, a kołem ratunkowym w razie jakichś niespodzianek miał być Doom Seeker (2w1, jak w reklamach)
- Reclaim bardziej dla beki, i w zasadzie nie zagrałem go ani razu, bo nie było czasu!
- Lure them Out zajebiste!
- Honouring, tak jak pisałem wyżej, raczej na restrykt, no i wygrał mi jakieś 75% gier.
- Hammersmitha bym albo wymienił na Core Setowego Defendera (1/1/1 do BF), albo zostawił i Defendara dostawił za coś innego (na 100%)
- Kanonka chyba do wyjebania, wraz z delikatną jeszcze redukcją supportów (co? supporty nie atakują i nie mogą bronić?? słabiznaaa..)
- zastanowił bym się, czy nie zostawić tylko Tuneli i Kopalni za 1, a w puste miejsca nie dorzucić np 6-8 Grudge;ów (3 do ataku, 3 do taniości i ze 2 na Toughness)
- Zhufbar zawsze był jedną z moich ulubionych jednostek DWA, z powodzeniem grałem nim w singlu, tutaj to must have boss, przy Katapulcie/My Life czy czymś innym sprytnym, może grozić przeciwnikom jako pertraktujący samobójca (ok, jak nie to zara se pierdolne, ale wiecie, pociągne za sobą wszystkich...)
- Karak Kadrin MVP
W 1 rundzie, na 4 osobowym stoliku, szybko poznałem się na Rodzyniastym i jego Skarbrandzie (2 czy 3 tura?), udało się przekonać innych, jak wielkim jest zagrożeniem ten pan (+ dwa Ptaki w stole), zdławiliśmy, więc Chaos wspólnie, a ja w międzyczasie po kawałku nadbudowałem eko i coś tam w battlu, co zaowocowało w wygraną.
Drugi stół, to stół finałowy jak się potem okazało, Repek ze sprytnym Imperium i Drummdar na Heroicu (wersja Kazik z Mieczorem). Ciężka i satysfakcjonująca gra. Repek narzucił tempo, szubko chwycił 6 czy 7 nawet Dominacji i już dzielił stół, ale zdążyliśmy go zahamować i gdy skończyły się mu karty (bo szedł w zasadzie all in), musiał już zmienić swoją wizję "podziału", ja zyskałem przewagę i zacząłem lobbować by ukrócić Drumdaara zanim się rozwinie, (tu popełniłem mega błąd, i nie udało się zabić Tunelarza na HT..), Drumdar nagle wystrzelił z kart i stało się jasne, że teraz on ma nas w ręku ale musi działać. Po mojej epickiej obronie (dwa Honoringi, Zhufbar, Kadrini, Ogólnie Kazik miał zaassignowane z 14 czy więcej ran, pedziowaty Shield Bearer mu wypucował połowę : /, tak czy siak, wybroniłem Fulcruma, przez co wyszedłem do przodu nieco, ale, wiadomo, już przy końcu, Repek wsadził imperialną kosę w żebra, paląc strefę, a na przyduszenie drugiego Fulcruma nie starczyło pary w BF. Ostatecznie wyszło zdaje się 9 Drumdaar, ja 8, Repek 7.
