sobota, 28 czerwca 2014

Inwazja na Bydgoszcz II - Turniej Regionalny 21-22/06/2014


Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, czyli relacja z Bydgoskich zmagań o dominację na Północy.


Rok temu, w Bydgoszczy odbył się niesamowity turniej. Talia DE, na ET, Heroicu i różnego typu wynalazkach okazała się masakratorem. Gdyby nie prowadzący - idiota w finale z Imperium, było by co wspominać jeszcze bardziej. Ale, ale... Istotnym jest, KTO grał owym Imperium. Póki co jednak, przejdźmy do świeższej porcji historii.

W tym roku, po tzw śmierci Inwazji i jej bardzo dobrym samopoczuciu, jako zombie, regionalsy nadal leciały jak to się mówi z koksem. W przeciwieństwie do Blog of Change , no, ale - ponownie: jak to się mówi: taki lajf. Nie dało się jednak nie zauważyć, tendencji spadkowej, tak w formie, jak i frekwencji. Ligi lokalne ubożeją(prócz Krakowa, bo tam zdaje się kwitnie i nie przestaje), we Wrocławiu emerytów coraz więcej, na forum, dział Dickwarsów i Conquesta ma się lepiej niż pozostałe. Takie czasy nastały. Warhammerowe rzekło by się, mroczne, ponure, z brakiem nadziei i samotnością, jako chleb powszedni.

Do Bydgoszczy, gdzie Alan dzielnie, mimo przeciwności losu, właścicieli lokali i innych dziwnych ludzi - turniej zamierzał zorganizować, ostatecznie wybrałem się sam. Czarny, z bólem serca wybrał swoje potomstwo w potrzebie (i słusznie!), inni potencjalni gracze wyjazdowi, wybrali góry, żony, pracę i inne tak błahe sprawy, że aż trudno uwierzyć. Ja sam zresztą, o mały włos bym się nie pojawił, jednak o północy z Piątku na Sobotę, rozsiadłem się w busie, z czterema taliami górą kanapek w plecaku, nieco jeszcze wkurwiony ostatnim pojedynkiem w Królewskiej Przystani (wiecie, Góra, Żmija, i choć minęły lata od przeczytania książki, nadal człowiek nie może przeżyć pewnych spraw, a telewizja jątrzy rany).

A więc jadę, decklista w dwóch wersjach, Dwarfy na Rangerze (nie wiem co mnie kopnęło, ze nagle postanowiłem tym zagrać) i Lizaki z Wawy, bo czułem, że talia pechowo tam nie pokazała prawdziwych możliwości. Podczas kimy autobusowej, nic mądrego się nie przyśniło, dalej, już na chacie u Alana, podczas potyczki w Króla i Zabójców, tez nic mądrego nie wymyśliłem (włącznie z tym, że idiotycznie ujawniłem asasyna, bo źle policzyłem kratki na planszy). I nawet na turnieju, gdzie wśród mat (ach jakież to były maty, najlepsze self-made jakie do tej pory widziałem by Kowalx, stary gratulacje za nasycenie barw!), a więc nawet wśród mat, Skink Kameleon na mnie patrzył, a ja jak ten uparty, brodaty debil, zgłosiłem Krasnoludy.

Może się starzeję, może to już zmęczenie materiału. Na pewno też to, że przed Bydgoszczą, ponad miesiąc nie grałem w WHI, poza dwoma spotkaniami na Kataklizm. Mimo wszystko, nic a nic się ostatnio nie szanuję na tych turniejach. Ale starczy płaczu, lecimy z miejscówką.


Jak widać, kiedyś Cafe Kino (klasa i minus za tyskacza), teraz zajebisty studencki obiekt, warunki, najs, położenie git, i nawet zakaz spożywania przyczynił się do powstania magiczne coli i jej siostry magicznej żubrówki (dzielnie wspieranej przez jej brata - Magicznego Marcina - pozdrawiam!!!!). Acha i był jeszcze, ten, no Listerine, czy inny płyn do płukania jamy ustnej, po którym czujesz się świeżo przez całą imprezę (a wiadomo, następnego dnia, zupełnie odwrotnie - czyli NIE-świeżo).