Trzecia gra ze Stachem i Keilem; poszła tak jakoś bez historii. Panowie zaczęli na boki, ja oczywiście w przód, zgarniając Fulcruma, bodajże Kadrinem czy Zhufbarem, w drugiej turze chyba byłem pierwszy, co przy odpowiednim układzie było na niekorzyść chłopaków, bo zgarnąłem drugiego Fulcruma wbijając na 6 dominacji w drugiej turze, a z dwoma Honouringami na ręce w trzeciej turze wiedziałem już, że mam wygraną w kieszeni. Ta gra pokazała, póki, co, najsłabszą stronę Kataklizmu - zbyt szybkie zwycięstwo jednego gracza. Nie wiem, co chłopaki mieli na ręku, czy mogli coś wykombinować; aczkolwiek moja ręka startowa była zabójcza ( Kadrin, Honouring, Kazik, Tan, Hammersmith, Zhufbar, jakiś support, kolejny draw to SYG i Honouring). (postaram się w najbliższym czasie napisać trochę o Kataklizmie bardziej technicznie)
Po 3 rundach, Drumdaar prowadził, ja tuż za nim, ze strata bodajże 4pkt, Repek na 3 pozycji, (czyli tak jak mówiłem, stolik finałowy:) W ostatniej rundzie, prawdziwa w Multiplayera zaczęła się, zanim jeszcze usiedliśmy do stolików, a jak tylko ogłoszono pariringi. Ja dyplomatycznie od razu uderzyłem do Keila i Rodzyna, że powinni zmiażdżyć dwoma Chaosami Drumdarowe brodacze, bo topka nie może mieć z górki, Repek, z kolei, bardzo słusznie, rozpowiadał, że trzeba bić Przema i uciąć mu pkt do minimum - słowem, wszystko mogło się wydarzyć, wici zostały rozpuszczone, i przyszło nam zacząć ostateczną rozgrywkę. Ja dostałem Raskoksa z Krasnoludami i Susę z Imperium (szacun na VtHC, choć nie zdążyło zadziałać niestety). Historia TEJ gry, była raczej klonem gry poprzedniej. Wyszedłem agresywnie, jako drugi złapałem fulcruma (i wiadomo- nie puściłem już), dzięki temu, że Susa, nie wbiła nic do Battla. Raskoks zbroił się, jak to krasnolud, powoli i oboje w zasadzie nie spodziewali się, tak agresywnej gry z mojej strony. Ja z kolei, starałem się jak najbardziej zająć obydwoje moich przeciwników sobą na wzajem, snując wiele różnych scenariuszy, dotyczących potencjalnego zagrożenia z ich strony. Sam tymczasem, przejąłem drugi Fulcrum, na ręce SYG, Kadrin na stole i chwilę potem było po grze. Nie ukrywam, że mogło to ich trochę wkurzyć. W każdym razie, moja robota była zrobiona, ugrałem 8+2 Dominacji, utrzymując przeciwników na startowym 3, teraz podium zależało już tylko od stolika Drumdaara (Repek nie mógł już mnie dogonić). Tymczasem, z Raskoksem i Susą zagraliśmy kolejną gierkę, już na luzie i oczywiście, przeciwnicy wynieśli sporo doświadczenia z poprzedniej gry, a w zasadzie jedno przesłanie - bić Przema i nie słuchać co mówi : ) Brakowało nie wiele, bym jeszcze raz zdołał ich wywinąć i wygrać rzutem na taśmę, ale dwie Dyscypliny Susy, w podwójnie ożywionego Kadrina niestety popsuły chytry plan i Raskoks wbił w końcu Kazimierzem na stół, zgarniając wina tuż sprzed nosa koleżanki, która w pewnym momencie miała bodajże 7 Dominacji.
Na stoliku Drumdaara okazało się, że Keil zgarnął zwycięstwo, (dzięki czemu wspiął się na 3 miejsce na równi z Repkiem), a Drumdaar został zatrzymany przez dwa Chaosy w porę. Agresywny Dwarf imba zgarnął więc najwyższe miejsce na podium. (pierwsza cyfra, to liczba ogólnej dominacji, druga to tie w postaci bonusu +2 za wygrane stoły)
1. Przemo DWA 38 6
2. Drumdaar DWA 34 6
3/4. Repek EMP 29 3
3/4. Keil CHA 29 3
5. Rodzyn CHA 25 2
6. Susa EMP 24 2
7. Wilkoo DWA 22 2
8/9. Raskoks DWA 21 2
8/9. Stach DWA 21 2
10/11.Omen EMP 19 0
10/11.Virgo ORC 19 0
12/13.Solar CHA 17 0
12/13.Mielona ORC 17 0
14. Kubala CHA 16 0
15/16.Borin EMP 15 0
15/16.Dashi HE 15 0
17. Michnik EMP 14 0
Dekoracja przebiegła w miłej atmosferze, Dashi ufundował figurki, w tym nie tylko zapowiedzianą Husarię, ale też Pegaza (wałacha-klacz kastrowaną z hoplita na grzbiecie - pozdr Michnik zaklinaczu koni:D, Hydrę, która może stać na boku, głowie, szyi i ogonie oraz Beastmena-Minotaura z gołą dupą. Dashi, figurki zajebiaszcze, na luza adaptowalne w realia Warhammera, dzięki za ten miły akcent. Ja oczywiście wybrałem Beastmena. Do wzięcia były też maty i inne gadżety, ale akurat mat to już mam tyle, że lekką ręką kawę na nie wylewam, więc dobrałem pro-naszywkę z symbolem Dwarfów i nieoczekiwanie zgarnąłem największe trofeum poprzedniej nocy - ćwiekowaną bransoletę Ricarda! Dalej, Drumdaar, Repek i Keil zgarnęli maty pamiątkowe (Trofeum Mereela), a nawet z 5 miejsca, Susa upolowała swój pierwszy "dywanik" pod karty. Gratulacje! Stolice Lizaków, nie cieszące się powodzeniem dnia poprzedniego znalazły też swoich właścicieli, a Ziggy, po krzepiącej drzemce :D, myślę, że też się nie rozczarował, bo trafiła mu się ostatnia stolica Undeadów, na którą właśnie polował.
Bransoleta Ricardo, prawdopodobnie, pierwszy Artefakt naszej sceny,
nietargetowalny, przechodzi na kolejnych zwycięzców
Kataklizmu na Ragionalsach.
Reasumując, Kataklizm, rewelacja; oczywiście gracze muszą się dostosować, "nauczyć" grać, bo format jest bardziej wymagający niż singiel (samo to, o ile więcej jest zmiennych i czynników wpływających na to co się dzieje + elementy psychologiczne i negocjacyjne). Sama mechanika nie ma wielu wad, choć tu i ówdzie można by coś podciągnąć + na pewno w miarę kolejnych turniejów, wyjdzie, gdzie trzeba zrobić cięcia w imię balansu. Widzę na tym polu spory potencjał i zachęcam wszystkich do grania tak na porządku dziennym jak i zostawania na drugi dzień Regionalsów.
Przychodzi pora, tak jak na każdym turnieju, by się pożegnać. Raz jeszcze,
gratulacje i podziękowania;
-
Virgo, za pierwszą wygraną na Regionalsie i na prawdę ciekawą talię.
-
Stachu (żelazna konsekwencja + własnoręczne wyjaśnienie mi raz na zawsze, jaki bilans ma Imperium z Orkami;)
-
Drumdaar i Raskoks, panowie coraz bliżej celu, życzę tendencji zwyżkowej nadal.
-
cała ekipa Krakowsko-organizatorska (Stach, Drumdaar, Raskoks, Raodzyn, Borin, Repek...???), panowie, świetny Regionals, klasa sama w sobie i jebać to że w styczniu i mróz - za rok widzimy się na bank!
-
Lokal Hex; rychłego otwarcia dla was i świetlanej przyszłości (również turniejowo - organizacyjnej), super miejsce, zazdrościmy Krakowiakom po całości
-
WSZYSTKIM, którzy przybyli, bo dzięki wam to wszystko się dzieje
-
Wilku, Ty wiesz, ja po nocach nie śpię, no, ale co było... to wiadomo. W Warszawie wejdę z 1szego miejsca, żeby już nie było niedomówień ; )
-
Makabrysio! Za wyprawy do Małpki, za dyskusje o bułeczkach, za wspólne picie, konsumowanie kiełbaski z Nyski, rozbrajanie całej ekipy imprezowej i milion jeszcze innych rzeczy.
-
Szymuss; hehe, next time IDZIEMY do Jazz Rocka ; )
-
FAQ team za obrady przy kanciastym stole i nie sprzedanie Polskiej Inwazji ; )
-
ekipie Wrocławskiej, mimo słabszej frekwencji, coś się udało ugrać (a jednocześnie kop w dupę, że nie udało się wygrać : >
-
Drumdaarowi jeszcze z osobna, z pozdrowieniami dla żonki!, za przenoclegowanie i ogarnięcie "logistyki".
Do zobaczenia we Warszafce ; )
Tak, dobrze wszyscy myślicie, na następnym Regio was zmiażdżymy.
p.s. wszelkie foty, zrobione przez pro-Raskoksa, podciągnięte z tej galerii (polecam, mnóstwo świetnych ujęć!)