Wyświetlacz był, mikrofon, prowadzący na propsie, lokal i nawet pogoda, miejscowe przejaśnienia na zmianę z deszczykiem - wiele do zarzucenia nie mam. Żeby ta frekwencja jeszcze. Stawiło się 21. Włocławek lipton, Wa-wa daje ciała. Pomorze przychodzi z pomocą. Kraków, Wrocław w rozsypce. (dzięki Drumdaar, że choć ty byłeś!). Cóż powiedzieć. Jakie powody są, każdy widzi lub nie, ale dyskusja i tak jałowa. Powiem za to, że i tak, spotkać się z ludźmi, poznać bliżej tych mniej znanych - było warto. No, ale zanim się poznawaliśmy itd już na początku turnieju zacząłem wyłapywać wpierdol.

Runda zasadnicza.

Jak wspomniałem, zagrałem jak ten debil, Dwarfami, na Rangerze, choć guru Jaszczur ostrzegał. Alith nie powiem, był w domu gotowy, ale ostatecznie zabrałem Lizardmenów. Brak decyzji, brak wyników. Tak było zawsze gdy grałem taliami bez charakteru. W pierwszej rundzie, trafiłem na żleX'a, który zaskoczył mnie pięknym Elven Warship'em, i jak się chwile potem okazało, również nim mnie wykończył. 1-2 w dupę, trochę szok, bo potencjalnie miałem tyle Toughnessa, że głowa mała (Veterani, Legiony, Tan, Baraki, hospitable Cave...come'on). Dalej był Drumdaar, z UND combo z opcją B na granie "po prostu Undeadem". Dwa rasy praktycznie mnie skasował Nagashem i szybkim Wampirem. GG

Myślę sobie (ale gdzieś w środku, już raczej nie wierzę, że ta talia w jakikolwiek sposób się podniesie), ech, może jeszcze uda się wyskrobać te 4 wygrane. Dwarfy to Dwarfy. Czeka na mnie Tobiaco, De, niby szału nie ma, lipy też nie, ale szybkie Hekatrony robią swoje. 1-2 w dupę. Ok, została, więc walka o honor, przynajmniej 3-3 trzeba pójść.

Garrovsky, trzeci ze słynnych braci. Gra Imperium. Dwukrotnie wbijam mu tyle, że zostaje na JEDNYM obrażeniu od spalenia i mojej wygranej. Najs. Remisik, brak słów. klepie mnie nawet mniej doświadczony chłopak (swoją drogą miły i kulturka). W piątej rundzie nie dałem szans przeciwnikowi. Sklepałem Bye'a w 5 sekund i poszedłem do Żabki, bo nie zostało mi już nic innego. W następnej, przyremisowałem również z DE Organka. Gość miał reanimatora DE. Może to i ciekawy archetyp, ale remis z tą talią to nie powód do zaszczytów. Inna sprawa, że moja talia, nie była nawet ciekawa. W ostatniej graliśmy z Kubalą o kupę śmiechu i ewentualne nie zdobycie Filarów Ziemi. Obu nam się udało, aczkolwiek talia Kubali, na Boon of Tzeenth, Sceream'ie, Ptarixach, Blessingach i innych cudach wyglądała na stołach totalnie zajebiście. Czyli w zasadzie nawet tu przegrałem, choć 2-1 było dla mnie.


Spisu talii nie wrzucam, trzeba się szanować. W pierwszym pomyśle miałem grać na Thoreku, przynajmniej był by props. A tymczasem, skończyłem na 17 miejscu, wziąłem w kieszeń bonusową stolicę (kolejny majstersztyk Kowalx, klasa sama w sobie!) i poszedłem oglądać zmagania lepszych racząc się magicznymi napojami. A że miałem zacne towarzystwo Drumdaara, który też nie po szalał, bawiłem się świetnie, o czym poniżej.


Jeszcze o topce słowo.


żleX, (tak ten od statku), wygrywa z GilGaladem, który dzielnie reprezentował właściwie, nie-reprezentowane Imperium. WOJT klasycznym Alithem ciśnie 2-1 Killaszita, któy ma chyba tego dnia talię turnieju: Skaveny, z Trybutami i kartami ze wszystkich trzech ras Destro, nie pamiętam dokładnie, ale naliczyliśmy u niego coś koło 15 "zerówek". Gruba talia, niewiele brakło do sensacji. Gratulacje za pomysł i wykonanie. W mirrorze Dark Elf, Sawar pokonuje Wujtratora, z nieco bardziej przekombinowaną talią, niż przywykliśmy oglądać. Drixen (jako trzeci HE w top8) przegrywa z Filkiem, który w iście Chaotycznym stylu wchodzi do połfinałów, wygrywając jednocześnie tytuł Pijanego Mistrza.


Akcja nie zwalnia tempa. Oto Sawar, mimo najwyzszej klasy mind-game'ów Filka i jego wnikliwej analizy psychologicznej tak przeciwnika jak i wszystkich obecnych na sali - przedziera się przez zawiłe akcje i groźne wojska Chaosu, by zapewnić sobie miejsce w finale. W drugim pojedynku, bratobójcza walka WOJTA ze źleX'em. Tutaj prawie mirror, więc decydują mikro-detale. WOJT wychodzi zwycięski i wita się w finale z Sawarem. I uwaga, historia dzieje się na naszych oczach. Mroczne Elfy walczą jak mogą, ale widać to wyraźnie, Dziś jest dzień Ulthuanu. W wielkim stylu i dobitnie, HE WOJTA, prowadzone przez Króla Cieni, rozjeżdżają swych niegdysiejszych braci. HIGH ELF wygrywa regionasa! Historia się dopełnia, bo każda rasa zdołała wygrać chociaż raz. Nie ma imby, płaczcie hejterzy, zgnijcie sceptycy. Gdzieś w kuluarach, źleX opanowuje 3cią pozycję, Filku rusza na imprezę...wiatr za oknem delikatnie wieje, zwiastuje letnią noc.

Tak, ekhm.


WOJT, - odpowiedź na zagadkę z pierwszego akapitu. Tak, to on grał rok temu Imperium, i zdobył puchar. Rok później, zagrał HE, zgarnął wszystko. Wielki szacun, za skill i dobór talii. Król Cyganów! Król Północy! (nie zajeżdżaj do Frey'ów w Warszawie;) Dalsze gratulacje, dla Sawara, dobra gra, DE zawsze w topce. To chyba życiówka, a na pewno taki wynik zrobili źleX(3), Drixen(5), Killaszit(8) (jeśli chodzi o regio) Jeśli się mylę to pewnie nie wiele. Dominacja HE, DE zawsze w cenie. I tak to było.

Chłopaki zgarnęli nagrody, maty, koks, Diskwarsy, wszyscy zadowoleni, w tym ja i Drumdaar, bo mata z Lizakiem i Dwarfami zostały na Kataklizm, a tam zamierzaliśmy powalczyć. Chwila krzątaniny i ruszamy w miasto.

Poprzednim razem w Bydgoszczy tylko się wymarzłem na obdartym dworcu, tym razem było inaczej. wiecie, tam mają na prawdę kawał pięknej starówki. Spacer z turnieju w stronę lokalu, należał do tych przyjemniejszych i krajoznawczych. Sama miejscówka (nie pamiętam nazwy cholera), jak najbardziej na plus (w końcu jakaś dobra muzyka), choć szybko wynieśliśmy się z "głównej" sali z dozwolonym paleniem, do niszówki. Początkowo we dwóch z Alanem, z biegiem czasu, tam właśnie rozkręciła się cała impreza. Wiele nie będę mówił, wiecie taśmy dziś, podsłuchy, zdjęcia, kariery rujnują. Ci co byli - wiedzą, było zacnie. Towarzystwo, rozmowy, aktualne tematy, plany na przyszłość (wiadomo, 'sprawa Podboju i Conquesta). Może zabrakło tylko tradycyjnego zebrania FAQ Teamu, ale ten organ z tego co widzę, raczej już ku rozbiórce się chyli. Oprócz tego, że było zacnie, było też do rana.

....

Czyli wiadomo. Człowiek już nie młody. Następnego dnia, zazwyczaj chce do mamy, na rosołek, ciszę, spokój. Ja już więcej nie będę.

Ale, czekał nas Kacaklizm, więc trzeba było się wziąć w garść (co mi nie poszło zbyt łatwo). Format 2 vs 2, Dwarf i Empire dla mnie i Drumdaara (jak się okazało najczęściej wybierana kombinacja, nie dziwię się). Oświećcie mnie, bo nie pamiętam z kim wygraliśmy pierwszą rundę (sorry chłopaki). Potem był Cygański Tandem, czyli Zygi i WOJT. Chaos i De, na mnóstwie spaczenia. Chłopaki sami muszą przyznać, że wgnietli nas w ziemię porno startem. Zygi w pierwszej Kulty i informatorka z Krakena, w drugiej kolejne Kulty, w międzyczasie druga Informatorka i trzecie Kulty w następnej. WOJT dołożył ze dwa psy, wieżyczkę w bok, ja bez kart na ręku i pograne. Z kolei z wujtratorem i Kubalą (para już osławiona w Kataklizmie i broniąca trofeum Ricarda), było bardzo wyrównanie. Przy stanie bodajże 14 do iluś tam, zatrzymali nas, (my poszliśmy w aggro, oni w eko, ale starty też wymarzone), zabrakło w zasadzie jednej więcej Demoralizacji lub Dekretu Karola do wygranej. W każdym razie - zabrakło. Jeszcze gra z Tobiaco i źleX'em, tutaj wygrana, ale z kolei chłopakom kompletna kupa doszła i gra była bez historii. Ostatecznie zakończyliśmy na 3 placu, za Kubala/Wujtratorem i zwycięskim Tabor Teamem. WOJT podwójna korona! Brawa, ale i dopisany grudge, za zabranie mi maty z Lizardmenem. To zapamiętamy.


Reasumując, grało się spoko, na pewno ciekawiej niż dzień wcześniej, ale trzeba wyraźnie powiedzieć, że Kataklizm to format FFA. Przy grach drużynowych, wygląda to bardzo podobnie do 1vs1, wchodzi mniej techów, mniej dzikich kart, liczy się tak na prawdę kontrola. Zbyt często o rozgrywce decyduje poziom dojścia na rękę obu graczy, co dobitnie było widać. Mówiłem to nie raz i powiem teraz, że przyszłość Warhammera Inwazji, jako karcianki emeryta leży raczej w Kataklizmie, aczkolwiek FFA jest tutaj pożądanym formatem.

Jak zwykle, po wszystkim pożegnania, podziękowania, mały trip na żarcie z Alanem i Orełem. Jakiś niedosyt, ale i zmęczenie. Szybko minęło. Tak cały weekend jak i te 5 lat WHI.

Zatem,

dla Alana, najpierwsze: za organizację, za ducha rywalizacji i ducha gry, za talię na Teclisie, mimo Reprymendy za 0, za nocleg (pozdr dla żonki!), za rozmowy, wspólne picie, za odstawienie na chatę. Nie zawsze się zgadzamy w poglądach, ale to dobrze. Takich ludzi trzeba scenie. Liczę, że jeszcze na nie jednym regio się widzimy, czy teraz, czy za 40000 lat ; )
acha,
No i wiesz, ten red label zapisany w notesiku. GO SPURS!

dla Drumdaara, za towarzystwo, team w Kata, taliowe burze mózgów, my to na pewno się widzimy jeszcze nie raz.

dla Filka, GilGalada, Oreła, Tobiaco, Zygiego, Wojta, Kubali i wszystkich obecnych na turnieju, za świetną zabawę, mocną integrację i grube plany na przyszłość.

Jak pisał jeden od Wiedźminów, "Coś się kończy, coś się zaczyna".

Widzimy się wszyscy na tegorocznych OMP zatem!


(na koniec małe foto szoł, jak zwykle, zanim wyślesz mi pozew, daj znać, po prostu zdejmę zdjęcie ; ) Jakoś słaba, bo magiczna cola poszerza horyzonty)